Entreen, wiem;( Nie zdecydowałam się jednak na rtg, bo to i tak nic nie zmieni, czy to serce, czy płuca, czy jeszcze coś innego, i tak pozostaje nam tylko steryd. Leków na serce dostaje pełen zestaw (prilium, vetmedin, Q10, karnityna), antybiotyki nie zadziałały (jak na infekcję - po tych ponad 2 tyg. widać - to ma za mało postępowy charakter, tym bardziej że podawany jest steryd..), jeśli to nowotwór, jeśli przysadka (na kryzys przysadkowy to też nie wygląda) – nie ma innych możliwości manewru niż steryd;( Dexametazon nie jest już tak efektywny jak bywał, ledwo 3 dni wytrzymuje (we wrześniu 5), ale pójdziemy tak długo jak będzie dawał radę.
Sama Stanza, uległa przez całe życie istota, bez sprzeciwów dająca się nieść nurtowi życia, trzma się rówież jak tylko może.
Są dni kiedy po dwóch liźnięciach musi łapać z powrotem oddech, łapać dosłownie biegnąc za nim...
Są dni kiedy je tylko z palca, zdyszana mimo braku ruchu.
I są dni, jak dziś rano, kiedy zbiera siły i nadrabia braki z poprzednich dni. Zjadła dziś bez pomocy sinlac z lekami, potem kaszkę z sokiem ananasowym. Kiedy jestem w domu co 2 godziny podsuwam jej coś małego do posilenia.
Lekka jest. Lżejsza niż oddech.. heroiczne jest jak daleko ten stan można posunąć, wciąż będąc...
Póki co osiedliśmy w dniach, gdzie jak tylko wstanę z rana i po powrocie po południu Stańczyk zawiesza się u drzwi na wyniesienie. Dalej szuka schronienia w kołdrze, w miękkim układając ciałko, do czasu do czasu przemieszcza się do chłodniejszego miejsca. Czasami kiedy je i oddech ją zawiedzie, wybiega za nim, ale uspokojona zawsze wraca.
Horpyna dzieli czas pomiędzy obie swoje podopieczne, w klatce z Frondą, a jak wstanie idzie szukać Stanzy, okryć, zapewnić podparcie, mocne serca bicie... W międzyczasie, uprwadzić coś ze stanzowego spodeczka - ale któżby odmówił tak oddanej agutkowej opiekunce wzmocnienia
Asłanowi wyładniały oczy, nie męczę go już zakraplaniem. Ze skorupy na plecach też jest już prawie całkiem wczesany, a doxy bardzo obiecująco wygasiła psikanie:)
Kwestia jak będzie po odstawieniu... Gdyby było dobrze, Nuś mógłby nareszcie zamieszkać z agutkami.
Pogodził się chyba ze swoim losem samotnego kawalera, bo nawet kiedy znajduje się na łóżku z resztą, to tylko przez chwilę, tyle co obwąchać te za którymi nadąży, i szybko znosi się do samotni pod tapczanem. Myślę jednak, że to kwestia przyzwyczajenia do wspólnej obecności. Znają się i akceptują, ale teraz agutki nie dbają o Asłana, Asłan nie liczy na ich uwagę. Lecz gdyby mieli szansę razem zamieszkać czuła horpynkowa dusza na pewno znalazłaby miejsce i dla nuśkowych kanciastości we wspólnym legowisku
O tej szansie tak sobie marzę...
Guzek Moiry okazał się ropniem. Co z tego, skoro pozbyć się ropnia z Moiry...
W poniedziałek na żywca nie dało się jej w ogóle dotknąć. Z sercem na ramieniu zgodziłam się na premedkację, lecz niebieska potwora nawet śnięta i zwiotczała była tylko odrobinę łatwiejsza do obsługi... Wet nakuł i wydusił ropnia.
Sflaczały Moir przez następne 5 godzin odzyskiwał zmysły
We wtorek była już w dyspozycji i wesoła, a w środę – powtórka z rozrywki..
Tym razem wet zdecydował naciąć ropnia w znieczuleniu miejscowym, optymistycznie lekceważąc fakt, że żeby znieczulić, trzeba pacjenta najpierw dźgnąć igłą kilka razy, gdzie samo dotknięcie wprawiało Moirenę w spazmy...
Serce miałam w gardle podczas całej operacji. Moira ani nie chcę myśleć gdzie miała
Całe szczęście płukanie w domu poszło łatwiej, ale tylko dwa razy, bo następnego dnia przetoka się zamknęła;/
Obecnie w miejscu ropnia jest półcentymetrowa gulka, przez pierwsze dni miałam nadzieję, że to zabliźniona rana, ale teraz zaczynam się obawiać, że chyba nie będziemy mieć tego szczęścia...
Za półtora tygodnia wizyta w PV, tylko czy można czekać tak długo ? ech;/
Młode dzikują, przez co zyskały sobie przezwisko trombony. Skaczą po straszych koleżankach, nic sobie nie robiąc z mojego łajania, wygryzają przez pręty ich hamaki – dla sportu, bo same wolą na dachu siedzieć na gołym – Alef w sputniku, z którego regularnie wykopuje materiałowe siedzisko, a Scherzosz na gołych prętach, jak na zdjęciu wyżej... Ponieważ wyciąganie jej stamtąd nie daje trzpiotce do myślenia - w zamian gilgam ją w stópki od dołu. Scherzosza bardzo to irytuje
![Tongue :P](./images/smilies/tongue.gif)
ale też nie prowadzi do właściwych wniosków - wyciąganie wniosków to nie jest najmocniejsza strona trombonów
Wracając do ich ulubionego sportu:
https://www.youtube.com/watch?v=SUNB36pXoRI
Alef schodzi pierwsza i dłużej pozostaje na ściance, jest mistrzynią wspinaczek (proszę zwrócić uwagę na znakomitą pracę ogonka choćby w 20sek.), niezwykle wytrzymałą (to tutaj to jedynie wycinek cowieczornych ćwiczeń) i silną.
Scherzo jest trochę mniej wytrzymała, ale jako się rzekło – częściej wraca. Do Scherzo należy finał
![Afro O0](./images/smilies/afro.gif)