Strona 29 z 44
Re: czy jestes...
: śr gru 09, 2009 6:22 pm
autor: kao
Moja mama po dzień dziś się łudzi, że zmądrzeję. Właściwie na początku nikt we mnie nie wierzył i sądzili, że to takie widzimisię.
Nie rozumiem, czemu 18ka zmienia coś w podejściu rodziców i "wtrynianie się". Ale to dobrze, że nie usłyszałaś czegoś w stylu "dopóki mieszkasz pod moim dachem...".
Re: czy jestes...
: śr gru 09, 2009 7:48 pm
autor: Maszka
kao pisze:sądzili, że to takie widzimisię.
No u mnie to samo! tak jak ze szczurami - tez miało być chwilowe, z jeździectwem - też chwilowe... szczury mam, konno jeżdżę, wege też jestem
kao pisze:Nie rozumiem, czemu 18ka zmienia coś w podejściu rodziców i "wtrynianie się". Ale to dobrze, że nie usłyszałaś czegoś w stylu "dopóki mieszkasz pod moim dachem...".
Też nie rozumiem co to zmienia, ale kiedyś usłyszałam że wege mogę być jak będę pełnoletnia - to miało być coś pewnie typu "Aaa do osiemnastki zapomni i jej się odwidzi, a teraz skończę szybko tą rozmowę!"

Ja to trochę przełożyłam na to ze właśnie weganizm po 18ce, bo jak były jakieś aluzje, wspominki to po prostu w domu wrzało. Bo że ja z wegetarianizmem zaraz w szpitalu wyląduję, a weganizm to trumna i tyle.... (tak nie mówili tylko do tego się wszystko sprowadzało, znaczy o trumnie). Już teraz nie chce im się mnie żywić, wiec ja nie wiem co to będzie z weganizmem... Jak oni mieli mi kupić parówki sojowe na spróbę to było wielkie halo!... Swoją drogą te były okropne

Albo "wędlinę" sojową - "bo to wygląda tak że

" Jeszcze jak kotlety sojowe mają kupować to jakoś przeżyją, ale tak poza tym to cały czas słyszę jaka ja nienormalna, i że bym mogła normalnie się zachowywać i "normalnie" jeść... Ale ja nie chce!

Re: czy jestes...
: pt gru 11, 2009 2:53 pm
autor: yss
ej, parówy sojowe są pyszne. ...

i kotleciki, i inne cuda..... mniam.
ej, to, że coś akurat jest tradycyjne, jeszcze nie czyni tego normalnym. wiele nienormalnych rzeczy ludzie robią, bo tak się przyjęło......
Re: czy jestes...
: pt gru 11, 2009 4:19 pm
autor: Cyklotymia
Pasztety sojowe też są całkiem znośne
Ja mięso jem, bo mi smakuje. Jeśli kiedyś dorobię się z lubym domu, to będziemy sami hodować zwierzęta na mięso - kozy, króliki i kury, może jakiś baran się trafi

Wtedy będzie można samemu kontrolować warunki, w jakich będą zwierzaki, poza tym sami sobie nie będziemy przecież fałszować mięsa wodą, trocinami i innymi paskudztwami, które można znaleźć w sklepowych wędlinkach ("pies z budą xD). Mięso z "wesołej kury" jest o wiele smaczniejsze niż np pierś z biednego brojlera, który wcinał paszę z antybiotykami, i który w dodatku jest "zaprogramowany genetycznie", by osiągnąć optimum wzrostu do danego czasu, a potem... Jeśli takiego brojlera zostawi się przy życiu, bardzo szybko zacznie chorować i zdechnie (informacje wiarygodne, od znajomych zootechników).
Staram się więc wcinać mięso pochodzące z mniejszych hodowli, ale jeśli akurat nie mam do niego dostępu, to kupuję sklepowe.
Re: czy jestes...
: pt gru 11, 2009 9:28 pm
autor: Ivcia
Nie jestem. Kiedyś próbowałam, ale nie dałam rady. Było mi słabo i miałam ochotę krzyczeć.
Najwidoczniej mój organizm już się przyzwyczaił do mięsa. Ludzie zawsze jedli mięso... Warunki były inne, sposób "zdobywania" pożywienia... Jednak ja nie czuję tego. Nie sądzę, żebym jeszcze kiedykolwiek próbowała zrezygnować z bycia mięsożercą. Przynajmniej nie z własnej woli

Re: czy jestes...
: sob gru 12, 2009 12:32 pm
autor: kao
Pasztety sojowe są pyyyyycha
Cyklo, najpierw się opiekować a potem zabić i zjeść?

Re: czy jestes...
: sob gru 12, 2009 3:53 pm
autor: Maszka
kao, to na pewno "lepsze" rozwiązanie dla "mięsożernych", bo jakby tak każdy postąpił, cała ta sprawa miałaby się troszeczkę lepiej. Jednak ja nie mogłabym wyciągnąć ręki "z tasakiem" na zwierze, które odchowałam, karmiłam i które mi zaufało...

Chociaż jak widzę to Cyklo chodzi bardziej o "smak mięsa", a nie o to by lepiej się żyło...
A pasztety to ja bardzo lubię, zwłaszcza paprykowe

a wczoraj spróbowałam z koperkiem i też całkiem dobry

Re: czy jestes...
: czw sty 07, 2010 10:49 am
autor: *Delilah*
no nie moglabym ta:k hodowac sobie zwierzątek, o ktore codziennie sie troszczę i karmie, zapewne też pogłaszczę ... a pozniej je zjeść...i nalepiej jeszcze własnoręcznie zabić...
to tak jakbym teraz miała zjeść swoje szczury....
co do jedzenia mięcha.. to własciwie od czasu kiedy namacalnie odczułam cierpienie Ciri, wtedy podjęła się we mnie decyzja o zaprzestaniu jedzenia miesa.. w sumie trochę bez mojego udziału... po prostu.
Re: czy jestes...
: czw sty 07, 2010 2:23 pm
autor: Nue
Nie jestem, aczkolwiek mięso jem jakoś tak okazjonalnie, bo jakoś tak specjalnie nie przepadam
Ale gdybym była wege, to rozsądnie i nie za wszelką cenę. Moja koleżanka od paru lat nie je mięsa, dietę ma niby ustawioną, a od jakiegoś czasu kolęduje po lekarzach, wyniki ma ciągle fatalne, anemia, omdlenia itd. Żelazo w tabletkach przepisane przez lekarza pomaga średnio. Dodam jeszcze, że będąc w takim stanie zdecydowała się na ciążę, co oczywiście sprawę jeszcze pogorszyło.
Może nie każdy może być wege, nie wiem, nie znam się

Re: czy jestes...
: czw sty 07, 2010 3:36 pm
autor: thedavidoff
jestem wegetarianinem od 11 roku życia czyli około pięciu lat. od samego początku nie jem mięsa żadnych zwierząt (ryby to także zwierzęta. nie powiesz 'jestem wege, ale jem kury, bo rosnę). nie miałem żadnych problemów, chociaż na początku był ciężko przekonać rodziców ;]
Re: czy jestes...
: ndz sty 10, 2010 10:48 am
autor: Nina
*Delilah* pisze:no nie moglabym ta:k hodowac sobie zwierzątek, o ktore codziennie sie troszczę i karmie, zapewne też pogłaszczę ... a pozniej je zjeść...i nalepiej jeszcze własnoręcznie zabić...
to tak jakbym teraz miała zjeść swoje szczury....
Ja tak samo... i aż sie dziwie, że osoba posiadająca jakiekolwiek zwierzęta może mieć takie plany. Ja bym zwyczajnie nie potrafiła.
Re: czy jestes...
: ndz sty 10, 2010 11:10 am
autor: Joanka
Maszka pisze:kao, to na pewno "lepsze" rozwiązanie dla "mięsożernych", bo jakby tak każdy postąpił, cała ta sprawa miałaby się troszeczkę lepiej. Jednak ja nie mogłabym wyciągnąć ręki "z tasakiem" na zwierze, które odchowałam, karmiłam i które mi zaufało...
Nie jestem wegetarianką i nie będę, nie da rady po prostu. Mogłabym się żywić tylko tatarem i niedosmażoną wątróbką. Jeżeli nie jem mięsa przez zbyt długi czas, zaczynam się ślinić na widok zdjęcia świni, serio. Trochę uspokajam swoje sumienie myślą, że gdybym się nagle zaczła umartwiać to i tak by niczego na świecie nie zmieniło, uważam za to, że zwierzęta hodowane do zjedzenia powinny, bez względu na poniesione przez ludzi koszty, mieć za życia wszelkie dostępne luksusy. Dobre jedzenie, miejsce na pobieganie i tak dalej, w końcu każdy gatunek potrzebuje czego innego, oraz spokój aż do ostatniej chwili. I najbardziej w porządku byłoby właściwie, gdybym tak jak radzi Cyklotymia, sama dbała o swój obiad i potem mordowała go własnoręcznie. Nie dla jakości mięsa, tylko dlatego, że to po prostu bardziej uczciwe. Kto wie, może wystarczy się zbytnio nie przywiązywać? W końcu ludzie przez tysiąclecia mieszkali ze swoimi krowami/świniami/kurami pod jednym dachem, wychowywali się z nimi, odbierali porody, leczyli i jakoś nie dostawali od tego schizofrenii. Z drugiej strony, zabić kurczaka może bym potrafiła, ale czy świnię też? A wieprzowinę najbardziej lubię.

Re: czy jestes...
: ndz sty 10, 2010 2:11 pm
autor: Nakasha
Na wsi to wciąż normalne, żyjesz ze zwierzętami i potem je zabijasz własnoręcznie, aby je zjeść.
I tak, to jest bardzo uczciwe, to bezpośrednia wymiana: życie zwierzęcia za zaspokojenie czyjegoś pragnienia. Własnoręcznie pozbawianie życia zwierzęcia, o które wcześniej się dbało, aby je zjeść, pozwala też w pełni odczuć to, co się robi i ponieść tego wszystkie konsekwencje - psychiczne, emocjonalne i fizyczne (zaspokojenie chęci jedzenia mięsa).
Można podziękować za życie zwierzęcia przed zabiciem - czasem tak jest łatwiej.
I jak najbardziej polecałabym wszystkim, którzy jedzą mięso, aby własnoręcznie zabijali swój obiad, bo tylko wtedy można zrozumieć to, co się dzieje.

Mówi się, że w takiej sytuacji połowa "mięsożerców" od razu przeszłaby na wegetarianizm.
Twierdzenie, że nie przeszkadza komuś to, że zwierzę ginie dla jego zachcianki jest hipokryzją, o ile sam tego zwierzęcia nie zabija, bo inaczej nie da się zrozumieć takiej śmierci.

Re: czy jestes...
: ndz sty 10, 2010 2:35 pm
autor: lavena
Nakasha pisze:I jak najbardziej polecałabym wszystkim, którzy jedzą mięso, aby własnoręcznie zabijali swój obiad, bo tylko wtedy można zrozumieć to, co się dzieje.

Mówi się, że w takiej sytuacji połowa "mięsożerców" od razu przeszłaby na wegetarianizm.

Twierdzenie, że nie przeszkadza komuś to, że zwierzę ginie dla jego zachcianki jest hipokryzją, o ile sam tego zwierzęcia nie zabija, bo inaczej nie da się zrozumieć takiej śmierci.

Niestety mało realna wizja. I nie sądzę żeby zaraz połowa... co najwyżej wrażliwe dzieciaki które nie wiedzą że kotlet to krowa.
Ja np. nie mam okazji własnoręcznie zabić mojego obiadu ponieważ na wsi nie mieszkam, pewnie gdybym mieszkała to tak właśnie bym robiła. Ale mam na wsi dziadków i widok zabijanej kury czy świni nie jest mi obcy. I nijak mnie to od jedzenia mięsa nie odrzuca. Jakoś rozumiałam od dziecka że karpik który pływa w wannie za chwilę wyląduje na stole.
I nie uważam jedzenia mięsa za zachciankę ale o tym dyskusji już było od groma

Re: czy jestes...
: ndz sty 10, 2010 2:44 pm
autor: Sheeruun
Nie wyobrażam sobie czegoś takiego - mieszkam ze zwierzęciem, karmię je, opiekuję się.. a potem nagle zachciewa mi się obiadku i ide sobie je zabić, pokroić i ugotować.
Nie, nie mógłbym. Mnie mdli na sam widok surowego mięsa a co dopiero krwi jakiegoś zwierzęcia.. I jeszcze te zawiedzione zaufanie. Kiedy zwierzę widzi, że jego opiekun nagle diametralnie zmienia nastawienie..
I w ogóle. Zabijanie. Straszne. Nie przeraża mnie zabijanie ludzi, ale zwierząt to już dla mnie gorsza sprawa..
Mięso aktualnie ograniczam do minimum. Ale w najbliższym czasie mam zamiar przestać jeść je wcale. Kiedyś już nie jadłem, długo, ale kotlety mojej babci..no, przez nie znowu zacząłem
