Wczoraj Vilemo znowu prawie mnie do zawału serca doprowadziła..

Wypatroszę kiedyś tego ucholota...
Wieczorem przyszli do nas znajomi i oglądaliśmy żużel. Królewny biegały sobie w sypialni.
Co jakiś czas sprawdzałam tylko czy żadna się do komputera nie dobiera.

Wszystkie trzy buszowały w pościeli.
Kiedy znajomi wyszli stwierdziłam, że potarmoszę moje pieszczochy przed snem.
Usiadłam na łóżku...Pampuszek od razu znalazła się na kolanach, Fibi pojawiła się po małym "cmokanku".
Wołam Vilemo...nic...wołam i wołam...dalej ani śladu...cmokam, gwiżdżę...nie ma...w końcu sposób,
który działa za każdym razem - słoik z dropsami...trzęsę, grzechoczę...nic...

Już się trochę zdenerwowałam bo sposób zazwyczaj jest niezawodny. Tym razem sprawił jedynie, że Fibi i Pampuszek, jak dwa pieski, robiły stójkę i prosiły o łakocie.

Ucholinka jednak się nie pojawiła.
W pierwszej kolejności sprawdziłam jej ulubioną kryjówkę - Fibaskową spiżarnię...Rozebrałam kanapę na części.

Znalazłam tylko "tonę" szczurkowych przysmaków, stertę chusteczek higienicznych, ołówek, TŻ-ową skarpetkę i worek po wafelkach.

...niestety brak istoty poszukiwanej.

Pozaglądałam we wszelkie możliwe kryjówki ( nie ma ich u nas w domu zbyt wiele). Nie ma!
Już bardzo wystraszona zaalarmowałam TŻ...Ten wcale się nie przejął: " No przecież musi gdzieś być"

No tak, ale gdzie?? Zaczęły mi przychodzić do głowy najczarniejsze scenariusze: że jakoś się wysmyknęła jak znajomi wychodzili ( raczej ciężko by było nie zauważyć, ale ja panikara jestem i w sytuacji stresowej wierzę we wszystko co mi podsyła moja "czarno widząca" strona

), albo że wyszła na balkon, który był przez chwilę otwarty..i że spadła do sąsiadów na taras, a oni mają psa...

Gdzieś w tych okolicach moich "świetnych" przypuszczań rozpłakałam się
TŻ mnie uspokajał, ale sam miał już minę poważniejszą...
Nagle usłyszeliśmy cichy szelest. Spojrzeliśmy na siebie: SZAFA (swoją drogą zaglądałam tam z 5 razy

).
Otwieram drzwi i widzę małego czarnego diabła...leżała sobie w górnej części między workami z pościelą.
Patrzyła na mnie ze słodką minką...przeciągając się ziewnęła...gdyby umiała mówić, to bym pewnie usłyszała:
"Czego się drzesz durna babo?! Ja tu spać próbuję!" 
Najpierw wycałowałam a potem udawałam, że się gniewam...

Raczej średnio się przejęła. Dziwoląg paskudny!!
