Waszych słów więcej niż moich...
Przychodzą z trudem, ale jestem mu je winna:
Witalis, Wit, Wituś, Witkacy
Pośpieszający na mocarnych nogach nieśmiałek-chłopaczek, zezujący najprawdziwszym błękitem -i jak nikt mający do tego prawo. Tak bezkonfliktowy, łagodny i skromny jak tylko można sobie wymarzyć w krzykliwym i rozbestwionym babińcu.
W obu stadach, w których przyszło mu żyć, jego spokój ratował nas nieraz. A trafiły mu się wyjątkowe piekielnice – Misiu w poczuciu misji, Urczyk na odpałach, nabuzowana Ascheńka, co bardziej humorzaste aguty
aż - jedna biała gołębica ...
Kiedy szukam szczęśliwych chwil w życiu Wita – choć wiem że nie mi o tym orzekać - myślę, że widzę je w jego rajdach miseczkowych, na które wydatkował tyle energii, - w kawalerskich wolnych od zgiełku wieczorach pod tapczanem po pełnym uprzednim zaprowiantowaniu, i - w Grenadynowych hołdach właśnie. Nie był pasterzem dla innych, i pewnie nikt nie myślał o nim nigdy jak o ostoi, ale Ducha gościła go zawsze po cesarsku
może też... chciałabym wierzyć - te chwile kiedy przycupnięty siadał mi za głową na oparciu fotela przytrzymywany przez ramię i nawzajem o nie oparty - czasami pulsujący
tak siedzieliśmy; jeśli się zapatrzyłam w monitor przypominał się muskając wąsiskami w policzek - najdelikatniej, jakby sprawdzał czy u mnie wszystko w porządku, a nie upominał o cokolwiek dla siebie
Jednak ostatnie takie posiedzenia były już inne, w tych ostatnich już układał się o oddech
Odszedł i wszystko opustoszało tak
zwłaszcza kiedy się spogląda na klatkę - nie ma już sylwetki oczekującej pod prętami ..
Nie nadawałeś się Witku do klatki. Były chwile że oparty o- lub przyparty przez - swoją osobistą carycę znosiłeś uwięzienie, ale w perspektywie całego życia – niedługi to czas. Przez większość prosiłeś niemym spojrzeniem, żeby Ci zdjąć okowy, uchylić drzwi, a Ty już znajdziesz sobie drogę …
Czekałeś..
Nie, nie byłam z nim - spałam.
Znalazłam go rano wykrzywionego – jaky spadł do tej kuwety i na grzbiecie wymachiwał jeszcze nóżkami żeby się podźwignąć i jeszcze raz - jak tyle razy w ostatnich dniach - stanąć na dwóch łapkach i łapać oddech
na końcu niczego innego już nie chciał, od wszystkiego się uchylał, bo biorąc, musiałby zapłacić oddechem...
lecz zawidoło go i tchnienie - i klucznik