uhh, temat zaginął w pomroce dziejów... a zdało by się powiedzieć pare słów o naszej aktualnej sytuacji
nie pisałam na forum o naszych ostatnich przejściach. sprawa była nieprzyjemna i bynajmniej nie napawała optymizmem...
wspominałam tylko, że nie mogę mieć szczurów w bursie. i ja jestem w łodzi, a one w żarnowie. i tu bez zmian. ale...
miałam masakrę w domu. mama zdecydowała, że jedynym i najlepszym wyjściem będzie wydanie szczurów. a przynajmniej większej części stada. ze względu na moją chroniczną nieobecność oraz problemy zdrowotne młodszej siostry, która jest 'współwłaścicielką' i aktualnie główną opiekunką... wyszło na to, że szczurami nie ma kto się zajmowac. ja w łodzi, młoda chora, w łózku, albo co gorsza w szpitalu...
sytuacja podbramkowa. i całkiem uzasadniony lęk mamy, że szczury zdziczeją, i jeszcze niechcący zrobią krzywdę naszej Ewuni. i że jak nie wydać to - uśpić.
i dzisiaj miała sie rozpocząć akcja, ja szykowałam się do wyjazdu do łodzi po weekendzie, stara klatka czekała przygotowana dla Falki, która jako pierwsza miała nas opuścić i wyjechać z moją przyjaciółką do Krakowa. ostatnie chwile, Aneta wzięła Falkę na ręce, zaczęła ją głaskać, tulić, po czym... ryczeć. że ona Falki nie odda. bo Falka jest jej i tylko jej.
sprawa trafiła przed trybunał rodzinny.
mama sformułowała rzecz jasno - szczurami nie ma się kto zajmowac, szczury trzeba wydać. tata zaproponował bardziej radykalne środki. babcia wyjątkowo wstrzymała się od głosu, bo była nieobecna, ale zapewne dorzuciłaby coś od siebie.
mama widząc stan, w którym znajduje się Aneta postanowiła wykorzystać terapię szokową. ja, nie tracąc ani chwili, opie... moją kochaną siostrę. bo przecież już jej przeszło w miarę to chorowanie ( dzięki bogu... ), i że nie wierzę, że nie znajdzie chociaż minimum godziny dziennie dla szczurów. młoda stuknęła się w głowę. i przysięgła, że za nic w świecie nie pozwoli oddać szczurów. i że nawet posprząta w swoim pokoju.
i tak oto zbliżamy się do happyendu.
szczury zostają. z moją przyjaciółką w Krakowie jest już mała husky od mrs.jingles, pierwotnie dla casie, która stałą się przypadkowo bezpańska. i jest dobrze...
tylko pozostaje problem z Iskierką... jutro jedziemy do weta. ciekawe, co nam powie. miejmy nadzieję, że pomoże...
aaa, a przy okazji dostarczenia chłopca od mrs.jingles do znajomej mieliśmy okazję zobaczyć Tajsona - brata mojej Nitki. pamiętam go jako maleńkiego okruszka, którego oddawałam z bólem serca... przywitał nas wieeeeeeeeelki potężny samcol. oooch, jaki on jest cudny... :drunken:
niech no tylko... niech no tylko
za rok, warszawa, własne cztery kąty... i na pewno zawita u nas jakiś pan szczur
[ Dodano: Nie Paź 09, 2005 7:39 pm ]
przed chwilą zadzwoniła do mnie siostra z informacją, że szczury zostały przekwaterowane do niej. i że hasają po łózku, Milva z Triss pogryzły jej kawałek zeszytu i usiłują zrobić z całości gniazdo pod poduszką, Nitka przepadła za szafą, nato miast Falka, cytuję
jest smutna, pokręciła się smętnie po łóżku po czym zobojętniała położyła w klatce i udaje że śpi. niniejszym ja od siebie dodaję, że Iskra zachowuje się tak samo. ewidentnie
smutna i obrażona. no cóż, siedzi sama, nawet wypuścić jej nie mogę...
pewnie za sobą tęsknią, siostrzyczki
jej, żeby ten wet był kompetentny i pomógł szybko szybko, bo Iskra jest na wielkim nielegalu i jak nas dyrektorka przydybie, będzie kiepsko... :roll:
[ Dodano: Pon Paź 10, 2005 6:41 pm ]
i już po wecie.
byliśmy przy Słowackiego 25.
no i jestem spłukana...
28zł - wizyta
6zł - zastrzyk
17zł - lekarstwo
pani wet była miła i kompetentna. obejrzałą Iskrę, wypytała dokładnie. stwierdziłą, że są dwie opcje - grzyby albo pasożyty... zrobiła zastrzyk -> Ivomec. powtórka za 10 dni.
do smarowania 2x dziennie -> Polfungicid.
i mam nadzieje, że to pomoże...
ktoś przechodził przez coś podobnego? będę wdzięczna za rady...