Dziękuję, właśnie tacy ostatnio staramy się być- pełni energii

Choć ciągle mi jej brak, żeby porobić troszkę fotek. Dziewuchy (i chłop) na wybiegu wolą się schować w kanapę i kopać nowe nory (ostatnie już, więcej gąbki do wygryzienia nie ma

). No ale nie dziwię się- też wolę te cieplejsze pory roku.
Cóż Gryzek.. Dylemat stary jak świat- ciąć i ryzykować czy zostawić i obserwować? Zdecydowałam u weta, że nie tniemy- przynajmniej na razie. Gryzek to takie moje małe cudeńko kochane, pełne chęci do życia, przytulania, miziania, budowania norek; tylko w wersji babcinej, bo dużo śpi, powoli się rusza, kiepsko się wspina i generalnie jest już dużo mniej sprawna. W związku z czym wystraszyłam się, że jeśli się nie obudzi to nie będę umiała sobie wybaczyć, że odebrałam jej te ostatnie, szczęśliwe chwile życia. (piszę ostatnie bo jednak ma ponad dwa lata i nie jest młodą laską, która wytrzyma każde znieczulenie

)
No i macam codziennie tego jej guza, który nie powiększa się od zeszłego tygodnia i pocieszam się, że może wcale jeszcze nie trzeba..
Boję się bo nie czułam wsparcia od weta- wiadomo, pewności nie może mi dać a trzeba mu przyznać, że zawsze jest ze mną szczery. Ale jakby powiedział, że wiele szczurków przeżywa i jest nadzieja to może bym się zdecydowała.. a tak..
powiedział, że gdyby to był pies z guzem i zdecydowalibyśmy nie ciąć uznałby to za zaniedbanie. A skoro jest to szczurek, który żyje tak krótko- być może aktem łaski będzie pozostawienie mu szansy na przeżycie z guzem- bo przecież są ogonki, które funkcjonują z guzem bez większych przeszkód.
Tak poza tym- tfu tfu- wszystko super

Maluchy nabrały troszkę w dupkach, co mnie bardzo cieszy
