Misiu
Pamiętam, kiedy do mnie przybył. Był początek ubiegłego roku, straszny okres, odchodziły jeden za drugim moje kochane ogonki. W grudniu 2004r. odeszli ośmiomiesięczny Demonek i półtoraroczna Księżniczka, na samym początku stycznia 2005r. niespełna dwuletni Kant a kilkanaście dni po nim półtoraroczna Afrodyta. Najgorsze ciągle było jednak przed nami. W połowie lutego 2005r. w ciągu 3 dni straciłam Leonka, Stiuarda i Hegla, przy czym Stiu i Hegi odeszli tego samego dnia. Byłam po prostu skamieniała z bólu, jakieś fatum wisiało nad moim stadkiem. Nic nie pomagało, odchodziły jeden za drugim. Siedziałam i płakałam albo ze strachem patrzyłam, które następne.
Kilka dni po odejściu chłopców, Rysiek wrócił wieczorem do domu, spod kurtki wyjął dwa ogonki albinoska i autka, to byli chłopcy. Maluchy miały tak około 7-8 tygodni. Tego samego dnia wieczorem dołączył do nich porzucony pod drzwiami piwnicy około 6.tygodniowy czarnulek. Pierwszy, bo tego samego dnia, imię dostał czarnulek – został Bonuskiem, bo był jak widać nadplanowy. Niedługo później dostał imię albinosek, zaczęliśmy do niego mówić Misiu, być może przez pamięć Leonka, bo tak go dodatkowo nazywaliśmy. Największy problem mieliśmy z imieniem dla agutka mówiliśmy Szaruś czekając aż coś nam wpadnie do głowy, ale nie wpadło i imię Szaruś pozostało do dnia dzisiejszego.
Rozmawiałam wtedy z Gohą na gg i ona powiedziała, że Stiu i Hegi przysłali mi Bonuska, ale ja myślę, że się pomyliła, oni przysłali cała trójeczkę. Bo chłopcy byli niezwykli. Misiu i Szaruś od pierwszego dnia byli bardzo ufni i radośni, bez problemu wchodzili na ręce, dawali się głaskać i czochrać. Bonusek trochę mniej ufny, być może wpłynął na to wypadek z jego ogonkiem, ale szybko stał się takim przytulałem jak pozostali dwaj. W ich klatce nigdy nie było żadnych kłótni, walk o dominację czy jedzenie. Na początku czasami ganiali po całej klatce ale była to wesoła kotłowanina radosnych ogonków. Później stali się coraz bardziej stateczni, no może oprócz Szarusia, który do dnia dzisiejszego jest bardzo żywiołowy, czasem mówię, że to szczurek z adhd. I wszystko wydawało się piękne, jednak kilka dni później Misiu i Szaruś zaczęli kichać i rzęzić. Wizyta u weta i paskudne rozpoznanie – zapalenie oskrzeli z rozpoczynającym się zapaleniem płuc. Obaj dostali antybiotyki. U Misia objawy minęły szybko, Szaruś antybiotyki dostawał znacznie dłużej. Na dodatek okazało się, że są zarażeni świerzbem, no i oczywiście rozchorował się Bonusek. Tak więc po kuracji antybiotykowej od razu kuracja przeciw pasożytom. Być może spowodowała to choroba i leczenie antybiotykiem, być może wada wrodzona ale kiedy Misiu miał około 3 miesięcy zaczęły mu puchnąć łapki. Kolejna wizyta u weta i straszna diagnoza – niewydolność krążenia z podejrzeniem uszkodzenia mięśnia sercowego. Dla tak młodego ogonka to jak wyrok śmierci. Ale on był bardzo wesoły i radosny, nic nie robił sobie z choroby. Jakże nie dac takiemu maluchowi szansy, decyzja była tylko jedna – walczymy.
I warto było. Misiu i Bonusek rośli „w siłę i potęgę”. Po odejściu Sli stali się największymi ogonkami w moim stadku. To jednak w żadnej mierze nie wpłynęło na ich zachowanie. Cała trójka była radosna, przyjaźnie nastawiona do ludzi i inny zwierząt. Dla nich było wszystko jedno czy do ich klateczki podchodził ogoniasty samiec czy samiczka – tak samo ich nie zauważali bądź ignorowali. Oni mieli tylko siebie i z tym im było najlepiej. Jakoś sobie ustalili, że najważniejszy w klatce jest Misiu, tylko gdy chodziło o jedzenie pierwszy pysiek podsuwał Bonusek. Mimo, że chłopcy dorośli nadal wśród nich panowała zgoda. Byli wyjątkowym stadkiem, Miałam już spokojnych chłopców ale żeby trzech w jednej klatce to nigdy. Zawsze trafiał się jakiś, który starał się innych podporządkować sobie, a tu nic – równouprawnienie, bo przywództwo Misia było takie umówne, można wręcz uznać, że charyzmatyczne.
Choroba Misia co pewien czas przypominała się ale już nie tak ostro jak za pierwszym razem. Czasami wracały furkotania, wtedy dostawał leki odciążające serce i płuca i po jakimś czasie wszystko wracało do normy. Zresztą Misiu co miesiąc był na kontrolnym badaniu u weta, nic nie wskazywało na to, że choroba się pogłębia.
W lutym tego roku po krótkiej i gwałtownie rozwijającej się chorobie odszedł Bonusek
![:cry:](https://cdn.jsdelivr.net/gh/s9e/emoji-assets-twemoji@11.2/dist/svgz/1f622.svgz)
. W marcu furkotania u Misia powróciły. Standardowe leki nie pomogły. Dodatkowa wizyta u weta i rozpoznanie zapalenia oskrzeli. Oczywiście kuracja antybiotykiem i poprawa ale tym razem na krótko. Po dwóch tygodniach nawrót, kolejna wizyta i niestety stwierdzenie ponownej ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej. Nowe leki nasercowe, odwadniające, bo niewielkie ilości płynu zalegały w płuckach, no i osłonowo antybiotyk. Po kilku dniach niewielka poprawa, a może było to tylko moje myślenie życzeniowe. Ale Misiu stał się znowu wesoły, przestał przysypiać w kącikach pokoju a zaczął się biegać i brykać z Szarusiem. W niedzielę było gorzej, furkotanie się wzmogło, miał sine łapki, pysio i ogonek, nie dusił się ale boczki pracowały mocniej niż zwykle. Leki nie przynosiły ulgi. Misiu będąc poza klatka przyszedł do mnie na kanapę, położył się przy mojej głowie i tak sobie leżeliśmy patrząc w oczy. Postanowiłam podać mu neocardiamid, który miał podawany w początkowej fazie choroby. Dałam 2 kropelki, jak zwykle ledwie udało się ukryć ich paskudny smak w jogurciku. Po pół godzinie zobaczyłam poprawę, łapki i pysio znowu były różowe, tylko końcówka ogonka była lekko sina. Misiek przestał leżeć na jednym miejscu, zaczął swój normalny obchód mieszkania. Kilka razy przyszedł po mizanie. Czochrając go po brzuszku popatrzyłam mu w oczka, widziałam w nich bezgraniczny smutek. Powiedziałam do Ryśka, że już niedługo będziemy cieszyć się naszym Misiem. Spojrzał na mnie i stwierdził, że wymyślam, że chłopak wraca do zdrowia, Jak bardzo chciałam się mylić.
Wieczorem dostał swoją porcję leków. Czochrano i całuska na dobranoc. Rano 17.04.06r. gdy tylko wstałam spojrzałam do klateczki chłopców. Szaruś i Misiek leżeli w koszyczku. Szaruś był przytulony do boku Misia, Misiek miał łepek oparty na brzegu koszyczka i przymknięte oczka. Coś mnie zaniepokoiło, delikatnie go dotknęłam i już wiedziałam. Po cichu zawołałam Ryśka, wyjęłam z koszyczka zaspanego Szarusia i dałam go Ryśkowi. Później wyjęłam Misia i opatuliłm go w ręczniczek. Szaruś nie zauważył, że jego braciszek odszedł, nie wie tego do dziś, chodzi i szuka go, czasem się denerwuje, bo nie może go znaleźć.
Moje słoneczko, mój Misiu Puszysty odszedł we śnie, jego zmęczone serduszko po powoli przestało bić
![:cry:](https://cdn.jsdelivr.net/gh/s9e/emoji-assets-twemoji@11.2/dist/svgz/1f622.svgz)
. Był jeszcze bardzo młody, nie miał półtorej roku, ale warto było walczyć. Warto, bo dla niego był to prawie rok życia dodatkowo a dla nas możliwość kontaktu z tak wspaniałym szczuraskiem
Żegnaj Misiu Puszysty, zabrałeś kolejny kawałek mojego serca, nigdy Cię nie zapomnę.
Z Trójki Wspaniałych pozostał już tylko Szaruś