Dla miłośników zdjęć "okienkowych" jeszcze parę fotek wygodnickich pań

:
oraz Martini z piórkiem:
i później, podczas sjesty:
Dość długo dziewczyny nie dostawały natki i dziś wsunęłam zielone listki uchyliwszy górne piętro domku. Shenzi wzięła ode mnie pietruszkę dziwnie odwrócona, wychylając główkę w tył ku górze i sięgając łapkami za siebie. Najpierw pomyślałam, że jej lenistwo w parze z łakomstwem sięgnęło zenitu, potem - że coś z nią bardzo nie tak...
A ona jadła leżąc na pleckach, gdyż niebieściak leżał na niej, i nawet wytrwałe, mozolne pedałowanie tylnymi łapkami nie pozwoliło białasce wstać!
Nie przejmując się więcej, Shenzi skonsumowała listki brzuszkiem w górę.
Martini natomiast bawi nas nieustannie, gdy udaje się ją przechytrzyć podając kolejną porcję Karsivanu. Dziś na przykład z ugotowanych ziemniaków zrobiłam w palcach malutki placuszek, przytknęłam do proszku z lekiem, zwinęłam i dałam kuleczkę niebieściakowi, otoczywszy ją wcześniej w śmietance.
Szczura w obecności akceleratora, jakim jest Shenzi, łyka prędziutko podane żarełko, wiedząc że zwłoka może kosztować drogo. Strzyże później śmiesznie uszkami, gdy jej kubeczki smakowe rejestrują coś, czego w pełni sobie nie uświadamia, a co jej się zdecydowanie nie podoba - ale tymczasem pod noskiem ma już drugą ziemniaczaną kuleczkę, tym razem smaczną - bo bez nadzienia. Mlaszcze z zadowoleniem i przymruża oczka. Kolejny raz się udało
A tak wyglądała, kiedy musiała zjeść lek ze strzykawki...
