Re: Gremliny fidusiowej <3~~
: sob lis 08, 2014 3:25 pm
Dziś Bazylek został pochowany w swoim ulubionym hamaczku z kołderką. Tak bardzo mi go brakuje, ale czuję się odrobinkę lepiej niż wczoraj, więc napiszę co się stało.
Przed 16 wyjechaliśmy do lecznicy. Weterynarz obejrzała jego brzuszek i poszliśmy zrobić USG. Gula okazała się być pęcherzem, z którym już wcześniej miał problemy. W dodatku tuż nad siusiakiem robił mu się ropień. Doktor zdecydowała, że zrobi punkcję. Kiedy miała go już nakłuwać, młody wyrwał się i prawie spadł ze stołu w efekcie czego uderzył się mocno w nos i bardzo krwawił. Był tak wystraszony, że wetka postanowiła dać mu chwilę aby się uspokoił i krwawienie z nosa ustąpiło. Niestety po około 10 minutach Bazyl nadal mocno krwawił, a nawet zaczął gryźć. Baliśmy się żeby nie zszedł ze strachu. Dostał antybiotyki, coś wzmacniającego i ciepły kompres na brzuszek. Miałam go zabrać do domu i wrócić jutro na punkcję oraz zrobić badanie krwi. Mój mały gremlinek leżał na stole taki bezwładny, widziałam przerażenie w jego oczkach... Kiedy doktor wsadziła mi go do transportera on nagle... odszedł... po prostu zasnął... Łzy napłynęły mi do oczu, ale stres powstrzymywał mnie przez wybuchem płaczu. Mogłam zostawić go w lecznicy, ale zdecydowałam się zabrać go do domu i pożegnać się z nim osobiście. Kiedy tylko wyszłam od weterynarza wszystko ze mnie zeszło. Obwiniam siebie, że za późno zabrałam go do lekarza, że nie zrobiłam wszystkiego, co w mojej mocy by mógł żyć...
Krakers został sam. Czuje, że coś jest nie tak. Szuka Bazyla po klatce, wącha szmatki... Rozważałam nawet oddanie go do jakiegoś stada, ale mama nalega, że ma zostać. Po przemyśleniu doszło do mnie, że nawet nie dałabym rady go oddać. Teraz szukam mu wysterylizowanej rocznej samiczki lub spokojnego samca.
Przed 16 wyjechaliśmy do lecznicy. Weterynarz obejrzała jego brzuszek i poszliśmy zrobić USG. Gula okazała się być pęcherzem, z którym już wcześniej miał problemy. W dodatku tuż nad siusiakiem robił mu się ropień. Doktor zdecydowała, że zrobi punkcję. Kiedy miała go już nakłuwać, młody wyrwał się i prawie spadł ze stołu w efekcie czego uderzył się mocno w nos i bardzo krwawił. Był tak wystraszony, że wetka postanowiła dać mu chwilę aby się uspokoił i krwawienie z nosa ustąpiło. Niestety po około 10 minutach Bazyl nadal mocno krwawił, a nawet zaczął gryźć. Baliśmy się żeby nie zszedł ze strachu. Dostał antybiotyki, coś wzmacniającego i ciepły kompres na brzuszek. Miałam go zabrać do domu i wrócić jutro na punkcję oraz zrobić badanie krwi. Mój mały gremlinek leżał na stole taki bezwładny, widziałam przerażenie w jego oczkach... Kiedy doktor wsadziła mi go do transportera on nagle... odszedł... po prostu zasnął... Łzy napłynęły mi do oczu, ale stres powstrzymywał mnie przez wybuchem płaczu. Mogłam zostawić go w lecznicy, ale zdecydowałam się zabrać go do domu i pożegnać się z nim osobiście. Kiedy tylko wyszłam od weterynarza wszystko ze mnie zeszło. Obwiniam siebie, że za późno zabrałam go do lekarza, że nie zrobiłam wszystkiego, co w mojej mocy by mógł żyć...
Krakers został sam. Czuje, że coś jest nie tak. Szuka Bazyla po klatce, wącha szmatki... Rozważałam nawet oddanie go do jakiegoś stada, ale mama nalega, że ma zostać. Po przemyśleniu doszło do mnie, że nawet nie dałabym rady go oddać. Teraz szukam mu wysterylizowanej rocznej samiczki lub spokojnego samca.