Re: Mój oddział
: wt mar 24, 2009 10:37 pm
Wzięło mnie na wspomnienia o Lociance... W takim razie zabieram się za pisanie. Nie musicie czytać, bo mam 39 stopni gorączki, i wszystko jest bez ładu i składu, ale chociaż dla siebie zachowam pamiątkę..
Lotta, Lotka, Mamuśka, i w końcu Locianka.
Jak przystało na bardzo inteligentną Martę, nie pamiętam kiedy kupiłam Lottę z zoologa... Było to początkiem kwietnia, przyjęłam 10.04.2008r, bo Locianka u mnie nie zaciążyła, a ze złoologa ją wzięłam w stanie błogosławieństwa... Lotka nie wiadomo dlaczego, miała zaokrąglony brzuszek. Pewnego razu przed snem poszłam znowu próbować jakoś (ofc, nie wiedziałam jeszcze o forum, wtedy kierowałam się radami z książki M.J. Gorazdowskiego...) oswoić. Tej nocy dopiero mi zaufała. Głaskałam ją po brzuszku, i wyczułam wyraźnie ruchy.. Zaczęłam się przyglądać, i wertować kolejne strony książki. Jako, że owa mi nic nie pomagała, wlazłam na komputer i wystukałam w google 'szczury'. Zobaczyłam link do owego forum.. Od razu zabrałam się za czytanie działu "objawy i leczenie".. Jednak niewiele pasowało do mojej Locianki. Potem mnie olśniło. Podeszłam do klatki, wyjęłam Lociankę, puściłam na łóżko. Miała bardzo 'wybuchowy' brzusio, zaglądnęłam do klatki; ogromne piękne gniazdo, z góry jakby kominek, ułatwiający oddychanie, lekko przesunęłam mocną konstrukcję, od środka bardzo pojemne, w jednym kąciku upchane całoroczny zapas jedzenia. Moje przypuszczenie chyba okazało się trafne: CIĄŻA! I tak powiesiłam Lociance trzy poidełka 300ml, jakby była spragniona przed czy po porodzie. O pierwszej w nocy gotowałam jajko, ryż i kaszę gryczaną, na szczęście nikogo nie obudziłam. Jednak z głową na klatce zasnęłam, zaraz po przyniesieniu jedzonka, około 1:30.. Obudziłam się z dziwnego snu.. Słyszałam straszne piski. Obudziłam się.. myślałam 'nie możliwe..
to mi się śniło'. Zaglądnęłam przez kominek gniazda, kolejny pisk. A jednak, ona rodzi.. Spanikowałam i podbiegłam do przyjaciółki, która ów u mnie nocowała. Krzyczałam jej do ucha "Obudź się! Obudź! Ona rodzi! Rodzi! Rozumiesz?! Jestem babcią! Wstań!" na co w odpowiedzi uzyskałam : "Mamo spokój. Sobota jest, jeszcze chwilę pośpię", na dalsze nawoływania dostawałam w odpowiedzi dostałam +/- : "Ku*** głupi budzik." - po czym przykryła się poduszką, a ja zrezygnowałam. Czuwałam przy klatce, podglądając przez kominek, czy nie trzeba pomocy.
hm. Może jakieś zdjęcia teraz:

Dzieciaczki w pięknym gnieździe 
Coś więcej o Lociance, a mniej o jej dzieciach i porodzie
:
Wg. Pani z zoologa, Locianka była tam z pewnym samcem (który jest chory i na zapleczu, i wydaje mi się, że teraz to mój Dżinuś, ale o nim to już inna historia będzie niebawem..
), który chyba był jej bratem. O tym dowiedziałam się potem jak poszłam z 'reklamacją'.. Tak czy inaczej, przyjęłam jako jej datę urodzenia jako 31.01. O Lociance nie da się pisać. Nie potrafię wiele. Dla niej brak mi słów. A zdjęcia robiłam beznadziejne, więc nie mam wiele pięknych zdjęć Locianki. Ale za to mam cudowne, piękne.. wspomnienia. Zebrało mi się na łzy.. dlatego szybko napiszę jeszcze parę zdań na koniec.
Lotta była wspaniałą alfą, taką jaką jest teraz Aluzja. Mam wrażenie, że Locianka uczyła ją, widziała od początku w niej potencjał, bardzo przypomina mi zachowaniem Lociankę.. gracja, dostojność, odpowiedzialność, i duża miłość do stada, tak ogromne poświęcenie, jednak zaufania nieco mniej niż miała do mnie Lotta. Tak więc, Aluzyj stopniowo się zmieniała, a Lotka kiedy uznała, że Alu jest gotowa przejąć stanowisko, odeszła spokojnie wtulona w stado. To było coś niesamowicie bolesnego, trudnego, niespodziewanego i wspaniałego. Dlaczego wspaniałego? Bo Lotka odeszła z uśmiechem na pyszczku.. Tak, z pięknym uśmiechem, wtulona w osowiałe stado, jej stado.
I tak każde moje stado, będzie zawsze jej stadem. Na zawsze, na wieczność. Jej zwyczaje przejęła Aluzja, a Aluzyjoza przekaże je dalej, jestem tego pewna. Tylko z tym, że Aluzyj uczy wszystkich, ale gdy zauważy prawdziwy potencjał, zabierze się za naukę tego szczuraka. Jestem tego pewna w stu procentach.
Bolesną datą na zawsze pozostanie : 21.11.2008. Tym bardziej, że wszystko ustało. Wszystko. Była zdrowa, szczęśliwa. Troszkę zdjęć dla osłody:

Z podrostkami swoimi 
Niedługo o Tajdze i Milciaku.

Lotta, Lotka, Mamuśka, i w końcu Locianka.
Jak przystało na bardzo inteligentną Martę, nie pamiętam kiedy kupiłam Lottę z zoologa... Było to początkiem kwietnia, przyjęłam 10.04.2008r, bo Locianka u mnie nie zaciążyła, a ze złoologa ją wzięłam w stanie błogosławieństwa... Lotka nie wiadomo dlaczego, miała zaokrąglony brzuszek. Pewnego razu przed snem poszłam znowu próbować jakoś (ofc, nie wiedziałam jeszcze o forum, wtedy kierowałam się radami z książki M.J. Gorazdowskiego...) oswoić. Tej nocy dopiero mi zaufała. Głaskałam ją po brzuszku, i wyczułam wyraźnie ruchy.. Zaczęłam się przyglądać, i wertować kolejne strony książki. Jako, że owa mi nic nie pomagała, wlazłam na komputer i wystukałam w google 'szczury'. Zobaczyłam link do owego forum.. Od razu zabrałam się za czytanie działu "objawy i leczenie".. Jednak niewiele pasowało do mojej Locianki. Potem mnie olśniło. Podeszłam do klatki, wyjęłam Lociankę, puściłam na łóżko. Miała bardzo 'wybuchowy' brzusio, zaglądnęłam do klatki; ogromne piękne gniazdo, z góry jakby kominek, ułatwiający oddychanie, lekko przesunęłam mocną konstrukcję, od środka bardzo pojemne, w jednym kąciku upchane całoroczny zapas jedzenia. Moje przypuszczenie chyba okazało się trafne: CIĄŻA! I tak powiesiłam Lociance trzy poidełka 300ml, jakby była spragniona przed czy po porodzie. O pierwszej w nocy gotowałam jajko, ryż i kaszę gryczaną, na szczęście nikogo nie obudziłam. Jednak z głową na klatce zasnęłam, zaraz po przyniesieniu jedzonka, około 1:30.. Obudziłam się z dziwnego snu.. Słyszałam straszne piski. Obudziłam się.. myślałam 'nie możliwe..

hm. Może jakieś zdjęcia teraz:



Coś więcej o Lociance, a mniej o jej dzieciach i porodzie

Wg. Pani z zoologa, Locianka była tam z pewnym samcem (który jest chory i na zapleczu, i wydaje mi się, że teraz to mój Dżinuś, ale o nim to już inna historia będzie niebawem..

Lotta była wspaniałą alfą, taką jaką jest teraz Aluzja. Mam wrażenie, że Locianka uczyła ją, widziała od początku w niej potencjał, bardzo przypomina mi zachowaniem Lociankę.. gracja, dostojność, odpowiedzialność, i duża miłość do stada, tak ogromne poświęcenie, jednak zaufania nieco mniej niż miała do mnie Lotta. Tak więc, Aluzyj stopniowo się zmieniała, a Lotka kiedy uznała, że Alu jest gotowa przejąć stanowisko, odeszła spokojnie wtulona w stado. To było coś niesamowicie bolesnego, trudnego, niespodziewanego i wspaniałego. Dlaczego wspaniałego? Bo Lotka odeszła z uśmiechem na pyszczku.. Tak, z pięknym uśmiechem, wtulona w osowiałe stado, jej stado.
I tak każde moje stado, będzie zawsze jej stadem. Na zawsze, na wieczność. Jej zwyczaje przejęła Aluzja, a Aluzyjoza przekaże je dalej, jestem tego pewna. Tylko z tym, że Aluzyj uczy wszystkich, ale gdy zauważy prawdziwy potencjał, zabierze się za naukę tego szczuraka. Jestem tego pewna w stu procentach.
Bolesną datą na zawsze pozostanie : 21.11.2008. Tym bardziej, że wszystko ustało. Wszystko. Była zdrowa, szczęśliwa. Troszkę zdjęć dla osłody:



Niedługo o Tajdze i Milciaku.