Dzięki śliczne za wszystkie życzenia, kochani!
A zdrówko się przyda, bo złapałam grypę jelitową i urodziny spędziłam tak, jak gdybym dzień wcześniej świętowała je zbyt hucznie. Taki los...
U dziewczynek ok, tylko ostatnio sąsiedzi nas wszystkich stresują - remontami po całych dniach i awanturami po całych nocach.
Shenziolek zrobiła się przez to bardziej płochliwa, a i Martini mniejszą ma ochotę na łazikowaniu po chałupie. Biega za to jak zwykle z pyszczkiem wypchanym do niemożliwości ziarnem, dopóki w misce nie zostaną dla białaski same nieatrakcyjne wióry.
Co więc dziwnego, że odkładać na bok (a konkretnie za domek i w domku, pod szmatkami) zaczęła także Shenzi?
Białaska jest taka rozkoszna... Gdy tylko zacząć ją głaskać, wciska swój nosek i pyszczek pod ludzką dłoń, a całe ciałko wypręża z lubością i czuć przechodzący przezeń dreszcz rozkoszy.
Niedawno zawiniłam w stosunku do niej...
Podeszła do mnie i chapnęła znienacka za palec zostawiając dwa czerwone ślady; obróciłam na plecki i strzeliłam pogadankę, widząc jednak, jak jest przestraszona i chyba niewiele rozumie o co chodzi, przytuliłam do siebie na chwilkę dla uspokojenia. Kiedy moment później zaczęła mnie podgryzać i namiętnie wylizywać ślepawa Martini, pojęłam w czym rzecz: nowy krem!
Bardzo mi było przykro, że niewłaściwie oceniłam reakcję Shenzi i zdominowałam ją, skarciwszy niewinnego ślepawego biełuszka...
Mam nadzieję, że nie będzie mi tego pamiętać
Kilka foteczek
Pyszczki z domku
Czyjeż to uszko, nosek czyj?
Oczyska Shenzi, małe subtelne latarenki
Shenzi wyłazi przez okienko ku pożywiającej się Martini
Za późno... smutna kontemplacja pustej podłogi...