Muffinka choruje. Nie wiem, czy mogła się zarazić ode mnie...
Kiepsko się czułam, w piątek padłam z temperaturą królika i zupełnie bez sił.
Mała podobnie jak reszta nie przejawiała zbytniej energii, dekowała się z dala od pozostałych albo tuliła do mnie, ale w ten upał nikomu naprawdę nic się nie chciało. Wczoraj wieczorem zauważyłam, że mocniej pracuje boczkami i jest trochę ostrożniejsza ruchach, jakby coś ją bolało; w jednym oczku porfiryna.
Dziś mąż podjechał z nią do doktora, bo ja pracowałam dłużej, a zależało nam na czasie - w wynikach badania krwi widać jakiś stan zapalny, w badaniu możliwe że coś na dolnych drogach oddechowych
Palpacyjnie bez zmian. Dostała antybiotyk doustny, dołożę do tego Betaglukan i Bioaron.
Jak wróciłam do domu, znalazłam ją przytuloną do dziewczyn w domku miedzy meblami, gdzie dawno żadna nie spała, bo wolą z nami albo na fotelu. Od razu weszła mi na dłoń i umościła się tak jak lubi. Lek zjadła ładnie, teraz drzemie obok mnie ale wygląda biedniutko...
Proszę o kciuki dla kochanej uszatki, żeby Muffince nic poważnego nie było i żeby prędko wyzdrowiała. Serce mam ściśnięte...