Moje stadko - Krysia ['], L,Tasha [']

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
Awatar użytkownika
limba
Posty: 6307
Rejestracja: pn gru 06, 2004 10:42 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: limba »

Oj Ivus, kciuki oczywiscie baaardzo mooocno trzymane.
Kurcze tyle chorobsk, a szczurki wcale nie stare jeszcze. Ech.....

Wyczochraj futrzaczki.... Sciski dla Ciebie ...
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: IVA »

Dziękuję, wsparcie jest im potrzebne, zwłaszcza dziewczynkom.

Paweł69 Misiak waży 650 g, Gucio jest znacznie lżejszy waży 550 g. Jeszcze niedawno ważył więcej bo 580 g ale ostatnio schudł bez żadnej przyczyny. To również spowodowało, że zabrałam obu chłopaków do weta. Na szczęście u Gucia nic nie wykryto. Muszę więc uznać, że przyczyną takiej różnicy wagowej jest po prostu znacznie większa ruchliwość Gucia (nadal nie ma miejsca gdzie by nie wszedł, wskakiwanie na wysokie szafki nie stanowi dla niego problemu). Obaj chłopcy nie maja jednak tłuszczyku a mięśnie. Tyle, że Misiak nie tylko więcej waży od Gucia ale jest też od niego dłuższy. Misiak swoją wagę utrzymuje już od dłuższego czasu. Mimo, że jest łakomczuszkiem to nie przybiera na wadze, też jej jednak nie traci.
Młode ogonki ważę co tydzień, starsze raz na miesiąc, chyba, że zauważam jakieś niepokojące zmiany.

Merch - poprawka do wagi - Czaruś waży 510 g, Cezarek 470 g (ważenie z dnia dzisiejszego, poprzednia waga była z połowy ubiegłego tygodnia).
zona
Posty: 941
Rejestracja: ndz cze 26, 2005 6:39 am

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: zona »

Trzymam kciuki za wyleczenie stadka. Ładną wagę mają te Twoje szczurasy.:)
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: IVA »

Pisałam prawie pół godziny i wyrzuciło mnie z forum, a tekst straciłam ;| no ale mówi się trudno i pisze po raz drugi.
Rzadko tutaj zaglądam i jak coś piszę, to najczęściej smutki. No i tym razem też nie jest inaczej. Moje dziewczynki się starzeją, a co za tym idzie coraz bardziej chorują. Kreseczka jakoś tak w styczniu skończyła 2 latka, Liloo i Lati niedługo tez skończą 2 lata, tylko Czarnulka ma jakieś półtorej roczku.
Guz pod łapką Lati znowu zaczął rosnąć, ten drugi pod mięśniami na razie nie rozrasta się widocznie ale tak na prawdę nie wiadomo co się z ta cholerą dzieje. Lati z dnia na dzień mi smutnieje, jest też mniej sprawna fizycznie. Ponadto stała się bardzo wrażliwa. Jeśli wezmę jakąś inna dziewczynkę na ręce albo dam cos dobrego a ona nie zostanie tak samo potraktowana to idzie do kącika, zwiesza smutno główkę i potrafi tak stać bardzo długo. Gdy jest na wolności domaga się pieszczot i trzeba ją głaskać tak długo aż ona ma dosyć, bo inaczej znowu ma „zawieszkę”. Aby zahamować wzrost guza od dzisiaj rozpoczęliśmy kurację Tamoxifenem 1 x 1/25 tabletki 10 mg (być może trzeba będzie zwiększyć do 1/20 ale rozpoczęliśmy mniejszą dawka aby uniknąć ewentualnych skutków przedawkowania. Swoją drogą, jeśli ktoś stosował ten lek u swoich samiczek to proszę o info.
Serducho Liloo w coraz gorszym stanie. Mój grubasek dostaje vetmedin 2 x dziennie, do tego furosemid (co 2 dzień lub częściej w razie duszności), no a od 3 dni znowu antybiotyk. Niestety duszności bardzo się nasiliły, był okres, że Lilus dostawała furosemid 3 razy dziennie a i to nie dawało zbyt dobrych efektów. Teraz kiedy włączony został antybiotyk powoli wszystko wraca do normy. Chociaż w dzisiejszym badaniu nie było osłuchowo żadnych zmian w płucach. Mam nadzieję, że Grubcia się pozbiera. Ona ma jeszcze wiele chęci do życia, ale duszności bardzo ją męczą. Liloo w przeciwności do Lati stała się bardziej żądająca przywilejów. Inne dziewczyny muszą jej ustępować miejsca, inaczej je podskubuje, nam sama wpycha się na ręce i nie ma możliwości odsunięcia jej. Ona jest najważniejsza i koniec. Bardzo zaprzyjaźniła się z Kreseczką. Gdy są w klatce to cały czas śpią razem w koszyczku, przytulone do siebie.
No i właśnie, Kreseczka – do niedawna wydawałoby się zdrowa dziewczynka – no oprócz zaćmy, która ma prawie od roku i z którą nauczyła się żyć. Jakieś 4 tygodnie temu zaniepokoiło mnie jej nastroszone futerko, wycieki porfiryny z noska i ogólnie zmniejszona ruchliwość. Przeszła dokładne badania, zarówno pod katem zapalenia płuc jak i zmian w innych narządach – nic nie stwierdzono. Dostała scanomune i po około tygodniu futerko znowu stało się ładne, wycieki zniknęły, Uznałam wiec, że być może to efekt starzenia się i rozwiniętej już zaćmy. Niestety w piątek wieczorem zauważyłam, że ma silne wycieki ropne z narządów rodnych. Zaraz podałam jej enrobioflox. Ze względu na mój nieciekawy stan zdrowia nie mogłam z nią pójść do weta w sobotę a w niedzielę nie ma u nas czynnej lecznicy. Poszłyśmy więc dzisiaj. Moje podejrzenia potwierdziły się – ropomacicze. Jutro o 11,oo operacja. Kreseczka ma niewielką szansę na przeżycie ale brak operacji to pewna śmierć w cierpieniach. A jutro będzie miała małą ale jednak szanse na przeżycie.

Co do chłopaków, to Misiak i Gucio skończyli po roczku, w styczniu zjedli urodzinowego torcika. Jednak i u nich nie jest najweselej.
W styczniu pisałam o tym, że zabrałam Gucia do weta, bo „cos” mi się nie podobało. Badanie nic nie wykazało. Kilka dni później (musiała to być oczywiście sobota po południu) Gucio nagle zaniemógł, po prostu przestał biegać, tylko leżał i smutnie patrzył. Na początku jeszcze trochę jadł. Później przestał jeść nawet smakołyki. Jego stan pogarszał się z godziny na godzinę. Podałam mu enrobioflox, poza tym przygotowałam steryd na wypadek dalszego pogorszenia. Na szczęście to nie nastąpiło a antybiotyk bardzo szybko zaczął działać. Następnego dnia czyli w niedziele rano Gucio był wesoły i żywotny jak zawsze, nadal oczywiście dostawał antybiotyki a w poniedziałek poszliśmy do weta. W płucach było czysto, wiec wet szukał dalej ale pierwsze co sprawdził to nerki (podobno często ich zapalenie objawia się właśnie gwałtownym załamaniem stanu zdrowia). No i lekkie naciskanie ich okolic powodowały ból. Po dwóch tygodniach nadal występowała jeszcze bolesność, znacznie już mniejsza ale jednak. Leczenie trwało ponad miesiąc. Dzisiaj była druga kontrola po zakończeniu leczenia. Na szczęcie nie ma żadnych oznak zapalenie.
Prawdę mówiąc byłam przerażona gdy usłyszałam o nerkach. Z pośród ponad 50 ogonków jakie już miałam oprócz Gucia tylko jeszcze 2 chorowały na nerki, żadnemu z nich się nie udało. Gucio wyszedł z tego ale już na zawsze pozostanie dla mnie szczurkiem specjalnej troski.
Ponieważ Gucio miał dzisiaj kontrolę, więc nie mogło się obyć bez Misiaka. On już po pierwszy zapaleniu płuc został zaliczony do grona ogoniastych wymagających specjalnej uwagi, tym bardziej, że co jakiś czas ma wycieki porfiryny. Misiak został dokładnie osłuchany, płuca są czyste ale niestety z serduszkiem cos nie tak. Dostał lek w zawiesinie wzmacniający serce – wet mi podał nazwę ale niestety nie zapisałam sobie a byłam zbyt zdenerwowana przykrymi informacjami, by zapamiętać. W każdym razie lek konsystencją i kolorem przypomina miód, w smaku tez chyba nie najgorszy, bo Misiak 0,5 ml zlizywał prosto z łyżeczki, bez żadnych domieszek. Mlaskał przy tym głośno, co pewien czas otrząsając się jakby był zbyt słodki, po chwili zaczynał jednak zlizywać z zapałem. Kuracja ma trwać 10 dni, po tym terminie kontrola i wtedy decyzja co dalej.

Na koniec parę słów o mniejszej części mojego stadka czyli tych zdrowych.
Czarnulka, według informacji jakie o niej otrzymałam od Sarenki, ma jakieś półtorej roczku. Na razie to zdrowa i zadziorna dziewczynka. Aż strach pomyśleć co będzie jeśli (odpukać) się rozchoruje, mam też problem aby sprawdzić czy nie rozwija się jakiś guz. Bo wypracowałyśmy sobie pewne zasady współżycia ale za dużo nie mogę sobie pozwolić. Kiedy chcę ja wyjąć z klatki mówię zdecydowanym tonem „tylko nie żryj”. Wtedy ona siada z boku, kładzie uszy „po sobie” i czeka. Ja biorę ja od góry, trzeba widzieć jej opuszczone bezwładnie łapki i wzrok pełen rezygnacji. To trwa jednak tylko chwilę, czyli czas przeniesienia z klatki na moje przedramię. Po wyjęciu przez chwilę mogę ja głaskać, czasami nawet poczochrać po brzuszku. Szybko jednak musze ją wypuścić, inaczej staje się nerwowa. Biada mi jeśli włożę rękę do klatki a nie powiem „magicznych” słów. Wtedy zaczyna się polowanie na moje palce. Oprócz tego Czarnula ma tez gorsze dni, wtedy trudno ją wyjąć bo albo mimo wszystko stara się udziabać albo drze mordkę ile tylko ma sił. Z drugiej strony ma też i lepsze, kiedy przychodzi do mnie, wchodzi mi na ramiona a czasami o dziwo zaczepia delikatnie podskubując. Ma jednak bardzo niestabilną psychikę. Czasem mam wrażenie, że gdy widzi jak bawię się, czochram z innymi dziewczynkami to ona też ma ochotę na bliższy kontakt, jednak jej lęk przed człowiekiem jest silniejszy. Ostatnio poczyniliśmy pewne postępy, bo jak daję jej serek waniliowy na palcu to zlizuje go i nie stara się mnie dziabnąć. Jednak w tej sytuacji ja czuje się bardzo niepewnie, bo nie wiem co wpadnie jej do tej czarnej, postrzelonej główki. Myślę, że w jej przypadku i tak dużo osiągnęliśmy i niewiele więcej już się da.
Co do młodziaków czyli Czarusia i Cezarka to niedawno skończyli pół roczku. Widać,. Że zaczynają się kształtować ich charakterki.
Czaruś coraz chętniej przychodzi do mnie nie tylko żeby po mnie biegać ale też po głaskano, smakołyki czy tylko po to by być blisko człowieka. Jest tez mniej ostrożny niż kiedyś, zdarza mu się podejść nawet do R, jeśli ten ma jakieś smakołyki. Gdy jest w klatce potrafi bardzo długo siedzieć na półeczce i „czarować” nas wzrokiem. Co prawda bardzo mu się to opłaca, bo często trafia do niego jakiś dodatkowy smakołyk albo nadprogramowy spacerek. No ale tak to już bywa z tymi „czarującymi szczurami”.
Cezarek nadal pozostaje bardzo ostrożny. Gdy dostają smakołyki to zjada dopiero jak zobaczy, że brat je – wyjątek to dropsiki albo kawałek mięska. Jest też bardziej zaczepliwy niż brat. Ciągle leje się z wacikami albo z dziewczynami (oczywiście przez kratki). Nie lubi tez obcych w domu. Jeśli ktoś do nas przyjdzie i nieopatrznie włoży rękę do klatki ma pewne dziabnięcie. Na wolności to nie grozi, bo obaj chłopcy chowają się przed obcymi. Cezar zaczepia tez brata ale jak na razie obrywa od niego. Tu chyba przewagę daje Czarusiowi waga, bo on waży 570 g a Cezarek 510g (ważeni byli 10 dni temu).
Poza tym obaj mają niszczycielskie zapędy. Nadżarły już fotel, szafę, kanapę, biurko. Z zapałem dosłownie „pożerają” wiedzę. Ich ulubiona literatura to historia Polski, atlas geograficzny i encyklopedia PWN. Nie gardzą jednak każdym innym działem literatury. Na dodatek nie ma gdzie przenieść książek i pozostaje mi jedynie nadzieja, że coś ocaleje. Są przeciwieństwem do Gucia i Misiaka, którzy nawet jak wejdą na biurko komputerowe najwyżej położą się spać za kabelkami, czasem tylko skubną jakiś wiklinowy koszyczek. Półdzikuski idą jak niszczycielski huragan, żrąc wszystko drewniane co spotkają na drodze a tego niestety u mnie nie brakuje. Oprócz mebli odczuły to też ozdobne kasetki, figurki. Przy nich trzeba mieć oczy i uszy dookoła głowy a i to nie zawsze pomaga. ;)
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: merch »

trzymam kciuki za chorutki.


Co do tamoxifenu nie mam wlasnych doswiadczen natomiast doswiadczenia innych jescze ze szczurzej listy mailowej nie sa dobre nie powstrzymaly rozwoju guza , prawdopodobnie staly sie przyczyna krwawienia po operacji. Ale to tylko jeden przypadek , takze trudno na tej podstawie cos wnioskowac.


Dzikusie ... jak porosly.. chyba sie fotek nie doczekam. Co do niszczycielskich zapedow , ja ostatnio mam wylacznie takie szczurki takze juz chyba sie przyzwyczailam , z rozrzewnieniem wspominam Malyszke , ktora nie niszczyla . upodobanie do drewna maja chyba po mamusi ale takze babcia jest zawzieta na drewienka o dziwo siostrzyczki jakims cudem wydaja sie mniej niszczycielskie.
Awatar użytkownika
Paweł69
Posty: 672
Rejestracja: wt gru 19, 2006 3:28 pm
Lokalizacja: Szczecin

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: Paweł69 »

O rajuśku, "moje" dwa dzieciaki taaakie chore. Nerki, serce to brzmi bardzo poważnie, aż mnie kusi o ponowną wizytę u weta, tym razem innego niż ostatnio, może powinniśmy przebadać naszych chłopców jeszcze raz. Tydzień temu zabraliśmy wszystkich chłopców do weta, bo Jacek coś nam zaczął kichać, ale przy okazji postanowiliśmy zabrać wszystkich braci Misiaka i Gucia na "przegląd" Chłopcy zdrowi jak rydze, ale po przeczytaniu Twojego postu boję się czy to nie jakieś schorzenia genetyczne, no wiesz mamuśki naszych dzieciaków pochodziły ze sklepu.
Co o tym myślisz, czy to może być genetyczne uwarunkowanie, muszę tu zaznaczyć, że żadna z osób adoptująca od nas dzieciaki nie zgłaszała poważniejszych chorób ( oprócz yss, która wykryła ostatnio u jednej ze swoich dziewczynek malutkiego guzka)

Trzymam kciuki za wszystkie ogonki.
Trzymajcie się maluchy, nie dajcie się tym wszystkim wrednym choróbskom, bardzo was o to proszę.
Iva ty też się ”jakoś” trzymaj.
Całym sercem jesteśmy z Wami.
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: IVA »

Kreseczka trafiła do mnie rok temu, już jako dorosła, roczna panienka, ale jej historię znam dobrze, bo jej opiekunami byli moja synowa i syn. Pamiętam kiedy ja kupili, było to w lutym 2006 r. Mieszkała już z nimi dorosła szczurcia Zosia ale nie chcieli żeby była samotna. Beata chciała adoptować dorosłą szczurcię z Czeskiej hodowli, lecz nie z naszej winy do adopcji nie doszło. W tym czasie byli w Platanie w Zabrzu i tam zobaczyli dwa małe szczurki w kiepskich warunkach. Na początku nie bardzo chcieli kupować szczurka ale nie potrafili o maluchach zapomnieć. Pojechali po nie po 2 lub 3 dniach. Był już tylko jeden szczurek - beżowy husky. Od ekspedientki dowiedzieli się, że szczurek jest agresywny, bo w nocy zjadł drugiego. Dla nich jednak bardziej prawdopodobne było to, że jeden z nich po prostu umarł z głodu lub choroby a drugi z głodu go zjadł, bo w miseczce nie było śladu jedzenie. Kupili tego "kanibala" i tak trafiła do nich Kreseczka. Była bardzo drobna, wychudzona ale z ogromną wolą życia, po przywiezieniu do domu jadła, jadła i nie mogła przerwać, trzeba było jej zabrać miseczkę z jedzeniem. Nie wykazywała żadnych agresywnych zachowań. Początkowo nie bardzo lubiły sie z Zosia, tzn. Zosia nie akceptowała małej, przeganiała ją i trochę terroryzowała. Mała jak to dziecko darła mordkę, chowała się w przygotowane zakamarki w klatce, jednak jak tylko było to możliwe lgnęła do Zosi. Po dwóch lub 3 miesiącach w końcu się zaprzyjaźniły. Kreseczka jednak długo nie przepadała za ludźmi. Na wolności ukrywała się przed człowiekiem, nie przepadała za kontaktem ale tez nie wpadała w panikę gdy widziała ludzi. Po trudnym dzieciństwie długo nie mogła dojść do siebie i przez wiele miesięcy bardzo mało rosła. Pamiętam, że młodsze od niej Liloo i Lati szybko ja przerosły. Z czasem wybielała i niczym nie różniła się od albinoska. W życiu Michała i Beatki zaszły zmiany, które spowodowały, że zarówno przytulasta Zosia jak i swoim życiem trochę dzika Kreseczka trafiły do mnie. Moje dziewczynki szybko zaakceptowały Kreseczkę - w przeciwieństwie do Zosi, której bardzo nie lubiła Demisia. Ale też Kreseczka robiła wszystko żeby im sie przypodobać, a przede wszystkim z lubością iskała każdą, które podeszła pod jej łapki. Tylko gdy chodziło o jedzenie nagle stawała się waleczna, nie oddała żadnego kawałeczka, który jej sie należał ale też nie starała się odbierać smakołyka innej. Pozostałe dziewczynki zaakceptowały to, że Kreseczka zawsze im ustąpi, jeśli nie chodzi o jedzenie O dziwo u nas jej charakter bardzo się zmienił. Z dnia na dzień stała się kontaktowym ogonkiem, który przybiegał na każde wołanie. Kreseczka wydawała się być szczęśliwa a nas rozczulała swoi wiecznie zdziwionym spojrzeniem, które zdawało się mówić "co jest, co się dzieje" a czasami też "co masz, dawaj zaraz". Z racji tego spojrzenia nie jeden raz wycyganiła jakiegoś smakołyka. Niedługo po tym jak do nas trafiła zauważyłam, że czasem spada z półeczki albo uderza o meble. Badanie wzroku wykazało całkowitą zaćmę. Rozpoczęliśmy leczenie, której po jakimś czasie dało chyba pewne efekty, bo Kreseczka zaczęła "namierzać" charakterystycznie dla czerwonookich. To trwało przez kilka miesięcy, niestety z czasem Kreseczka znowu całkowicie oślepła. Nauczyła się jednak z tym żyć, przestała spadać z półeczek, nie zderzała się z meblami. W stadku miała swoja pozycję, inne jej nie dokuczały. Tak było do chwili przybycia Czarnuli. Ta chcąc podnieść swoja pozycję zaczęła gnębić Kreseczkę. Na to nie mogliśmy jej pozwolić, kilka upomnień nauczyło ją, że w tym stadku nikogo sie nie bije a po pewnym czasie Czarnula zaczęła przytulać się właśnie do Kreseczki. No i często mieliśmy w Koszyczku czarno-biały mix. Oprócz zaćmy Kreseczka nie chorowała. Nabrała u nas ciałka, swoja wagę utrzymywała w granicach 500-530 g. Jak wczoraj pisałam około 3-4 tygodnie temu zaniepokoiły mnie u niej wycieki porfiryny, nastroszone futerko. Badanie nic nie wykryło do piątku. Wczorajsza diagnoza to ropomacicze i ustalenie terminu operacji na dzisiaj. Po południ Kreseczka podjadła sobie, wieczorem dostała leki, trochę pobiegała ale swoim zwyczajem szybko położyła się spać do ulubionego kartonika. Rano widać było, że ma problemy z utrzymaniem temperatury, nie mieliśmy jednak wyboru, ta operacja była z tych ratujących życie. W drodze do weta mała była bardzo niespokojna. Na miejscu po podaniu narkozy Kreseczka nie chciała usnąć, narkozę trzeba było powtórzyć. Prawda była gorsza niż wstępna diagnoza. Oczywiście było ropomacicze ale macica była w nie najgorszym stanie. Nie wiadomo jednak skąd w jamie brzusznej wzięła sie ropa, doszło do zapalenia otrzewnej. Z racjo dodatkowego czyszczenia operacja trwała znacznie dłużej niż było to planowane a rokowania pooperacyjne jeszcze bardziej kiepskie. Krótko po operacji Kreseczka zaczęła mieć problemy z oddychaniem. Dostała leki wybudzające, oprócz tego wspomagające prace serca i płuc, oprócz tego antybiotyki i leki przeciwbólowe. Ponieważ ciągle nie potrafiła utrzymać ciepłoty ciała przez kilka godzin leżała pod specjalnymi lampami. W końcu powoli zaczęła się wybudzać, trochę tez podniosła się temperatura jej ciała. Wydawało się, że już zaczyna iść ku lepszemu. Dostaliśmy naszą kruszynkę. Została opatulona polarkami i ruszyliśmy do domu. Ciągle sprawdzałam, czy wszystko jest dobrze, mała ruszała główką, wąsikami, łapki były jeszcze mało sprawne. Na chwile zatrzymaliśmy się w aptece, żeby kupić dla niej nutri drinka, zajrzałam do niej a ona dźwignęła główkę i popatrzyła na mnie. Powiedziałam do Ryśka, jest dobrze, podnosi główkę. Do domu mieliśmy jeszcze 10 minut. Kiedy przyszliśmy wyjęłam poduszkę elektryczną i sięgnęłam po małą. Nie oddychała. Próbowałam ją jeszcze masować dogrzać, niestety, nic to nie dało. Nasza wiecznie zdziwiona szczurcia odeszła na zawsze. Mieliśmy niewielką ale jednak nadzieję a tu znowu przegrana ;(
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: merch »

Oj....
Przykro mi bardzo , biedna mała Kreseczka.
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

Re: Moje stadko - zawsze zdziwiona Kreseczka

Post autor: IVA »

Paweł69 - nie wiem co może byc przyczyną, że i Gucio i Misiak chorują. Wycieki porfiryny maja od początku gdy do mnie trafili. Na początku zrzuciłam to na stres, dałam leki wzmacniające, jednak gdy po tygodniu nie minęło poszli na kontrole do weta, nic nie stwierdzono. Po jakimś czasie wycieki ustąpiły, jednak od czasu do czasu pojawiły się, zwłaszcza u Misiaka. Tak było do jesieni kiedy to przy kontrolnym badaniu stwierdzono u Misiaka utajone zapalenie płuc. Drugi rzut - również bez objawów był w styczniu. W jego przypadku te zapalenia mogły spowodować niewydolność serca. miejmy nadzieję, że w porę rozpoznana i leczenie da efekty.
Jeśli chodzi o Gucia, to sama nie wiem co o tym myśleć. Ręce mi po prostu opadły gdy sie dowiedziałam. Nie wiem jaka może być tego przyczyna. Będę obserwować wszystkie ogonki bo różnie bywa :(.

Merch dziękuję bardzo
Awatar użytkownika
limba
Posty: 6307
Rejestracja: pn gru 06, 2004 10:42 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: limba »

Boziu Ivus :( Kolejny kochany aniolek :((

Trzymaj sie cieplutko kochana...

Trzymam mocno kciuki za choruski...
odmienna
Posty: 3065
Rejestracja: pt gru 15, 2006 4:45 pm
Lokalizacja: kraków

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: odmienna »

Nie! No, nie! Czemu jesteśmy tacy bezradni.... żal Kreseczki ['] szczurka z fascynującą historią;( z resztą, czyż historia każdego stworzonka nie jest wyjątkowa i fascynująca?)

Ej Wy, co poniektórzy członkowie Ivinego Stada! Bierzcie się w garść, bo wiosna idzie i szkoda czasu na cherlanie! Za to pora dać choć trochę odetchnąć Opiekunce, czyż nie?
Awatar użytkownika
Paweł69
Posty: 672
Rejestracja: wt gru 19, 2006 3:28 pm
Lokalizacja: Szczecin

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: Paweł69 »

Iva bardzo współczuję
[ * ] dla Kreseczki
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: merch »

Dostalam na maila fotki czapecznikow od Iy z upowaznieniem do wklejenia na forum z ktorego niniejszym korzystam :)Obrazek
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: IVA »

Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa.

U nas niewiele zmian. Hormon niestety nie pomógł, guz u Lati wzrasta dość szybko, drugi też już zaczyna być nie tylko wyczuwalny ale i widoczny. Sama już nie wiem co robić, Lati ma prawie 2 latka, na dodatek te guzy są z różnych stron i tylko jeden jest dobrze odgrodzony :(
Z Lilu coraz gorzej. Schudła mi mała bardzo, już nie jest grubaskiem, chociaż nie jest i chudziną ale różnicę widać znaczną. Niestety ma nawracające z różną częstotliwością duszności (czasem kilka razy dziennie, czasem raz na 2-3 dni). Musi tez dostawać coraz większe dawki furosemidu aby minęły. Jest tez bardziej apatyczna, chociaż jeśli są dni bez duszności to rozrabia jak dawniej. Ma zwiększoną dawkę vetmedinu do 1/10 kapsułki 2 x dziennie, dostaje potas, antybiotyki, aminophilinę, niestety wyraźnie widać, ze zaczynamy przegrywać ;(. U niej guzek też się powiększył.
Z Misiem i Guciem lepiej. Po świętach kolejna kontrola. Trochę mnie martwi, że Guciu od czasu do czasu chruma, rzadko ale jednak. Muszę mojego weta namówić, żeby jakoś zmusił go do nasiusiania i przebadał mocz, dopiero wtedy będę pewna, ze wszystko jest w porządku. Obaj chłopcy wrócili jednak do swojej wagi i to jest pocieszające. Gucio jak zwykle (po sprawdzeniu czy na wolności nie ma innego szczura niż on i jego brat) większość czasu na wolności spędza na klatce młodziaków. Kiedy znudzi mu się pilnowanie młodziaków wchodzi na książki i zasypia. Jego sen jest jednak bardzo czujny, każdy ruch w klatce poniżej powoduje natychmiastową gotowość.
Misiak najpierw sprawdza wszystkie kąty, później jakie smakołyki są przygotowane dla niego na stole. Kiedy już wszystko sprawdzone, brzuszek pełny to idzie spać. Stara się ułożyć na biurku komputerowym mając w pobliżu pysia kabelki i gdy jest stamtąd zabierany wyraża swoje niezadowolenie zgrzytaniem ząbkami. Po kilku próbach rezygnuje i śpi albo na oparciu fotela albo między fotelami albo w ostateczności w pudle. Takie już z niego leniuszek.
Czarnula pozostanie już chyba do końca zagadką dla mnie. Po długim okresie względnego spokoju, kiedy to spokojnie mogłam ją głaskać a nawet cmoknąć w brzuszek, dziabnęła mnie kiedy brałam Lilu do podania leków. Trafiła paskudnie, bo idealnie w staw, no i trzeba było szyć. Niestety nie był to jedyny atak, od tego czasu dziewczynie znowu coś się poplątało i mam duży problem, gdy stan Lilu wymaga natychmiastowego podania leków. One najczęściej śpią razem a gdy Lilu źle się czuje nie reaguje na wołanie, natomiast Czarnula atakuje jak tylko zbliżę do nich rękę. No ale zobaczymy, już kilka razy miała takie stany i po pewnym czasie znowu się wszystko układało. Jeśli jednak potrwa to dłużej będzie musiała zamieszkać sama, bo są chwili, gdy Lilusia wymaga natychmiastowej interwencji i nie mam wtedy czasu na odganianie zołzy.
Młodziaki rosną już wolniej, dla mnie też coraz bardziej różnią się od siebie wyglądem. Czaruś ma pysiek szczura wędrownego, czyli szerszy, ma też masywniejszą budowę ciała. Wzorem Gucia swój wolny czas lubi spędzać na klatce przeciwników czyli wacików. Kiedy spotka się z którymś z nich nosek w nosek (oczywiście przez kratki) stroszy się straszliwie. Wtedy wygląda jak prawdziwy kanałowiec, można się go wystraszyć. Cezarek ma drobniejszą budowę, węższy pysiek, budową bardziej zbliżony do szczura wędrownego. Nadal jest bardziej ostrożny niż brat, trzeba do niego podchodzić pomalutku, spokojnie. Jeste też bardziej przyjazny w stosunku do wacików, często z Guciem wąchają sie przez kratki nie pusząc się na siebie, nie podgryzając się. Swój czas na wolności najchętniej spędza z dala od nas, czyli albo siedzi na półce z książkami obserwując co robimy albo też buszuje w drugim pokoju zrzucając co tylko można i podgryzając wszystko co z drewna
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

Re: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem

Post autor: merch »

Biedna Lilu :(.

Co do brania Lilu - spróbuj przez polarek , wtedy szczurowi trudniej wycelować - innymi słowy schodzi mu sie i na ogół w taki sposób będziesz mogła wyjąć LIlu - tak mi się przynajmniej wydaje :).
Puszenie . U mnie czapka przestałą się puszyć na drugie stado i już wiem dlaczego - nie musi została zdetronizowana z pozycji alfy :) przez swoja córeczke .
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”