Życie jest ogólnie do d**y
Tak samo jest w życiu, w związku, w posiadaniu pupila, dobrej pracy czy studiowania wymarzonego kierunku...
Są piękne TYLKO chwile, a resztę można sobie spokojnie darować. Fakt nikt Nam nie obiecywał, że będzie łatwo.
Jednak dlaczego WSZYSTKO musi być tak totalnie beznadziejne... Ostatnio jedyna rzecz, na którą mam ochotę, to położyć się w łóżku i nie wstawać przez dzień, dwa, trzy, a może nawet tydzień czy miesiąc, bo i po co. Po co mam wstawać z łóżka skoro jestem przekonana, że tego dnia jedyne co może się wydarzyć to pojawienie się kolejnych problemów, które jeszcze bardziej skomplikują moją egzystencję
Tonę w długach, nie mam szansy na pracę, bo studia pochłaniają 90% mojego czasu, nie mam faceta i szansy poznania kogoś, bo jedyne gdzie bywam to uczelnia (gdzie są same kobiety i księża) i dom, nawet pojawił się pewien facet, ale co z tego, jak strasznie przypomina mi byłego, a ja jeszcze się z tamtego nie wyleczyłam i rozpaczam bez końca, mimo że okazał się być f*****.
No i tamten powiedział mi, że ma dosyć tego, że go porównuje do byłego i mówię, a P to to, a P to tamto... i wcale mu się nie dziwię

Chciałam mieć męża, dzieci, swoje 4 ściany... Ustabilizować życie. I wiem, że jestem młoda i mam czas, ale ja nie jestem typem imprezowiczki. Ja najlepiej czuję się w domu otoczona rodziną. A teraz zanim kogoś poznam, wyjdę za mąż, urodzę dzieci, to chyba umrę z rozpaczy i samotności. Nikt mnie nie kocha, jestem beznadziejna i cały czas myślę o tym, że to moja wina, że mi z byłym nie wyszło (chociaż wiem, że nie powinnam tak myśleć i On faktycznie był tyranem, ale ja jestem osobą wiecznie poświęcającą się przynajmniej w związku), bo jestem kłótliwa, pyskata i w ogóle nie umiem panować nad gniewem. Pewnie tamta jest lepsza ode mnie... Szczuplejsza, milsza i bardziej posłuszna. Daje mu coś, czego ja nie potrafiłam mu dać. Były mi się nawet śni i w tych snach się z nim kłócę i on jest tak przykry dla mnie, że budzę się w środku nocy lub nad ranem i nie mam szans na spokojny sen. A kompleksy zawsze miałam, ale z czasem otworzyłam się dzięki byłemu i było naprawdę super, ale co z tego... Jeśli teraz po rozstaniu pisał mi, jaka to ja jestem gruba, tłusta krowa i żebym zapisała się na aerobik, bo nikt nie będzie chciał mnie nawet dymać

Dosłownie tak mi napisał. I że jestem odpychająca itd. Wiem, że wykorzystał moje kompleksy, żeby mi zrobić przykrość i tak nie myśli, bo nigdy by nie był ze mną i nie planował rodziny, nie oświadczał się, nie prosił bym wróciła, ale mimo wszystko takie słowa człowieka bolą i gdzieś w środku myślę, że może tak właśnie jest i już nikt mnie nie pokocha.
Z wczoraj zadzwonił do mnie jego kumpel, że stoi u mnie pod domem i mam dać mu rzeczy byłego. Dobrze, że mnie w domu nie było. Mój brat był, to mu rzeczy przekazał, ale jakie ten kolega miał pretensję do mnie itd. Przecież ja nie wiedziałam, że przyjedzie. Oni to na 100% specjalnie zrobili. Dobrze, że mnie w domu nie było... Jednak i tak miałam cały dzień tym popsuty.
I do tego wszystkiego jeszcze problemy rodzinne. Siostra miesiąc temu za mąż wyszła... Od ponad tyg się kłócili, więc cały weekend z siostrą siedziałam, bo przez te wszystkie dni nie wychodziła z domu tylko ryczała. I nocowałam u Niej wczoraj. Obudziły mnie krzyki o 2 w nocy. Strasznie się kłócili. Siostra dzisiaj nocowała u mnie, a po południu z rodzicami ma jechać po swoje rzeczy - wyprowadza się od niego i myśli o rozwodzie. Wyszły takie kłamstwa teraz, że to się w głowie nie mieści. On przez 4 lata tak ją okłamywał i miesiąc po ślubie wszystko przypadkiem wyszło, bo siostra jako żona zaczęła mieć dostęp do różnych rzeczy. Tak strasznie jest mi jej szkoda. Myślała, że chociaż jej się udało, bo On ją tak kocha... A tutaj okazuje się, że On nas wszystkich oszukał. Przez ten cały czas robił z Nas idiotów, a my jego stronę trzymaliśmy, bo sądziliśmy, że siostra przesadza

Nie istnieje chyba na świecie nawet jedne mężczyzna, który mówiłby prawdę, a już na pewno nie ma czegoś takiego jak prawdziwa miłość. Mój światopogląd się załamał. Już w nic nie wierzę. Każda z Nas myśli, że jest w szczęśliwym związku, a potem okazuje się, że to była fikcja... że grałyśmy w sztuce wyreżyserowanej przez Niego, że przez ten cały czas miał na sobie maskę... i dopiero po ślubie (lub w moim przypadku na szczęście tuż przed) okazuje się kim On jest naprawdę
