Ale co innego się u nas wydarzyło
To była najgorsza noc od... nie pamiętam kiedy..
Przygniotłam Gryzka.

O 2 w nocy zdecydowałam się iść spać. Gryzek przysnął sobie gdzieś w łóżku (reszta już dawno w klatce). Po chwili przebudził się i wszedł pod łóżko. Pod tą płytę pilśniową, która tworzy skrzynię na pierzynę. Podniosłam delikatnie kanapę i czekała aż Gryzek wyleci (zawsze tak robiły). Czekam, czekam, nic. Kanapa ciężka, nie dawałam już rady więc bardzo delikatnie i powoli położyłam ją na podłogę, żeby mała miała czas się uchylić, uciec, też jak zawsze. Przeszłam z drugiej strony, podniosłam i zobaczyłam nieruchomy ogonek Gryzka. Usiadłam, położyłam sobie na uda łóżko (jakie ciężkie!) i zaczęłam krzyczeć do śpiącego TŻta w drugim pokoju. Kiedy przybiegł powiedziałam (właściwie wyłam już i ledwo wykrztusiłam), że chyba zrobiłam coś Gryzkowi. TŻ zanurkował pod łóżko, wziął szczurka na ręce. Nie ruszała się, była nieprzytomna.
Piszę wyłam, bo tak było dosłownie. Nie umiałam przestać przez jakieś 2,5 godziny. Nie wiedziałam co się stało, łóżko stawiałam bardzo powoli, więc nie uderzyłam maluszkę. Zawsze jestem ostrożna, nawet przy zamykaniu drzwi, żeby ogonki miały czas się schować czy uchylić jeśli wyskoczą znienacka i ich nie zauważę.
Wciąż się zastanawiam jak to się stało. Być może w którymś miejscu płyta się wygięła, było mniej miejsca i przygwoździła ją. TŻ szybko oprzytomniał, sprawdziliśmy czy jest w Opolu lecznica całodobowa. Była! Pojechali.
Po 20 minutach TŻ zadzwonił, że Gryzek oprzytomniał, chodzi po stole wetki. Lekarka nie miała chyba wielkiego doświadczenia, stwierdziła, że takim małym zwierzątkom nie da się zrobić żadnych zdjęć. (ph! co za wetka!) Zbadała go tylko, stwierdziła brak złamań, żadnych obrzęków i twardych miejsc w środku.. Powiedziała, że jeśli przeżyje do rana, to będzie już dobrze. Jeśli nie, to..
Siedziałam przy nim.. Nie wyglądał.. Niemrawy, nastroszony, mętne oczka.. Nie chciałam się kłaść, TŻ pościelił mi w pokoju ze szczurkami, siłą przebrał. Powiedział, że nie da auta, jeśli choć troszkę nie pośpię. Przysnęłam na 3 godziny. Rano wstałam i pojechaliśmy już do naszego weta.
Generalnie- niby nic mu nie jest. Porządnie go tam obejrzeli. Dostał środki przeciwbólowe (morfinę!). Je, chodzi, kłóci się z Łysą ale wszystko bardzo ostrożnie. Prawdopodobnie jest poobijany. Wet zapewnił ,że wszystko będzie dobrze, mam się wyspać (nie mogę! Muszę go obserwować) a jakby co- jeszcze przyjechać.
Nie mam oczu, zamiast tego szparki. Spuchłam strasznie. Ale należy mi się, moja wina. Wiem, że byłam ostrożna, ale niewystarczająco. Mogłam przewidzieć to co się stało!

Najważniejsze, że mała żyje, inaczej nie wiem co bym zrobiła..
Dziś TŻ odmontuje tą płytę spod łóżka...
Ze mną: Reksia i Kicia. W sercu: Kicek; Biba, Gryzek,Agrafka,Siwa, Łysa, Kwik, Lusia, Rabarbar, Soomi i Serenada.. Moi wyjątkowi..[*]