ol. trafiłaś - prawie - w sedno. Tylko to bardziej takie "o jejku jejku! Taaak się nie mogłem doczekać...!" z pełną radością
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
.
U nas słodko-gorzko. Urzekły mnie szczurze dupcie podczas transportu do Raciborza, kiedy to Speedy oddawał cześć swoim prywatnym bogom... snu
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
. Speedy'ego niewiele rusza, jak śpi. Bo to nie byle co, on Śpi. Mlaszcze, zgrzyta, przewraca się na bok bezwładnie jak szmaciana lalka, zasypia w trakcie mycia, prezentuje biały brzuch światu i ogółem jest przeuroczy.
Nawet Wąglik jakoś tak wyczekująco zerkał z typowo wąglisiową zaspaną minką (jedno ucho mu wtedy opada i wygląda jakby był w połowie dumbo...
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
)... I w końcu wpadłam o co chodzi i rozpoczęłam mizianie. No i szczur się rozciamkał do końca i zbezwładniał jak szmateczka, a ja cichutko myślałam "chwilo, trwaj...!"
Mieliśmy też na chwilę dziewuszkę dla Eve, która wprowadziła niezły burdel. Mikrobowi ją przedstawiłam (w końcu bezjajeczny), ale jego gwałtowne ruchy, zwroty i podskoki chyba ją tremowały i został opiszczany, a przy okazji i ja. Z resztą niufała się przez pręty. Wąglik oczywiście na nią nafukał z góry na dół, zmieniając się w nastroszoną piłeczkę, Speedy'ego mało obeszła, a Limfocyt wodził spojrzeniem (i dreptał wiernie jak lustro) za każdym jej krokiem.
Niestety samica=wyrzut testosteronu. Hece zaczęły się głównie wczoraj przy powrocie do Wrocławia. Wąglik zaatakował Speedy'ego, długo musiałam uspokajać jednego i drugiego... Jak obaj zrobili się śpiący, udało mi się ich do jednej klatki wrzucić z powrotem i przewieźć bez zgrzytów. Niestety, dzisiaj ciąg dalszy. Speedy jest przerażony i w chwili obecnej doliczyłam się dwóch długich szram i dwóch mniejszych dziurek... Nie chce spać w klatce i wrzeszczy już na każdego szczura zbliżającego się do niego. Tak, nawet na Limfocyta i Mikroba, których trudno nazwać szkodliwymi... ;/
Mam nadzieję, że jak zapachy opadną, to i hormony, ale prawdę mówiąc, zastanawiam się nad wyjściem radykalnym. Kalm-aid nie pomógł. Kastrować musiałabym obu - i panikarza, i agresora, tak po prawdzie, a nie mam pewności, czy im pomoże (Wąglikowi raczej tak, ale Speedy też jest problemem - a co mu pomoże...?) . A z racji co się stało z wąglikowym bratem... Nie jestem w stanie psychicznie podołać dwóm aż kastracjom, a jeśli coś by im się stało... ... ...
i dziś tak przytulając do siebie Speedy'ego, rozzgrzytanego do granic możliwości, w końcu śpiącego, zadowolonego, zaczęłam się zastanawiać, czy nie lepiej mu bez stada. To głównie on denerwuje Wąglika, Mikrob i Limfocyt sobie jakoś radzą z jego wybuchami złości - zwykle sprowokowanymi przez panikę Speedy'ego (i takie błędne koło - ten się złości, że ten się boi, więc ten się boi jeszcze bardziej, więc ten się złości...). A on zawsze był trochę z boku. Od kilku tygodni widzę też, że najszczęśliwszy jest w momentach "pościelowych", śpiący gdzieś koło mnie, czasem dopominający się o jakieś głaski...
I po prostu dumam, czy nie lepiej mu będzie samemu...