Widzę, że w rozpaczy nie napisałam, co przytrafiło się Pumie
W efekcie podawania Dostinexu strzykawką zrobiła jej się w którymś momencie nadżerka. Pumka kabergoliny nie cierpi, podczas podawania potrafiła się szarpać, szamotać i rzucać z zębami na strzykawkę, może też przygryzła sobie język.
Już parę razy sugerowałam sprawdzenie pyszczka, bo coś mi nie dawało spokoju - upewniano mnie, że zęby i wnętrze w porządku, ale okazję, kiedy była pod wziewką, przegapiono, bo długość zębów wydawała się w normie, a ja wyszłam na przeczuloną przez wspomnienie Dżumy.
Ale dwanaście dni temu, mimo iż lek wpłynął w szczurzy pyszczek prawie sam, Pumka mlasnęła raz i drugi a ja z przerażeniem ujrzałam czerwień krwi w środku. Na klinikach zaobserwowane przez nas objawy bólowe (bez sedacji, jako że mocniej oddychała wskutek szmeru nad oskrzelami) przypisano bólom fantomowym i krwiakowi, w badaniu pyszczka nie znajdując znowu nic. Trzy dni później krew pojawiła się niezależnie od podania dostinexu i popędziliśmy do lecznicy, gdzie pełna rozpaczy upraszałam o dokładne sprawdzenie pyszczka, na wypadek urazu po upadku czy czegoś podobnego.
I wtedy dopiero wyszło co i jak.
Początkowo sądzono, że nadżerka zajęła też kość żuchwy i rokowania były ostrożne. Warstwa martwej tkanki została zdjęta a zmiana oczyszczona, ale przez krwawienie z ziarniny nie sposób było dokładniej sprawdzić, jak głęboko to sięga, musieli tamować tę krew, nie dopuszczając do zadławienia się szczury nią.
Niestety, nie zrobiono od razu RTG, wet odłożył to na wizytę kontrolną w razie zaistnienia potrzeby
Od ubiegłego poniedziałku podawaliśmy antybiotyk, co 8 godzin wpuszczaliśmy jej do pyszczka Balsam Szostakowskiego, za sugestią doktora (w każdej godzinie) odkażaliśmy to biedne pysio herbatkami dezynfekującymi, głównie szałwią. Szczura jadła choć pewnie ją bolało, przynajmniej po zabiegu, ale leki wydawały się pomagać, lekki obrzęk znikał i kiedy zjawiliśmy się w piątek na kontroli, doktor zdziwił się na widok Pumy ożywionej i bardziej korpulentnej niż przedtem. Chyba był zaskoczony tym, że szczura wciągała jedzenie bez namawiania, i zadowolony z efektu balsamu oraz szałwii.
Znieczulonej znowuż usunięto martwe tkanki i przyłożono opatrunek z Solcoserylu dentystycznego; mieliśmy pozostać na balsamie, szałwii oraz Metacamie. Dobrze, że doktorzy ulegli i spiłowali pod wziewką rosnące skosem, nieco przydługie siekacze oraz podali znieczulonej jeszcze Pumie potrzebne zastrzyki, żeby oszczędzić bólu i stresu przytomnej.
Tylko że tym razem coś nie idzie tak dobrze z gojeniem po oczyszczaniu, boli ją trochę bardziej, widać znowu obrzęk i wyczuwa się go pod palcami. Znów zebrało się trochę krwi w amputowanej nóżce. Wczoraj minęły trzy doby od ostatniego badania i czyszczenia, spodziewaliśmy się postępów w leczeniu...
Po konsultacji wracamy do antybiotyku, podajemy metacam i szałwię, a łapkę przecieramy jodyną.
Doktor uważa, że nadżerka jest tylko powierzchowna, nie objęła żuchwy - z rentgenem mamy się wstrzymać do czwartku.
Chcielibyśmy, żeby miał rację, ale mimo wszystko jesteśmy zdjęci obawą i lękamy się nazbyt optymistycznej diagnozy. Jeśli wiedziałabym już teraz, że jest źle, nie dałabym jej niepotrzebnie cierpieć
Oby mieli rację...
Dziś od rana szczura jest ożywiona, energiczna i wciąga wszystko z apetytem, mniej też objawów jakiegoś bólu.
Proszę, kciukajcie za Pumę, żeby los okazał jej swoją przychylność...