W lecznicy osądzono, że guza przysadki też ma i to pewnie dużego, wkroczyliśmy wczoraj z Dostinexem. Na samą myśl o podawaniu znów tego leku strzykawką aż mnie mrozi
To nie do wiary, ale biedactwo jakby samo rozumiało że trzeba, bo uchwyciło w pyszczek końcówkę insulinówki i dobrowolnie wypiło porcję leku, zupełnie bez protestu ani uników.
Uchylała się dopiero chwilę potem, kiedy tak samo dawałam nieco soku do popicia po tym świństwie, ale za to z chęcią zlizała z łyżeczki troszkę miodu na osłodę.
U weta dostała też steryd, następna dawka zbiega się znów z kabergoliną i jeśli nastąpi poprawa, to nie będę wiedzieć czy Dostinex działa.
Pan doktor orzekł, że jeśli mała stanie na nogi i dobry stan utrzyma się przez jakiś tydzień, to będziemy się zastanawiać, czy coś więcej można dla niej zrobić, żeby jej pomóc. A ten gruczolak czy coś jest spory, muszę obserwować czy się zmienia.
Podanie kabergoliny oczywiście staruszka odchorowała, pierwszą dawkę dostała większą a wątroba mocno obciążona ostatnio; przez jakiś czas nie jadła znów, jednak w nocy złe samopoczucie zaczęło ustępować i mała wymiotła przez noc wszystko, co zostawiłam jej na spodkach, ignorując tylko plasterek banana, który zwyczajnie osikała.
Wciągnęła też przy okazji zmielony ostropest plamisty, który daję dla osłony tej biednej wątroby.
Dziś rano próbowaliśmy usunąć jej z sierści jaja wszołów: wyczesywaliśmy grzebykiem, ściągaliśmy palcami; tego jest mnóstwo i nie mam naprawdę pojęcia, czy jest to w ogóle możliwe
Kiedy obróciłam staruszkę na plecy dla sprawdzenia brzucha i guza, rozwierzgała się protestująco i pochwyciła zębami moją rękę, a gdy w którymś momencie zbyt wyraźnie skubnęłam sierść, ściągając białe paskudztwa, uszczypnęła mnie w palce
Biorę to za dobry znak, chcę wierzyć, że siły pomalutku wracają, zwłaszcza że ładnie zjada pełnowartościowe odżywcze jedzonko, jakie od nas dostaje i odpornościowe z witaminami też.
Nie wiem, czy będzie możliwe zrobić coś z tym guzem, nie mam pojęcia, czy i co tkwi jeszcze w niej w środku i czy zareaguje na tego potencjalnego gruczolaka przysadki...
Ale próbujemy, a jeśli się nie uda, to przynajmniej starowinka nie sczeźnie gdzieś tam bez pomocy i bez próby ratunku, będzie otoczona miłością i najlepszą opieką, jaką możemy jej dać, a jeśli przyjdzie smutna konieczność, ulżymy jej w porę...
Ale na razie - wspieramy kruszynę w tej walce, wierząc że nie wszystko może jeszcze stracone.
Nie puszczajcie swoich kciuków, prosimy też o pozytywną energię i wszelkie pomocne wskazówki, które mogłyby tu pomóc
Pozdrawiamy