Co Michu wczoraj wyczyniał, przechodzi wszelkie pojęcie. 41 razy

odnotowałam jego bytność na komodzie, a nie wiem czy liczyłam wszystkie. Po ściągnięciu i przeniesieniu go w najdalsze miejsce w pokoju, po sekundzie był z powrotem. Aby mnie zmylić, kilka razy z rzędu wskakiwał na parapet, po czym znów znienacka uderzał na klatkę albinosów.
Misiu, którego aktywność fizyczna od miesięcy ogranicza się do truchtania za młodymi i w razie sukcesu przewracania ich na plecy; Misiu, który z klatki nie wychodzi sam, tylko opiera się o pręty i machając głową wyczekuje aby go przenieść na tapczan; Misiu, który, kiedy się go wzywa na przekąskę, za wyraz swojej dobrej woli uważa już samo wyjście spod tapczanu i przycupnięcie w kąciku w oczekiwaniu aż go poniosą do stołu...
Ten właśnie Michu, wczoraj, kiedy zakropliwszy jedno oko, uznałam, że zdołam i drugie (a wprawę mam), zanim szatan zdąży z tapczanu przemieścić się na komodę, takim się przyspieszeniem popisał, że kiedy odejmowałam krople od oka już dopadł klatki nowych lokatorów !
Jeśli po tym maratonie nie będzie miał zakwasów, to ja się tak nie bawię ;/
Dziś rano odstawiłam wszelki mebel od komody więc szczupaki plaskały co rusz na ziemię jak te krowie placki...
Jeśli chodzi o Barucha i Ulrikę, wczoraj nie udało mi się ani razu wyjąć ich z klatki

. Kiedy widzę ich popłoch, mięknę i zostawiam ich w spokoju. Nie wiem czy to dobre podejście.
Przez cały dzień za to ich klatka stała na tapczanie, a ja z ręką w hamaku muskałam śpiących, raz po raz obrywając dziaba od Barucha - kiedy się przebudzał. Łapie zębami nadal mocno, ale już nie do krwi, tak jak pierwszego dnia. Robi to jakby ostrzegawczo, tak na wszelki wypadek

.
Baruch w ogóle nic nie je za dnia, dopiero po nocy w misce są łupinki. Wciąż siedzi skulony, najpierw na półce, a teraz kiedy Ulrika odkryła hamak – w szmatkach. Ulrika wczoraj była na tyle zaciekawiona zapachem szczupaków na moich rękach, że wyszła mi po rękawie aż poza klatkę, ale szybko wróciła. Jej ciekawość w dobrym kierunku nas prowadzi, ale przy Baruchu staje się na powrót lękliwa i adoptuje jego strategię wycofania.
Samego Barucha okręciła sobie wokół palca, tarmosi nim i zachęca do zabawy

, on niestety nieskory do beztroskich harców

. Zrobiłam im kilka zdjęć, ale na każdym wyszli tak wtuleni w siebie, tak drżący, że aż przykro patrzeć. Biedne małe robaczki.
Dobrze, że jestem jeszcze na zwolnieniu, więcj czasu mogę im poświęcić. Tylko, że mam wrażenie, że oni nie chcą tego czasu, woleliby żeby ich zostawić w spokoju. Trochę inaczej to sobie wyobrażałam

.
A jeszcze wracając do szczupaków, muszę powiedzieć, że tacy wielcy i konkretni się nagle zaczęli wydawać, i do tarmoszenia jacy skorzy, w porównaniu do kruszynek Michu to urodzony przytulak
Poza tym UWAŻAM, ŻE SZCZUPAKI SIĘ DRAPIĄ
