Re: Duecik Bez Siostrzyczek - Fini prosi o kciuki!
: śr wrz 21, 2011 5:19 pm
Trochę mało miałam ostatnio czasu...
Dziewczynki wygłaskane, wielce były zadowolone, bardzo dziękujemy za kciuki!
Fini względnie spokojnie przyjmuje konieczność smarowania gentamycyną, wie że zaraz "po" następują co najmniej dwie godziny głaskania i pieszczot, które uwielbia, tak więc dwa razy dziennie mamy rytuał dopieszczania słodkiej czekoladki, która jak tylko umie, stara się udostępnić ludzkim palcom jak najwięcej swego pulchnego ciałka.
Jest w miarę pogodna i ku naszej radości wciąż nie widać oznak bólu, nawet najmniejszego śladu porfiryny. Tylko chodzenie ma utrudnione, nauczyła się odchylać lewą tylnią łapkę w bok i tak jakoś sobie radzi. Nie podejmuje wędrówek po całym pokoju, ale przechodzi od domku do miseczek z jedzeniem i piciem, przechodzi na drugą stronę pokoju i układa się tam na legowisku pod meblami, które jest od jakiegoś czasu przygotowane na dużej plastikowej tacce dla Martini - gniazdowniczki.
Dla wygody na wszelki wypadek zawsze ma blisko przy domku malutkie naczyńka z jedzonkiem i piciem, gdyby nie była w formie pójść dalej, co jakiś też czas któreś z nas podsuwa jej picie i karmę pod wychylony z domku pyszczek, tak dla pewności, że nie głoduje i nie jest spragniona.
A niebieściaczek żwawy i dziarski jak zawsze, choć dziś nieco się zdenerwował krótkim karnym pobytem w klatce, za uporczywe maltretowanie listew przypodłogowych i od razu pojawiły mu się przy oczach porfirynki, doktor Tomasz miał widać rację uspokajając nas, że mała jest zdrowiutka a to tylko objawy stresu.
Została dla poprawy nastroju wygłaskana, aż przymknęły jej się oczka – ona lubi tak być uśpiona pieszczotami.
Dziś jej foteczki, tylko trzy:
śpioszek pieszczoszek
przebudzamy się, choć z trudem
- aaale o… scoo… chodzi..? 
Dziewczynki wygłaskane, wielce były zadowolone, bardzo dziękujemy za kciuki!

Fini względnie spokojnie przyjmuje konieczność smarowania gentamycyną, wie że zaraz "po" następują co najmniej dwie godziny głaskania i pieszczot, które uwielbia, tak więc dwa razy dziennie mamy rytuał dopieszczania słodkiej czekoladki, która jak tylko umie, stara się udostępnić ludzkim palcom jak najwięcej swego pulchnego ciałka.

Jest w miarę pogodna i ku naszej radości wciąż nie widać oznak bólu, nawet najmniejszego śladu porfiryny. Tylko chodzenie ma utrudnione, nauczyła się odchylać lewą tylnią łapkę w bok i tak jakoś sobie radzi. Nie podejmuje wędrówek po całym pokoju, ale przechodzi od domku do miseczek z jedzeniem i piciem, przechodzi na drugą stronę pokoju i układa się tam na legowisku pod meblami, które jest od jakiegoś czasu przygotowane na dużej plastikowej tacce dla Martini - gniazdowniczki.

Dla wygody na wszelki wypadek zawsze ma blisko przy domku malutkie naczyńka z jedzonkiem i piciem, gdyby nie była w formie pójść dalej, co jakiś też czas któreś z nas podsuwa jej picie i karmę pod wychylony z domku pyszczek, tak dla pewności, że nie głoduje i nie jest spragniona.

A niebieściaczek żwawy i dziarski jak zawsze, choć dziś nieco się zdenerwował krótkim karnym pobytem w klatce, za uporczywe maltretowanie listew przypodłogowych i od razu pojawiły mu się przy oczach porfirynki, doktor Tomasz miał widać rację uspokajając nas, że mała jest zdrowiutka a to tylko objawy stresu.


Dziś jej foteczki, tylko trzy:




