Sysa, zdjęcia urodzinowe były stronę wcześniej, a dzisiaj wrzucam kolejne.
Manianera,to prawda, na początku są małą niewiadomą, nie wiadomo o co im chodzi, co lubią, czego chcą. A potem rozwija się wspólny język opiekun-szczur i to jest niesamowite!
Uni, dziękujemy za życzenia! Dziewczyny postanowiły jednak trochę pochorować.
Ale po kolei...
Po pierwsze:
łączenie z Misiem.
Jest nieco kłopotliwe i ciągnie się już długo, bo Blondyś jest nieprzewidywalną wariatką. Najpierw gryzie, żeby zaraz iskać, a za godzinę znowu spuścić łomot i podrapać do krwi. Miś z początku był spokojny, ale teraz coraz częściej wyłazi z niego panikarz. W wannie Blondyś bardzo się denerwuje samym miejscem i koncentruje się głównie na tym, żeby wyskoczyć i uciec (jest przy tym prawdziwą artystką). Jak już uda się ją namówić, żeby posiedziała, bywa różnie, częściej spokojnie niż nie. Za to Miś w wannie wpada w stupor. W innych miejscach bywa różnie.
Na szczurzej kanapie Blondyś wpada w furię. Za to Gadzinka od tygodnia z powodzeniem chodzi na wybiegi wspólnie z Misiem.
Pierwsze podejście do wspólnej klatki zrobiliśmy w zeszłym tygodniu, kiedy wydawało się, że randki na neutralnym terytorium nie posuwają nas już do przodu. Spędzili razem ponad dobę. Blondyś się powściekała, ale po jakimś czasie wszystko wyglądało tak:








Blondyś głównie napuszona, ale zaspana potrafiła przytulić się do Miśka, i Gadzinka między nimi - poiskała jedno, poiskała drugie, przytulała się do obojga. Skończyło się, kiedy Blondyśka w drobnym, zdawało by się, zwarciu, głęboko zadrapała Misia. Aż się zastanawiałam, czy go szyć. W końcu nie byliśmy cerować Misia, tylko odkaziliśmy i oddzieliliśmy awanturnicę, a ranka sama zasklepiła się błyskawicznie. Potem, w ciągu tygodnia myszaki spotykały się w wannie, bo nie mogłam sobie pozwolić na kolejną zarwaną noc przy klatce.
Od wczoraj ogonki są znowu w jednej klatce. Jest w kratkę. Zauważyłam, że wbrew zaleceniom, wspólny gerberek łagodzi obyczaje. Dzisiaj miałam dylemat, czy ich razem zostawić, kiedy wychodziłam do pracy. Zostawiłam, z ogromnymi obawami. W przerwie leciałam do domu z czarnymi wizjami przed oczami, a zastałam Misia wtulonego w Blondyśkę.
Po drugie: znowu mamy
przeboje weterynaryjno-zdrowotne, ale o tym następnym razem.
Tymczasem -
Misiu wolnowybiegowy:



