Oj, mało mamy czasu na cokolwiek ostatnio ale dobrze by było uzupełnić torochę wątek.
Dziękujemy w imieniu rekonwalescentek, u Romy i Leyli po zabiegach śladu już nie ma ale stadko postanowiło że chorobówki nie mogą stać odłogiem. I tak najpierw zupełnie niespodziewanie wypatrzyliśmy ogromnego guza u Bloo, guz był przyrośnięty do tylnej łapki i na początku wzielismy go za opuchliznę. Miałam ogromne szczęscie że udało mi się dnia następnego dostać na operacje do dr. Ani. Tam okazało się że na szczęście guz to gruczolak, a jego niesamowicie szybki wzrost spowodowany był tym że przy ruchu zbierało się w nim osocze. Guz był opnoć bardzo śluzowaty i jakby go wycisnąc byłby o połowe mniejszy. Przy okazji zdecydowaliśmy się wysterylizować Bloociaka, i jak się okazało 2 dni później była to bardzo mądra decyzja (przy okazji dziękuję Susu za to że podsuneła nam tę myśl).
Na niespodziewanej operacji z Fosterzakiem byłam we wtorek, a w czwartek mieliśmy kolejny niezaplanowany zabieg. W środę wieczorem, podczas rutynowego przegladu stadka zauważyłam niewielkie krwawienie z dróg rodnych u Gadżeta. Po ostatnich przejściach z Lubisiem widok ten totalnie mnie zmroził. Tym razem jednak się udało. Dr. Ania przyjeła nas poza kolejką a Gadżecik od razu trafił na stół. Okazało się że trafiliśmy w samą pore, mimo niewielkiego plamienia macica była pełna krwi. Przygoda Gadzeta zakończyła sie szczęśliwie, ale dała nam dużo do myślenia.
Dwa przypadki krwiomacicza w niewielkim odstępie czasu nie mogły być tylko dziełam przypadku, można było z dużym prawdopodobieństwem założyc że mamy w stadzie jakąś bakterię. Po przedyskutowaniu problemu z dr. Anią postanowiliśmy wysterylizować resztę naszych samiczek. Roma, Berri i Gabrysia zostały uznane za zbyt wiekowe na taką prewencyjną sterylkę, Helenka, Oy, Bloo, Gadżet, 3 L-ki oraz Jokasta i Ashoka były już sterylizowane - pozostawało 11 szczurzyc
W pierwszej turze pod nóż poszły najstarsze szczurki. Wysterylizowaliśmy już Czuszkę, Małą Czarną, Marysię i Jackiego Kaktusa. Operacje obyły się bez komplikacji a dziewczynki szybko wróciły do zdrowia.
Ale, aby nam nie było zbyt łatwo, w międzyczasie Oy wyhodowała sobie ogromnego ropnia. Ponieważ był on przy cewce moczowej niezbędna była operacja (kolejna

). Operacja na szczęście sie udała ale było niebezpiecznie. Ropień znajdował się bardzo blisko cewki i istniało ryzyko przebicia jej cienkich ścianek. Mimo że od operacji mineło już 2 tygodnie Oy nadal na antybiotykach i w chorobówce. Rana kiepsko się goi, początkowo wyglądała dośc dobrze ale po paru dniach napuchła i rozlazła się zupełnie. Bakterie z ropnia zaraziły ranę, dr. Ania zdecydowała o tym by jej nie zaszywać i pozwolic by goiła sie od środka. Tak więc kilka razy dziennie przepłukujemy rane wodą utlenioną i riwanolem.
A w ten piatek kolejna partia sterylek. Pod nóż miały iść Eduardo, Ontario, Muka, Żelek i Bama - no właśne miały. Niestety musimy trochę zmienić plany. Wymacałam po guzku u naszych staruszek Berriaczka i Romy więc to one zamiast Bamy i Ontario będą operowane w piatek. To bedzie juz 3 operacja Romy :/
Ale, żeby nie było że duże stado to tylko zmartwienia i bieganie po wetach, trochę optymistycznych wieści.
Roma i Berri świętowały przy bananowo-jogurtowo-miodowym torcie swoje 2 lata i 6 miesięcy 
Roma jak zwykle była bardziej zaineresowana naszy towarzystwem niż jedzeniem. Tort trzeba było jej podsunac na dłoni, dopiero wtedy zabrała się za jedzenie



Z Berriaczkiem nie było tego problemu, zabrała się za jedzenie z wielkim entuzjazmem


Poza tym pragne napisać że mam cudowne, tolerancynje stadko które od razu zaakceptowało Zaphoda i Marvina. Łączenie zakończyło się właściwie po jednej wspólnej sesji w małej klatce.
Przy okazji jakby się ktoś zastanawiał ile szczurów zmieści sie w jednym, przeciętnej wielkości sitku


Rozpisałam się strasznie, musze jednak napisać o jednym ważnym wydarzeniu w życiu naszego stadka. Nie wiem czy ktos pamieta ale jakiś czas temu trafiły do nas malutkie samiczki na dt. Wszystkie dość szybko znalazly domy i zaczelismy załatwiać transporty. I tuz przed wyjazdem jeden z domów "rozmyslił się". Bez domku została średnia kapturka. W krótce reszta maluchów się rozjechała a maleństwo zostało samo. Dzieciak marniał w oczach a my mielismy 2 ważne wyjazdy i mało czasu na intensywne szukanie mu domu. No i postanowilismy połączyć ją z naszym stadem - odnalazła się w nim błyskawicznie - a my doszlismy do wniosku że nie możemy wyrwać jej ze stada, z którym tak dobrze sie zgrała. No i została

A ponieważ nasze wyjazdy do Hiszpanii przyczyniły się do tego że jest u nas - została nazwna Alhambrą
