Szczurzy Terror
Był to spokojny jesienny dzień nie różniący się niczym szczególnym od innych chłodnych, nieprzyjemnych i leniwych dni. Cztery ogoniaste damy spały smacznie w hamakach podzielone na dwie grupy, przez kłótnie z poprzedniego wieczoru o ostatni kawałek pomidora. Lilien spała wtulona w puszyste ciałko Jay w ich ulubionym nietoperowym serku, Zosia zaś była wtulona w Roxy poprzeciwnej stronie klatki w domku narożnym. W domu było cicho i spokojnie co wcale nie mobilizowało żadnej damy do wychylania choćby nosa z wygodnego i ciepłego hamaczka. Lilien w końcu się przebudziła i rozejrzała po pokoju.
- Jay śpisz ? Jej wygodna poduszka otworzyła leniwie jedno oko i zerknęła na nią. - mhm, a co ? - odpowiedziała sennym głosem przyjaciółka.
- Chyba już południe, wstajemy? Może dorzucili nam coś do miski.
- Dobra Lil, ale jeszcze pięć minut... - wymamrotała Jay i znów odpłynęła.
Lili ziewnęła i zrobiła to samo.
To było bardzo długie pięć minut...
O drugiej popołudniu niestety sielankę przerwał Pan. Poruszone dziewczynki przebudziły się raz dwa i wystawiły pyszczki poza hamak uważnie obserwując co on zamierza robić i jakim prawem przerywa ich drzemkę?! Pan zaczął sprzatać, a to już było dziwne i podejrzane. Dlaczego on a nie Pani ?
Jako pierwsza na rozeznanie ruszyła Zosia.
- Roxy co on robi ? Spytała zaaferowana uważnie przyglądając się jak przebiega wymiana żwirku w kuwetach.
- Chyba sprząta. Mruknęła zaspana i niezadowolona Roxy.
- No to ide sprawdzić! Może ma dropsiki! Rzekła Zosia i już jej nie było, pędziła ile sił w łapkach ku otwartym drzwiczkom, a Roxy usłyszała tylko jej podekscytowane "Masz dropsiki? Masz? dasz mi dasz, proooosze?"
- Co za szczyl. Mruknęła Roxy i nadal niezadowolona wyszła z hamaka, zupełnie zignorowała ręce pana które poszybowały ku niej by ją pogłaskać, zeszła na dół by zajrzeć do miseczki która ... BYŁA PUSTA! Na suchą karmę nie miała ochoty. Nie poprawiło jej to wcale humoru naburmuszona stwierdziła, że prześpi się jeszcze w hamaku, ale go nie było. No drań pozabierał hamaki!
W tym czasie Lili oraz Jay zostały wyproszone ze swojego hamaczka bo i on został zabrany, po chwili zniknęły wszystkie mebelki. Jay zrobiła obchód po klatce, zajrzała do czystej kuwety zadbała o higienę osobistą i wraz z Lili również zeszła na dół. Upomniała w między czasie Zosie która biegała po klatce niczym mały samochodzik w poszukiwaniu dropsików których nikt jej nie dał! Zrozpaczona z powodu braku dropsików Zosia zeszła również na dół i dołaczyła do reszty koleżanek. Gdy pan uprzątnął górę klateczki przyszedł na czas na dolne piętro, dziewczynki korzystając z okazji skierowały się do otwartych drzwiczek. Niestety cztery ogoniaste panny nie dostały pozwolenia wyjścia na wybieg. Tego było już za dużo ! Gdy Roxy usłyszała po raz kolejny " Nie nie nie, dziś nie wychodzicie" Wpadła w szczurzy szał. A gdy Roxy wpada w szał wszyscy schodzą z drogi...
Fuknęła ostrzegawczo i najeżyła się po czym musiała na czymś lub co gorsza na kimś wyżyć. Pobiegła na górę, w poszukiwaniu rzeczy do dewastacji, hamaków niestety nie było. Dzikie gryzienie prętów nic nie dało. Jej wzrok padł na poidełko, dobiegła do niego i zaczęła je szarpać póki go nie oderwała i wypchnęła, to jeszcze nie ukoiło jej nerwów następnym celem okazała się miska. Wściekły dewastator zszedł na dół i dorwał się do niej, tłukła ją do tej pory póki jej nie odczepiła od prętów i zrzuciła z półki. Druga miseczka z karmą była za ciężka ostatecznie więc rzuciła się na bogu ducha winną Lili i ją wytarmosiła aż furkotało. W końcu jednak Jay trzymająca się do tej pory z boku, zainterweniowała. Dała Roxy po uszach i wszystko się uspokoiło.
Tak się u nas dzieje niemal za każdym razem, gdy padają słowa "nie ma wybiegu"
