Nowi sąsiedzi nad nami się urządzają, ciągle coś wiercą i przybijają... potem muszą każdą wkręconą śrubę należycie uczcić...

Chodzimy zestresowani i niewyspani, niebieściaczek także.
Dla odwrócenia uwagi od straszliwych odgłosów zapraszam ją ze sobą do kuchni, choć zazwyczaj nie lubię, kiedy się po niej szwenda, za dużo niebezpieczeństw, ciężko o solidne blokady zakazanych miejsc. Ale nic to, tu puste pudełko od bombonierki, tam butla mineralnej; na podłogę pod oknem reklamowe gazety, jakie i tak mała sobie zdążyła zarekwirować

, i dotrzymujemy sobie wzajemnie towarzystwa.
Natknęła się Martini na worek z orzechami, które dostaliśmy od znajomych:

- Co my tam mamy..?
- Pewnie coś dobrego... ale lepiej będzie dostać się z drugiej strony...

Wybór właściwego orzecha należy przeprowadzić pieczołowicie i niezwykle starannie...
- Teraz już tylko właściwie podejść do kwestii transportu...

... podły krąglak wciąż się wymyka!
- Potrzebny tu będzie pewniejszy chwyt..!

... no a teraz ....
... trzeba nam ze zdobyczą jak prędzej do schowka...do schowka...

- Do schowka..!
Przy tym, trzeba było najpierw udać, że składujemy teraz w kartonowym domku stojącym za szafą w przedpokoju, a dopiero później, zmyliwszy potencjalnych żarłoków czających się na cudze zapasy, niepostrzeżenie przemknąć się z orzechem do swojej pufy!
