Moja kompania..sielsko diabelsko
: pn lis 21, 2005 9:23 am
Odkurze watek..
Duzo sie stalo od mojego ostatniego wpisu tu...Tofficzki juz nie ma...
Jakis czas temu odeszla rowniez Zmorka, ale sprawa byla dla mnie zbyt osobista, zeby pisac o tym na forum...Musialam z tym sie jakos pogodzic. Przyzwyczaic do braku mojego kapturowego sloneczka...Spostrzegawczy forumowicz mogl dostrzec jej brak w liscie ogonkow..
Mala Mi zostala sama w klateczce, byla strasznie smutna, Mlodziez nie chciala jej zaakceptowac choc wyraznie starala sie im przypodobac. Mala Mi jest rowniez w bardzo ciezkim stanie...
Zostalo jej niewiele czasu, ma nowotwor macicy, nacieki na plucach...Jeszcze cieszy sie zyciem, jeszcze nie ma zbytnich trudnosci z oddychaniem. Leki wspomagajace krzepliwosc krwii pomagaja zatrzymac krwotoki z macicy. Moja dziewczynka radzi sobie jak moze... Chyba dla mnie to robi...:-(..Byla jednak strasznie samotna, smutna.
No i teraz podziele sie z wami swoja radoscia. W tej chwili na moich kolanach spi kolejne szczescie, kolezanka dla Malej Mi. Pierwsza konfrontacja przebiegla nader pomyslnie. Mala Mi od razu ja zaakceptowala, przynajmniej na neutralnym terenie. Babuni wszystko jedno. Juz i tak wiele w zyciu przeszla. Nie przejmuje sie kolejnym krecacym sie kolo niej ogonkiem i nowym miejscem zamieszkania.
Babunia jest piekna czarna kapturowa samiczka z mojego starego liceum. Dowiedzialam sie o niej w sobote...
O starej, dwuipolrocznej samicy, wyeksploatowanej do granic mozliwosci porodami, z ciezka alergia skorna od sciolki, ktora doprowadzila ja do niemal calkowitego wylysienia na grzbiecie. Dobrze chociaz ze zachcialo sie im w tej budzie pojsc z nia do weta, stad wiem ze to nie swierzb ani inna grzybica. Sciolki juz im sie wymieniac nie chcialo :evil: . Cud ze w ogole jeszcze zyje.
No i wczoraj, patrzac na smutny pyszczek Malej Mi postanowilam... Przyniose Babunie do siebie. Emeryture spedzi u mnie. Umrze w spokoju i pod opieka porzadnego weterynarza. Nawet jesli nie dogadaja sie w klatce, beda mialy siebie w trakcie wedrowek po pokoju.
Co pomyslalam to zrobilam, juz o 7 rano bylam w starej szkole i zabralam stamtad zabiedzona chudziutka samiczke o calkowicie posiwialym pyszczku. Miala byc plochliwa..jest najspokojniejszym i najkochanszym ogonkiem w moim stadzie w tej chwili. Swoim charakterem bardzo przypomina mi Zmorke, jest tylko bardziej ugodowa.
Z wygladu rowniez bardzo ja przypomina, ma tylko troszke bardziej posiepany pasek na grzbiecie. No i te lysiny..strupki...
Jest strasznie filigranowa dziewczynka...Mozna powiedziec..wychudzona..:-(
Sluchajcie, moze i zwariowalam, ale nie zmienilabym swojej decyzji za zadne skarby swiata.
No po prostu...ciesze sie
Duzo sie stalo od mojego ostatniego wpisu tu...Tofficzki juz nie ma...
Jakis czas temu odeszla rowniez Zmorka, ale sprawa byla dla mnie zbyt osobista, zeby pisac o tym na forum...Musialam z tym sie jakos pogodzic. Przyzwyczaic do braku mojego kapturowego sloneczka...Spostrzegawczy forumowicz mogl dostrzec jej brak w liscie ogonkow..
Mala Mi zostala sama w klateczce, byla strasznie smutna, Mlodziez nie chciala jej zaakceptowac choc wyraznie starala sie im przypodobac. Mala Mi jest rowniez w bardzo ciezkim stanie...
Zostalo jej niewiele czasu, ma nowotwor macicy, nacieki na plucach...Jeszcze cieszy sie zyciem, jeszcze nie ma zbytnich trudnosci z oddychaniem. Leki wspomagajace krzepliwosc krwii pomagaja zatrzymac krwotoki z macicy. Moja dziewczynka radzi sobie jak moze... Chyba dla mnie to robi...:-(..Byla jednak strasznie samotna, smutna.
No i teraz podziele sie z wami swoja radoscia. W tej chwili na moich kolanach spi kolejne szczescie, kolezanka dla Malej Mi. Pierwsza konfrontacja przebiegla nader pomyslnie. Mala Mi od razu ja zaakceptowala, przynajmniej na neutralnym terenie. Babuni wszystko jedno. Juz i tak wiele w zyciu przeszla. Nie przejmuje sie kolejnym krecacym sie kolo niej ogonkiem i nowym miejscem zamieszkania.
Babunia jest piekna czarna kapturowa samiczka z mojego starego liceum. Dowiedzialam sie o niej w sobote...
O starej, dwuipolrocznej samicy, wyeksploatowanej do granic mozliwosci porodami, z ciezka alergia skorna od sciolki, ktora doprowadzila ja do niemal calkowitego wylysienia na grzbiecie. Dobrze chociaz ze zachcialo sie im w tej budzie pojsc z nia do weta, stad wiem ze to nie swierzb ani inna grzybica. Sciolki juz im sie wymieniac nie chcialo :evil: . Cud ze w ogole jeszcze zyje.
No i wczoraj, patrzac na smutny pyszczek Malej Mi postanowilam... Przyniose Babunie do siebie. Emeryture spedzi u mnie. Umrze w spokoju i pod opieka porzadnego weterynarza. Nawet jesli nie dogadaja sie w klatce, beda mialy siebie w trakcie wedrowek po pokoju.
Co pomyslalam to zrobilam, juz o 7 rano bylam w starej szkole i zabralam stamtad zabiedzona chudziutka samiczke o calkowicie posiwialym pyszczku. Miala byc plochliwa..jest najspokojniejszym i najkochanszym ogonkiem w moim stadzie w tej chwili. Swoim charakterem bardzo przypomina mi Zmorke, jest tylko bardziej ugodowa.
Z wygladu rowniez bardzo ja przypomina, ma tylko troszke bardziej posiepany pasek na grzbiecie. No i te lysiny..strupki...
Jest strasznie filigranowa dziewczynka...Mozna powiedziec..wychudzona..:-(
Sluchajcie, moze i zwariowalam, ale nie zmienilabym swojej decyzji za zadne skarby swiata.
No po prostu...ciesze sie
