Strasznie długo nie pisałam, wątek pokrył się już kurzem i pajęczynami

. Czas więc trochę tu "posprzątać" i wrzucić trochę nowych wieści (chociaż na zdjęcia trzeba będzie jeszcze trochę poczekać).
Dużo się u nas działo, ale byłam tak zajęta studiami, potem sesją i jeszcze kilkoma innymi Bardzo Ważnymi Sprawami, że nie miałam siły ani czasu pisać.
Odeszła od nas kochana Pchełka. Najpierw miała małego guzka pod pachą, nie wydawał się być groźny. Został zoperowany i wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, dopóki nie zauważyłam, że pod językiem pojawił się kolejny guz. Na początku był niewielki, ale z czasem rósł coraz bardziej i utrudniał jej jedzenie. Łódzka pani doktor powiedziała, że jest nieoperacyjny, bo jest ryzyko uszkodzenia nerwów odpowiadających za poruszanie językiem. Pojechałam do Warszawy, do tej wspaniałej Pani doktor, ale nic to nie dało. Guza nie dało się zoperować.

Przez jeszcze parę tygodni próbowałyśmy walczyć, karmiłam Pchełkę strzykawką, dostawała gerberki, jogurciki - walczyła chciwie o każdy kęs, ta moja mała bojowniczka. Ale pewnego dnia musiałam podjąć decyzję o tym, żeby pomóc jej odejść. Nie była w stanie już jeść i zaczynała mieć problemy z oddychaniem, chciałam oszczędzić jej dalszego cierpienia
Po tym długo nie byłam w stanie zebrać się i nawet wejść na forum.
Na początku maja IHime przywiozła do mnie dziewczynki z Krakowa, które nadal są
do adopcji. Dziewczynki były strasznie wychudzone i nieufne, ale szybko odzyskały formę i odpasły się na gerberkach z SPS-u. Więcej szczegółów dopiszę dziś w wątku adopcyjnym.
Potem rozchorowała się Pączuś, czyli dawniej Plamcia. Pojawił się jeden guz na boku, blisko pachwiny. Została zoperowana, wybudziła się, ale w parę godzin po operacji pojawiły się problemy z krążeniem i oddychaniem i.. niestety, odeszła, mimo natychmiastowej interwencji weta
Z mojej starej bandy została już właściwie tylko
Bezogonka, która pamięta jeszcze moje pierwsze stado. Bezia trafiła do mnie, kiedy miała około 1,5-2 miesięcy. Za datę urodzenia przyjęłyśmy z moją panią wet 1.01.2010, więc wychodzi na to, że Bezia kończy jutro 2,5 roku

. Jest już bardzo stateczną, sędziwą szczurzycą. Nie porusza się już tak żwawo jak dawniej, przy chodzeniu mocno powłóczy tylnymi łapkami, ale nadal ma chęć i siłę do życia. Chociaż ostatnio zaczynam się o nią martwić, bo ma coraz mocniejszy sen i chwilami, kiedy podchodzę do klatki i cmokam, a ona nie reaguje, to serce mi staje w gardle.
Z jeszcze mniej wesołych wiadomości - piszę to z bólem serca, ale będę musiała się niestety częściowo odszczurzyć. Czeka mnie w przyszłym miesiącu przeprowadzka i wiem, że nie będę mogła wprowadzić się tam posiadając tak dużą ilość szczurów. Przede wszystkim będę musiała oddać tymczasy z Krakowa i te, które są u mnie od grudnia. Właśnie odświeżam wątki adopcyjne, wieczorem postaram się wrzucić do nich świeże zdjęcia dziewczynek. Będę musiała wystawić też bazarek i sprzedać część swoich ciuchów i innych gratów, ale to już pewnie jakoś w tygodniu ogarnę. Na sprzedaż będzie też woliera, w której teraz rezydują moje babska - ze względu na gabaryty odbiór tylko i wyłącznie w Łodzi (żadna firma kurierska niestety tego nie przewiezie).
W ramach osłody postaram się jeszcze w ten weekend podrzucić jakieś zdjęcia moich babiszonów, chociaż nie mogę dać stuprocentowej gwarancji.