Ostatnie zdjęcia Fini, z wtorku, który okazał się dniem pożegnania

; obie chyba rozumiałyśmy, że nasz wspólny czas dobiegł końca. Ale była spokojna, wychylając się tylko do nas z takim jakimś pytaniem czy też oczekiwaniem w oczach, gdy zwracała ku nam swój śliczny pyszczek. Kiedy rano nadal nie podjęła jedzenia ( tyle tylko, co z palca, ale na nasze naleganie...), było wiadome, że to nie przejściowe kłopoty, lecz już prawdziwa niemoc.
Chyba zmiana antybiotyku z klindamycyny na słabszy nie była dobrym posunięciem, twory zaczęły się po trzech dawkach na nowo paprać. Podłe kalafiory dołożyły swoje, czekoladka nie mogłaby już pewnie bez bólu chodzić, może też ucisk na jelita zrobiłby wkrótce swoje - z kolejnym rozwolnieniem, na węglu i diecie, ograniczona w poruszaniu się... nie takiego chcieliśmy dla niej życia i ona też jak widać takiego nie chciała...
Do lecznicy zabraliśmy ją z domkiem, nie chcąc na koniec pakować do znienawidzonego transportera, który kojarzył się pewnie przede wszystkim z operacjami.
W samochodzie przechylała główkę pod moimi palcami, nadstawiając do pieszczot także bródkę, szyjkę i brzuszek, a przednimi łapkami umościła się na wnętrzu dłoni, wygramoliwszy się przez otwór wejściowy…
--------
Smutno bardzo, ale i jakiś spokój sumienia... Czekoladowy łakomczuszek, który nie mógł już cieszyć się życiem jak przedtem i z trudem zjadł kawałeczek rozdrobnionego dropsika, budził smutek i współczucie, dlatego pozwoliliśmy jej zasnąć, choć mieliśmy nadzieję, że ten moment przyjdzie później – tak ładnie się dotąd trzymała. Kiedy w poniedziałek przestała jeść, stało się oczywiste, że więcej nie da rady, że się poddaje; tak jak niegdyś Czarnulka i Dżuma…
Przyznam, że jest nam lżej niż niegdyś w przypadku Dżumy, która niczego nie ułatwiała, walczyła zażarcie i dzielnie, a doktor Strugała mówiła nam, niepewnym, że tak nie wygląda szczurek, który się poddał. Ale kiedy szczura odmówiła jedzenia i przyszedł czas się pożegnać, zrozpaczona córka w akcie desperackiej nadziei nie rezygnowała, podsuwała jej jedzenie, zaklinając niebo oraz agutkę odwracającą główkę i uciekającą oczami; córka rozpłakała się nad Dżumką i powiedziała: - Dżumiś, jedz proszę cię, dlaczego nie jesz..?!
A wtedy Dżuma, ta nasza cudowna, wyjątkowa szczura, podniosła z wysiłkiem główkę i zaczęła zlizywać gerbera z jej palców… Wtedy i córka pogodziła się z bolesną prawdą, której nie chciało przyjąć serce; Dżumka nie mogła dłużej, walczyłaby już tylko dla nas Tego samego dnia pomogliśmy jej odejść…