Strona 20 z 96

Re: Mój oddział

: wt mar 24, 2009 10:37 pm
autor: Babli
Wzięło mnie na wspomnienia o Lociance... W takim razie zabieram się za pisanie. Nie musicie czytać, bo mam 39 stopni gorączki, i wszystko jest bez ładu i składu, ale chociaż dla siebie zachowam pamiątkę.. :)

Lotta, Lotka, Mamuśka, i w końcu Locianka.

Jak przystało na bardzo inteligentną Martę, nie pamiętam kiedy kupiłam Lottę z zoologa... Było to początkiem kwietnia, przyjęłam 10.04.2008r, bo Locianka u mnie nie zaciążyła, a ze złoologa ją wzięłam w stanie błogosławieństwa... Lotka nie wiadomo dlaczego, miała zaokrąglony brzuszek. Pewnego razu przed snem poszłam znowu próbować jakoś (ofc, nie wiedziałam jeszcze o forum, wtedy kierowałam się radami z książki M.J. Gorazdowskiego...) oswoić. Tej nocy dopiero mi zaufała. Głaskałam ją po brzuszku, i wyczułam wyraźnie ruchy.. Zaczęłam się przyglądać, i wertować kolejne strony książki. Jako, że owa mi nic nie pomagała, wlazłam na komputer i wystukałam w google 'szczury'. Zobaczyłam link do owego forum.. Od razu zabrałam się za czytanie działu "objawy i leczenie".. Jednak niewiele pasowało do mojej Locianki. Potem mnie olśniło. Podeszłam do klatki, wyjęłam Lociankę, puściłam na łóżko. Miała bardzo 'wybuchowy' brzusio, zaglądnęłam do klatki; ogromne piękne gniazdo, z góry jakby kominek, ułatwiający oddychanie, lekko przesunęłam mocną konstrukcję, od środka bardzo pojemne, w jednym kąciku upchane całoroczny zapas jedzenia. Moje przypuszczenie chyba okazało się trafne: CIĄŻA! I tak powiesiłam Lociance trzy poidełka 300ml, jakby była spragniona przed czy po porodzie. O pierwszej w nocy gotowałam jajko, ryż i kaszę gryczaną, na szczęście nikogo nie obudziłam. Jednak z głową na klatce zasnęłam, zaraz po przyniesieniu jedzonka, około 1:30.. Obudziłam się z dziwnego snu.. Słyszałam straszne piski. Obudziłam się.. myślałam 'nie możliwe.. :o to mi się śniło'. Zaglądnęłam przez kominek gniazda, kolejny pisk. A jednak, ona rodzi.. Spanikowałam i podbiegłam do przyjaciółki, która ów u mnie nocowała. Krzyczałam jej do ucha "Obudź się! Obudź! Ona rodzi! Rodzi! Rozumiesz?! Jestem babcią! Wstań!" na co w odpowiedzi uzyskałam : "Mamo spokój. Sobota jest, jeszcze chwilę pośpię", na dalsze nawoływania dostawałam w odpowiedzi dostałam +/- : "Ku*** głupi budzik." - po czym przykryła się poduszką, a ja zrezygnowałam. Czuwałam przy klatce, podglądając przez kominek, czy nie trzeba pomocy.
hm. Może jakieś zdjęcia teraz:
ObrazekObrazek Dzieciaczki w pięknym gnieździe :)
Coś więcej o Lociance, a mniej o jej dzieciach i porodzie :) :

Wg. Pani z zoologa, Locianka była tam z pewnym samcem (który jest chory i na zapleczu, i wydaje mi się, że teraz to mój Dżinuś, ale o nim to już inna historia będzie niebawem.. ;)), który chyba był jej bratem. O tym dowiedziałam się potem jak poszłam z 'reklamacją'.. Tak czy inaczej, przyjęłam jako jej datę urodzenia jako 31.01. O Lociance nie da się pisać. Nie potrafię wiele. Dla niej brak mi słów. A zdjęcia robiłam beznadziejne, więc nie mam wiele pięknych zdjęć Locianki. Ale za to mam cudowne, piękne.. wspomnienia. Zebrało mi się na łzy.. dlatego szybko napiszę jeszcze parę zdań na koniec.

Lotta była wspaniałą alfą, taką jaką jest teraz Aluzja. Mam wrażenie, że Locianka uczyła ją, widziała od początku w niej potencjał, bardzo przypomina mi zachowaniem Lociankę.. gracja, dostojność, odpowiedzialność, i duża miłość do stada, tak ogromne poświęcenie, jednak zaufania nieco mniej niż miała do mnie Lotta. Tak więc, Aluzyj stopniowo się zmieniała, a Lotka kiedy uznała, że Alu jest gotowa przejąć stanowisko, odeszła spokojnie wtulona w stado. To było coś niesamowicie bolesnego, trudnego, niespodziewanego i wspaniałego. Dlaczego wspaniałego? Bo Lotka odeszła z uśmiechem na pyszczku.. Tak, z pięknym uśmiechem, wtulona w osowiałe stado, jej stado.

I tak każde moje stado, będzie zawsze jej stadem. Na zawsze, na wieczność. Jej zwyczaje przejęła Aluzja, a Aluzyjoza przekaże je dalej, jestem tego pewna. Tylko z tym, że Aluzyj uczy wszystkich, ale gdy zauważy prawdziwy potencjał, zabierze się za naukę tego szczuraka. Jestem tego pewna w stu procentach.

Bolesną datą na zawsze pozostanie : 21.11.2008. Tym bardziej, że wszystko ustało. Wszystko. Była zdrowa, szczęśliwa. Troszkę zdjęć dla osłody:
ObrazekObrazek Z podrostkami swoimi :)

Niedługo o Tajdze i Milciaku.

Re: Mój oddział

: wt mar 24, 2009 11:29 pm
autor: Magamaga
Eh Babli i ryczę przez Ciebie.

Re: Mój oddział

: śr mar 25, 2009 6:44 am
autor: odmienna
…a ja się uśmiecham :) choć…nie wiedzieć czemu, natychmiast muszę szukać konturówki do oczu… (no tak; w biurze już jestem i lada chwila ktoś może wejść ;) ).

Re: Mój oddział

: śr mar 25, 2009 9:03 am
autor: Izabela
Wspomnienia piękne, mimo, że oczy jakieś takie mokre się robią... Warto wspominać, to pozwala nam przedłużać chwile spędzone z naszymi kochańcami...
Locianka - piękna i mądra panienka z niej była

Re: Mój oddział

: śr mar 25, 2009 6:09 pm
autor: *Delilah*
i ja takoż się rozkleilam ...
Bardzo pieknie napisane... Jednak cos jest z tymi kindermamuskami, ze szczegolny sentyment do nich pozostaje na zawsze...

PS. Babli, pewnie nie wiesz, ze swego czasu ostrzylam ząbki na Milo...:) i juz witałam się z gąską, a tu bum ,nie ma:)

Re: Mój oddział

: pt mar 27, 2009 2:19 pm
autor: Nue
Pozostaje się tylko zadumać nad mądrością tych zwierzaków... Bardzo lubię Twój wątek, Babliś, tylko czemu piszesz tak rzadko?

Re: Mój oddział

: sob mar 28, 2009 7:52 am
autor: elusia
aż się wzruszyłam i wzielam franke ..

Re: Mój oddział

: sob mar 28, 2009 8:45 am
autor: Telimenka
Sliczna historia..;)
Oby kazdy moj szczur mial taka smierc spokojna jak Lotta.
A tak od tematu..Lotta? Skad pomysl na to imie? Chyba sama z siebie sie nie wzielas za czytanie "Cierpien Mlodego Wertera" ;)

Re: Mój oddział

: sob mar 28, 2009 11:30 am
autor: maua_czarna
Jestem bardzo niecierpliwa, ale poczekam bo warto :)

A co do Lotty, to kazda smierc jest bolesna dla opiekuna, ale takiej jak ta Lottowa zyczylabym kazdemu szczurkowi...

Re: Mój oddział

: sob mar 28, 2009 12:34 pm
autor: Babli
Nie chciałam, żebyście się rozklejały ;) Jakbym miała na celu utopić forum we łzach, to bym opisała wam pewną historyjkę, którą póki co zachowam dla siebie... :) Dobra.. może Was to nie ruszy, ale dla mnie to coś bardzo ważnego.. :)

Delilah, uff.. dobrze, że miałam refleks ;D
Babliś, tylko czemu piszesz tak rzadko?
Bo jestem pewna, że szybko się znudzą Wam moje opowiastki. A tak to raz na jakiś czas o sobie przypomnę :)

Teliś, bo ona pierwsze dni miała na imię Lana, ale potem przyśniło mi się to i owo, i została Lottą-Locianką.

maua, jedynie to, że odeszła tak wcześnie było bolesne.. :(


Ostatnio mnie naszło na wspomnienia :) . Następna będzie Milka. Myślę, że może nawet dzisiaj, bo napisałam sporo.. :) Jak się uda to zrobię zdjęcia myszowi i większym ogonkom ;)

Re: Mój oddział

: ndz mar 29, 2009 5:12 pm
autor: susurrement
też mam łzy w oczach..
a najbardziej wzruszyło mnie to w jaki sposób odeszła.. uśmiechnięta i wtulona w stado.
mała Po też miała uśmiech na buźce. tyle, że przytulała się do mnie.
tyle w nich spokoju pomimo zbliżającej się śmierci, prawda?

mizianko dla stada!

Re: Mój oddział

: ndz mar 29, 2009 6:02 pm
autor: Babli
tyle w nich spokoju pomimo zbliżającej się śmierci, prawda?
Oj tak, aż wierzyć się nie chce.. Chociaż, to w końcu szczury.. :)

Dzisiaj wyjątkowa szczura. Mianowicie Milka, Milkins.

Milkusia przyjechała z Grubą tego samego dnia. Tłukliśmy się po nią do Bytomia. Nie wiem dlaczego.. Nie chciałam starszego szczura, a jednak w niej znalazłam to coś. Agresorka w stosunku do szczurów i ludzi. Hm. Tylko jeden człowiek ją obchodził. Co dziwne - to byłam ja. Mieszkała w swojej setce, sama. Nikogo nie chciała. Początkiem lgnęła do szczurów, miała smutne oczka. Ale po bliższych spotkaniach zrezygnowałam i ja, i ona. Chociaż było mi baardzo smutno, z tego powodu, to wiedziałam, że ona już nie chce. I tak, każdą wolną chwilę spędzała ze mną. W rękawie/kieszeni/kapturze, a szczególnie na karku [przez co mnie bolał jak nie wiem co ::) ].

Szczęście długo nie trwało. Nadeszły kłopoty.. Z tego co pamiętam, 09.11 w nocy, z soboty na niedzielę, Milka się nie ruszała.. masowałam serduszko. Poczytałam rano, kiedy stan się ustabilizował, na forum. Szukałam objawów, i znalazłam choroby. Niedługo potem pojechaliśmy do weterynarza.

Od słowa do słowa, od gestu do gestu, z każdym uderzeniem serca - jej i mojego, nadzieja była wypierana przez strach i smutek. Ostatnie stwierdzenie : zapalenie/obrzęk mózgu. I nadzieja się ulotniła. Teraz jej miejsce, tuż obok strachu i smutku, zajęła nienawiść. Do samej siebie, do świata, do wszystkiego. Dlaczego ona musi cierpieć.. ? Co ona zrobiła? Czy może to ja zawiniłam? Co przeoczyłam?!
Jednak 'forum' mnie podniosło na duchu. Wiedziałam, że teraz.. W tych trudnych chwilach, nie mogę jej opuścić. Nie mogę się poddać. Będę dzielna. Po obietnicach złożonych dla Milciaka, naszła mnie powtórnie nadzieja.. Wtedy jednak nie wygasła, w końcu nadzieja umiera ostatnia.

Choroba mijała potwornie, po antybiotyku była widoczna poprawa. Uszyłam nosidełko dla Milkinsa, wszędzie była ze mną. Tata jeździł ze mną tak długo, że uznał Milkę, za swoją, i przechrzcił na panią Szczurkową, w skrócie Szczurkowa. Trzymał Milunię do zastrzyków, ona znosiła to dzielnie, baardzo dzielnie.

Potem, podczas tego okropnego sprawdzianu, nadszedł kolejny ogromny cios - śmierć Locianki..

W grudniu nastała poprawa. Milunia jadła stały pokarm, chodziła dzielnie, moja piękna i dzielna! To długo nie trwało. Pogorszyło się bardzo. Czułam, że to nie ma już sensu, 17.12 chciałam uśpić Milkinsa. Jednak ona mi to oszczędziła, na swój szczurkowy sposób. I tak 16.12, po powrocie do szkoły, ostatkiem sił przyczołgała się do drzwiczek, pogłaskałam po pięknym, zmęczonym pycholku, musnęłam ustami, przytuliłam.. I wtedy zamlaskała oczkami, zerknęła na mnie, zamknęła oczka, wtuliła się.. i odeszła.. Nie potrafiłam czekać. Zawinęłam ją w jej ulubiony sweterek, schowałam do pudełeczka.. Wykopałam dołek, i tak spoczęła obok pozostałych wielkich dam.

Nie miała wielu zdjęć, aparat był wrogiem..
ObrazekObrazekObrazekObrazek

A reszta? Reszta zginęła śmiercią tragiczną, przez sformatowany komputer..

Re: Mój oddział

: ndz mar 29, 2009 6:13 pm
autor: susurrement
Babli pisze:Nie wiem dlaczego.. Nie chciałam starszego szczura, a jednak w niej znalazłam to coś.
bo w albinoskach jest coś szczególnego..

szkoda, że życia naszych ogonków nie są wieczne.
dobrze, że chociaż wspomnienia pozostają na zawsze..

Re: Mój oddział

: ndz mar 29, 2009 8:35 pm
autor: Nue
Ech, Babliś, pięknie piszesz... Wzruszyłam się do łez :(

Re: Mój oddział

: ndz mar 29, 2009 8:58 pm
autor: Buni@
Jej, Babliś...:'(
Już oczka mam mokre "przez" Ciebie...:(