Michu ma poharatany bok !
Nie mam pojęcia co mu się stało. Kiedy po porannym bieganiu zamykałam je do klatki, zobaczyłam krew na ręce, w pierwszej chwili pomyślałam że to moja bo wczoraj Dżum podrapał mi dosyć przedramię, ale nie.
Zrobiłam przegląd szczupaków zaczynając od Hermana, wtedy Misiu oparł się o pręty – po boku spływała mu krew. Próbowałam obejrzeć ranę, ale bezskutecznie. Na ślepo przemywałam to miejsce rivanolem, ale nie wiem czy dotarłam do skóry, czy moje zabiegi ograniczyły się do sierści. Nie wiedziałam jak duża jest rana, jak głęboka, a szrama wciąż krwawiła

.
Była 8 rano, weterynarz czynny od 11. Wpuściłam Misia do klatki, mając nadzieję, że sam zajmie się raną i przy okazji uda mi się coś zobaczyć. Rzeczywiście jak tylko znalazł się w hamaku zaczął się wylizywać, jednak nawet wtedy nie szło zobaczyć czy zranienie jest rozległe. Kiedy zasnął spróbowałam jeszcze raz, wybadałam tylko że jest długie na ok 2 cm, ale czy głębokie ? Krew nadal się sączyła. Misiu się wiercił. Zrobiło mi się duszno.
Nie byłam pewna czy nie będzie konieczne szycie, więc od razu zrezygnowałam z dotychczasowej pani weterynarz (kiedy byliśmy u niej z Hermanem i zażartowałam, że szczupaka szczęśliwie ominie zastrzyk, odpowiedziała mi całkiem serio, że zastrzyku nawet by się nie podjęła zrobić, więc co dopiero narkoza, szycie... - bo takie miałam wizje). Pojechaliśmy z Misiem do Piły, gdzie jakoby miał przyjmować, może nie specjalista, ale ktoś kto się gryzoniami już zajmował. Odniosłam jednak wrażenie, że wcale nie koniecznie. Młody pan doktor na powitanie powiedział mi, że miał kiedyś chomika (

). Wypytał o ściółkę (o chipsi mais nigdy nie słyszał), choroby skóry, możliwość psaożytów i czy Michu mieszka sam.
Pierwszą jego hipotezą było, że Misiu sam to sobie zrobił drapiąc się, co zdecydowanie odrzuciłam (jak mocno, długo i w jakim celu miałby się TAK zadrapać ?). Wyciął sierść wokół i oczyścił ranę, miała rzeczywiście ok 2 cm, nie była bardzo głęboka, ale też nie powierzchniowa. Pan wet powiedział, że dobrze, że Michu ma tak grubą skórę, bo na najgłębszej warstwie skóry element tnący (czymkolwiek był) się zatrzymał. Wyglądało to tak jakby coś ostrego, szerokiego na ok. 2 mm przeciągnęło się po moim szczurze !
Weterynarz wyraził przypuszczenie, że któryś z kolegów potraktował go zębami, ale ja wątpię. Zęby są szersze, poza tym wiem jakie stosunki panują wśród szczupaków, nigdy się nie pogryzły do krwi. Jestem pewna, że Misiu zrobił to sam na czymś ostrym co się znajduje w pokoju, nie wiem tylko na czym.
Dostaliśmy gentamecynę do polewania rany, na koniec Misiu został posrebrzony i mógł wrócić do transportera. Bardzo był wystraszony, całą drogę przespał zakopany w kocyku. A teraz jeszcze czeka go separacja z innymi. Wet powiedział, że mogłyby go pogryźć, ale nie sądzę - kiedy rano leżał z Hermanem na hamaku, Herman na pewno czuł krew, ale zachowywał się normalnie, obojętnie. Także nie ze względu na resztę oddzieliłam Misia tylko, żeby zapewnić mu bardziej sterylne warunki, dopóki szrama się nie zasklepi. Teraz śpi, ale jak będzie wieczorem kiedy inne szczupaki będą biegały a on w klatce ? Może wynieść go do innego pokoju na ten czas ? Chociaż na dwa dni, żeby wszystko ładnie wyschło.
Po wizycie (mimo wątpliwości czy rzeczywiście byliśmy u specjalisty od gryzoni) odetchnęłam, że rana nie jest bardzo głęboka, ale trzeba obserwować czy nie wda się zakażenie. Tak mi szkoda biedaka.
Najspokojniejszy, najbardziej ostrożny ze szczupaków ! Jak to się mogło stać ? Możliwość bójki wykluczam. Rano piszczał Dżuma, ale to akurat codzienność, były jakieś gonitwy, ale u nich to zwykła zabawa, raz coś spadło, nie widziałam dokładnie co lub kto, ale to akurat też codzienność, pewnie Herman albo Dżum startowali do komody. Nie przychodzi mi na myśl co w pokoju mogłoby być tak ostre. Czyżby tapczan ? Kiedyś wydobyłam z niego wystający spinacz, muszę jeszcze raz dokładnie obmacać, może znów szczupaki coś wyskubały z tapicerki.
W ogóle jestem zła na siebie, na swoją nieudolność, nie potrafiłam obejrzeć rany. Nawet nie gwałtownie, ale uparcie i skutecznie Michu wymykał mi się z rąk

. Nie potrafię unieruchomić na moment powolnego Misia, a gdyby przyszło oglądać Dżumę ?! Kiedyś Pistol zranił się w ucho, mała ranka jak się okazało, ale trochę krwi było i tam też nie potrafiłam go przekonać, żeby dał się obadać czy choćby przetrzeć antyseptykiem. W domu nikt mi nie pomoże w takich przypadkach. A ja nie potrafię ich zdecydowanie przytrzymać.
Już teraz się boję jak mi pójdzie opatrywanie i doglądanie rany misiowej rany. Nie mam pojęcia.