Miałam już nie brać kolejnych ogonków i prawdę mówiąc nadal tkwię w postanowieniu, że jak dane mi będzie odprowadzić moje obecne stadko, to może już na zawsze a może tylko na jakiś czas będę tylko obserwować jak inni opiekują sie tymi najukochańszymi ogoniastymi łobuzami. Pomimo to od dłuższego czasu obserwowałam jak Sarenka 24 szuka nowych domków dla swojej trójeczki, jak dwie z nich dość szybko znalazły domek a trzecia Tasmanka pozostała sama. Czekałam czy może ktoś się zdecyduje, bo jeśli chodzi o zwierzaki nie lubię podejmować decyzji gwałtownie, muszę być pewna, że danemu zwierzakowi jestem wstanie zapewnić dobre warunki. Jednak Tasmanka czekała, czekała i nikt nie chciał się zdecydować na opiekę nad nią, a ponieważ Katowice niedaleko a ja bywam tam przynajmniej raz w miesiącu więc podjęłam decyzję, tym bardziej, ze wiekowo jest zbliżona do mojego stadka. I tak 17.08.07r. Tasmanka stała się członkiem naszego stada

Wiedziałam, że Tas gryzie ale przyznam się szczerzę, że byłam zaskoczona kiedy Sarenka wyjęła rękawice aby wyjąć małą. Na szczęście udało się spokojnie przetransportować Tas z kartonika do transporterka. Była trochę zaskoczona nagłą zmianą ale najpierw zjadła kawałek boczusia a później, już w drodze do Gliwic położyła się spać i przespała prawie całą drogę. W domu bardzo szybko zapoznałam ją z resztą stadka. Poszłam trochę na żywioł i nie żałuje tego. Najpierw do transporterka w którym była włożyłam Liloo (jest przywódca mini stadka, co prawda bardzo łagodnym ale przywódcą), ta dokładnie obwąchała Tasmankę, przewróciła ja na plecki, chwilkę na niej postała, a później spokojnie zajęła sie podjadaniem smakołyków, które Tas miała w transporterku (mój kochany żarłoczek). Chwile pobyły razem, Tas wyraźnie była zainteresowana Liloo ale nie wykazywała agresji tylko zaciekawienie. Po wyjęciu Liloo ta sama czynność powtórzyłam po kolei z Lati i Kreseczką. Lati była trochę niezadowolona z nowej koleżanki, trochę nastroszyła futerko ale jak to u niej, zakończyło się głośnym piskliwym protestem, bez jakiejkolwiek agresji. Bo Lati to mój mały łobuziak, który zaczepia, wrzeszczy ale nikomu nie robi krzywdy. Tutaj Tasmanka była trochę niespokojna ale tez nie było żadnych kłótni. Na koniec Tas poznała ostatnia koleżankę czyli Kreseczkę. No i zdziwienie, bo ani jedna ani druga nie wykazały zainteresowania sobą. Kreseczka po krótkim obwąchaniu Tas zajęła się podjadanie smakołyków a Tas zaczęła wychodzić z transporterka. Później pokazałam Tas moich chłopców nie, nie wkładałam ich do transporterka tylko kolejno trzymałam na rękach pozwalając jej obwąchać ich. Moi dzielni chłopcy byli zaniepokojenie tak bliskim kontaktem z dziewczyną, bo najczęściej jak wejdą na klatkę dziewczyn to muszą bardzo uważać na łapki i ogonki a tu taki bezpośredni kontakt. Za to Tasmanka po prostu oszalała na ich punkcie (co zresztą przewidywałam wiedząc jak dziewczyny reagują na nowego samca w stadzie

). Najbardziej jednak spodobał jej się Misiak, później okazało sie, że to "miłość" od pierwszego wejrzenia

. W każdym razie po zapoznaniu jej z całym stadkiem spróbowałam zapoznać się z nią osobiście. Tu nie poszło tak łatwo, Tas ostrzegawczo dziabnęła mnie w palec, po delikatnym pstryczku i reprymendzie głosem weszła do transporterka łypiąc na mnie złowrogo swoimi czarnymi oczkami. Nie bardzo mogłam czekać długo na połączenie jej ze stadkiem, bo nie miałam przygotowanej klatki dla niej a niestety zaczęła się u mnie migrena. Dlatego okres zapoznania został skrócony do minimum. Aby bezboleśnie dla niej i dla mnie wyjąć ją z transporterka posunęłam sie do podstępu. Wzięłam Misiaka na ręce i stanęłam z nim koło transporterka, udało się Tas po prostu wskoczyła na mnie, była rozgorączkowana, za to Misiak wystraszony. Później włożyłam Misiaka do jego klatki i otworzyłam klatkę dziewczyn pozwalając Tas przeskoczyć po mojej ręce do środka. Wiedziałam na 99 %, że moje dziewczynki szybko zaakceptują nową koleżankę, jednak pozostał ten 1 % wątpliwości. Stałam wiec przy klatce gotowa w razie dużych problemów wyjąc Tas godząc się na to, że ta podziabie mnie po rękach. W klatce do Tas pierwsza podeszła Liloo, znowu przewróciła Tas na plecki, postała nad nią i spokojnie poszła na hamaczek, zresztą Tas poddała się bez sprzeciwu. Później Kreseczka chwilkę obwąchała nową dziewczynkę, sama też została obwąchana i na tym sie skończyło. Kreseczka tez poszła na hamaczek. Nadszedł czas Lati, tu nie poszło tak łatwo, bo mój mały plastuś jest troszeczkę kłótliwy. Zaczęła bardzo nachalnie wywąchiwać Tas, co tej się nie spodobało i zaczęła się mała gonitwa w wielkimi wrzaskami Lati. Jednak oprócz gonitwy, wrzasków Lati i kilku kopniaków jakie dostała Lati od Tasmanki za swoja natarczywość nic się nie działo, odeszłam od klatki obserwując cały czas co sie dzieje. Po kilkunastu minutach Lati sie znudziło gonienie za Tas i poszła do koszyczka. Tas położyła sie na półeczce. Po godzinie Tas przeszła na hamaczek i położyła sie koło Kreseczki. Do końca dnia jeszcze ze 3 razy Lati zaczeiała Tas ale ich "kłótnie" trwały bardzo krótko i były mało intensywne. Poza tym przy kolacji Tas przed Liloo dobiegła do miseczki z jedzonkiem, wiec ta ostatnia jeszcze raz przypomniała jej kto rządzi kładąc ją na placki. I to wszystko co działo się w trakcie zapoznania, no może jeszcze jedno Tas, jak było do przewidzenia, dostała rujki, gdy tylko Misiak pojawiał się gdzieś w polu jej widzenia szalała próbując się dostać do niego, w tym chodziła po klatce do góry nogami szukając jakiejś dziury przez która mogłaby sie wydostać. Następne dni przebiegały bardzo spokojnie, Tas szybko zasymilowała się ze stadkiem, zaprzyjaźniła z Liloo. To nie znaczy, że z innymi jej sie gorzej układa, też nie ma żadnych problemów, jednak najchętniej przebywa przy Liloo.
I wszystko było by piękne, gdyby nie to, że Tas nie przepada za ludźmi, na dotyk reaguje krzykiem i dziabaniem. Najlepiej czuje sie w klatce i niechętnie z niej wychodzi a w zasadzie jest z niej siłą wyjmowana. Zdecydowałam się na metodę siłową, bo jak wiem od Sarenki cierpliwość przyniosła nieduże efekty. Zresztą taką metodę wybrałam nim dowiedziałam sie co stosowała Sarenka. Wybrałam po obserwacji zachowania Tas, uznałam że będzie bardziej skuteczna. Na początku Tasmanka będąc na fotelu dziabnęła mnie 2 razy, raz w udo drugi raz w bok. Oba dziabnięcia były jednak ostrzegawcze, nie przygryzła skóry, co najwyżej zostawiła małe siniaki, na reprymendę słowną odchodzi na bok i łypie na mnie ale już nie dziabie. Mniej szczęścia miał Rysiek, dawał jej chlebka z masełkiem i kiedy Tas najpierw lekkim dziabnięciem go ostrzegła że ma odejść on przysunął rękę bliżej niej, co ta natychmiast wykorzystała i tym razem użarła już mocno. Popuszył się trochę, popuszył i mu przeszło i dalej ją lubi

. Jednak metoda siłowa chyba skutkuje. Od tego czasu mogę wyjmować Tasmankę z klatki, czasem jeszcze próbuje się chować. Nie wrzeszczy już przy wyjmowaniu i dotykaniu, czasami cichutko piśnie ale i to coraz rzadziej. Mogę ją głaskać zarówno w klatce jak i na zewnątrz. Widać, że nie jest z tego zadowolona ale nie kłapie już zębami. Cały czas zachowuje jednak ostrożność, bo wiem że jak ja stracę to mała diablica to wykorzysta

. Poza tym mogę brać ją na ręce, wtedy najlepiej czuje się na ramieniu. Tak właśnie zwiedzamy mieszkanie. Już nie siedzi schowana pod włosami, tylko ciekawie wygląda. Co prawda dla mnie to jak jakaś ekstremalna zabawa, bo Tas jeśli gryzie to tylko w odsłonięte części ciała gdy jest na ramieniu to nie bardzo mogę obserwować co też wpadnie jej do głowy

. Poza tym coraz więcej smakołyków bierze z ręki, wcześniej wzięła jeśli smakołyk położyło się niedaleko niej i odeszło na kilka kroków. Poza tym coraz częściej sie zdarza, że jak pochodzę ze smakołykami to Tas jest razem z dziewczynkami i niecierpliwie czeka aż dostanie, już nie odchodzi na bok, tylko staje i czeka. Ogólnie to jestem dobrej myśli. Tasmanka zachowaniem przypomina mi Lady, która tez nie lubiła ludzi i żarła jak tylko miała okazję. Przy czym wiem, że Lady miała do tego powód a o Tasmance niestety wiem niewiele, bo i Sarenka niewiele wie co małą spotkało nim do niej trafiła. Przekonanie Lady do tego, że nie wszyscy ludzi są źli zajęło mi 2 miesiące, wiec i tutaj nie oczekuje gwałtownej zmiany ale wierzę, że za jakiś czas będzie tak jak pozostałe dziewczynki ze stadka. Bo Tasmanka jest przepiękną szczurcią. Cała czarna, bez żadnych znaczeń, jaśniejsze ma tylko uszka, okolice noska i paluszki. Smukła ale nie chuda, ruchliwa ale nie ma ADHD. Po prostu zdrowa piękna szczurcia. Czasami widać, że tak jak pozostałe moje dziewczynki chciałaby sama wejść mi na ręce, podchodzi blisko ale jej strach jest większy niż ochota.
Jak zwykle rozpisałam się ale szczurcia z charakterkiem Tas nie zdarza sie często i myślę, że sposób postępowania z takimi ogonkami warty jest opisania. Zresztą ja tez nie pisze zbyt często o moim stadku, najczęściej gdy dzieje sie coś złego, więc teraz napisałam z innej okazji.
Co do stadka to dziewczynki maja sie znakomicie. Niestety Liloo jest takim samym żarłoczkiem jak jej mama i wagę już ją dogoniła. Nie sposób jej odchudzić, bo musiałabym dać ją do osobnej klatki a wtedy mała byłaby nieszczęśliwa. Ogólnie rzecz biorąc, to chyba jej cecha wrodzona, bo Lati tez nie jest szczupła ale nie jest aż takim tłuścioszkiem. Lilusia uwielbia być głaskana i przytulana, poza klatka stara sie być jak najbliżej nas. Lati mimo wieku i lekkiej tuszy nadal jest bardzo ruchliwa i skoczna, praktycznie nadal wejdzie wszędzie. Kreseczka mimo zaćmy daje sobie radę. Zakraplam jej oczka, mam wrażenie, że jest niewielka poprawa ale czy tak jest to nie wiem. Do kontroli jeszcze trochę czasu.
Chłopaki mają nadprodukcje testosteronu i ich futerka nie wyglądają zachęcająco no ale trudno, nie jest to powód do kastracji. Misiak to ogromny przytulak, unika sprzeczek. Przybiega i wskakuje na kolana, lubi być głaskany. Jego ulubione miejsce jest w sypialni za kanapą, uznał je za swoją norkę, tam znosi gazety, jedzonko i robi sobie gniazdko. Gucio to przeciwność brata, ciągle w ruchu, nie za bardzo chce być głaskany ale jeśli musi to cierpliwie to znosi. Najchętniej czas spędza na klatce Niuńka polując na tego ostatniego. Jak nie może dorwać Niuńka to wyciąga mu z koszyczka papierowe ręczniki i szmatki a później z zacięciem je rozrywa. Poza czasem wchodzi na klatkę dziewczyn ale tam bywa krótko, bo dziewczyny uwielbiają podgryzać go w łapki, co mu oczywiście nie przypada do gustu

.
Z Niuńkiem mam ciągle kłopot, bo jego katar nie ustępuje. Po zastosowaniu leków mija na krótko i później wraca stając się coraz bardziej intensywny. Bardzo mnie to martwi. Bo Niuniek to jak już kiedyś pisałam szczurek człekolub. Biega przy nogach jak piesek, bawi się z nami, "wykonuje" różne czynności razem z nami

Jest najmniejszy z mojego stadka, nie przybiera na wadze. Najprawdopodobniej nosi w sobie jakąś chorobę dziedziczną, bo dziewczyny nie są nim wcale zainteresowane, podczas gdy do Gucia i Misiaka stale zaglądają. Ale to nasz mały skarbeczek.