Hugonek powrócił do etapu pełzającego oseska, znika mi ;(...
Ale jest, je, raczej nic go nie boli... tylko potrzebuje asysty w myciu się, jedzeniu, przemieszczaniu... I za te wszystkie rzeczy - które są niczym - składa główkę na moją dłoń, opiera łapki, nie trzyma nawet - wie że jest trzymany...
Topi mi serce...
Kalriczek jest mu oddaną malutką opiekunką, która oplata, tuli, dalej mu te nóżki iska, a także i resztę:) Masuję Hugonka, a ona przybiega wciska się między niego a dłonie i powstaje szczur dwugłowy, na dwa głosy przygrywający ząbkmi, podsuwający do pieszczot to gardziołka to skronie
...
U Karliczka w nosie wykryto aż 2 szczepy bakterii. Jest na silnym zestawie antybiotyków marbocyl + gentamycyna. Po czterech dniach samej genty i 2 marbocylu (dotrał później) wiem tyle, że w wymarzonym tempie ekspresowym zaraza się jednak nie wyniosie;/ Karlut wciąż psika, ropy raz mi się wydaje że nie czuję, po chwili, że tak...
Malutka popiskuje żałośnie przy bolesnych zastrzykach, ale zaraz wraca do tych ciemiężących dłoni w obronę i wtulenie.. Rozbraja mnie jej charakter mieszanina łagodności, pogody i entuzjazmu do najmniejszych rzeczy: piórka, które złapię choćbym miała wejść Biesiowi na głowę ! papryczki, której wcale nie zjem, ale ukryję głęboko w pościeli;P ludzkiej dłoni, która udaje że też jest szczurem - i, a co tam - udam, że jej wierzę;)
W takie słodko-gorzkie dni mam ochotę krzyczeć światu, że uwielbiam moje szczury. Humbaka, króla sawanny – pozy i miny i Hugonka maślane wyglądanie spod kapturka, kocham "kartkować" futro Biesia i szczerzyć mu się w niedzwiedzią twarz, nie wiem czym zasłużyłam na Nuśka wpatrzenie absolutne, jak dziękować za zagłobią fasolkowość Frondziaka, Stanencji eteryczność która potrafi tak trwać !, Horpyny bezbrzeżną wierność w oczach, Moiry temperament i psie umizgi... Wszystkich szczupaków uwielbiam - przeczesywanie powietrza ruchliwymi wąsikami, wielkie niziołkowe stopy i malutkie paluszki przebierające w moich, nieskrępowane ziewy, a czasami po prostu – żucie...
Bies. Wraz z wiekiem pozmieniały mu się priorytety, długo długo były dziewczynki, teraz głównym celem jest ich miseczka. Jak go tam zdybię - za kudły wyciągam ! Więc kiedy ostatnio rozkoszując się smakiem ziarna kątem oka spostrzegł, że zbliża się deportacja – ratował się jak mógł – schował się DO miseczki

Wyciągnięty i ku moim niesytym oczom przybliżony - nieprzerwał żucia
I na moim niedźwiadkowym Biesiu dziś rano znalazłam twardy, nieruchomy, jakby do łopatki przymocowany guz ;(
Wczoraj go nie było...
Najbardziej podobnym tworem jaki u nas pamiętam był Misiowy ropień po ugryzieniu Witalisa. Miałoby to sens - Moiren u nas ostatnio dwoi się i troi, żeby dopaść Karliczka, niegardzi człowiekiem pachnącym Karliczkiem (we wnętrze dłoni mi się ostatnio wgryzła i wyszarpywała kawałek mięsa..) - biesiakiem pachnącym Karliczkiem pewnie też by nie pogardziła, czy po prostu Biesiakiem - Biesiakiem ?...
Tyle że w okolicach guza nie ma śladu po ugryzieniu;(
Trzymajcie kciuki, żeby marbocyl pomógł, bo alternatywa mnie przeraża...