Nieco ochłonęłam... Dziękuję za życzenia dla Bezinki i zachwyty, Bezince jest to potrzebne...
I opisze w skrócie historię...
Wczorajszy dzień to porażka i znaki.. Rano wyszłam do szpitala, a potem na zajęcia na uczelnię pojechałam, Piotrek na 11 godzin do pracy. Gdy wróciłam o 18 musiałam wyrowadzić psa, bo był długo sam i czekał ze wszystkim. Moja uwage przykuł dziwny zapach z klatki, pomyslałam, że Beza ma biegunke po antybiotyku, ale na Ofcy zobaczyłam krew, więc pomyslałam, że się szczury pobiły. Zaczęłam sie rozglądac i zobaczyłam w kałuzy krwi napuszoną czarnulkę. Zupełnie odruchowo i w panice wpakowałam ją do wiaderka, w którym wozimy Bezę do weta i z psem pod pachą wylecialam z domu. Nawet nie wiedziałam, która to czarna, tak się spieszyłam. Była słaba, zimna, miała białe łapki, uszka i nosek.
Miałam szczęście, bo w Animie akurat była Pani Jałonicka, mimo że nie pracowała. Narobiłam paniki i (jak sprawdziłam na szybko) Idzia została zabrana na kastrację. Jej stan był ciężki. Wybudziła się, nawet przez chwilę ruszala, ale potem zaczęła słabnąć, poddawać się. Serduszko trzepotało, dostała różne leki, miała mieć dziś przetaczaną krew od reszty stada... Jeszcze o 21 poszła pod tlen, ale w końcu weterynarz przyniosła ją do mnie, żebyśmy sie pożegnały. Serce nie dało rady, spadek temperatury i strata krwi były zbyt duże.. Idzia umarła pod moimi głaskami... Pocieszam sie tylko tym, że była to śmierć spokojna i że nie była sama...
Tyle, ze nie spodziewaliśmy się, że odejdzie Idzia.. Zdrowa, pełna życia, charakterna... Okazało się, że miała macicę pełną krwi, jak Essie. Prawdopodobnie w stadzie mamy jakąś mycoplasmę, dlatego dziś jadę z resztą dziewczyn i umawiamy się na kastracje.
Nie chcemy ryzykować. Z Essie się udało, z Idzią nie.. Idzia nawet, gdyby przeżyła, to i tak mogła umrzeć na zakażenie...
Nie wiem, co napisac. Nie chcę zakładać szczurom wątku w "odeszły", bo to ponad moje siły i dla mnie one nie odeszły, tylko są...
Idzia była moim pierwszym szczurem wraz z Laurą. Zawsze chętna do zwiedzania, cwana, mały łobuz. Nie lubiła specjalnie pieszczot, nawet od innych szczurów nierzadko stroniła. Ot, taka zosia samosia. Swojego czasu niechcący zabiła Towę. Ale potem za tą śmierć jakby pokutowała i każdego nastepnego malucha przyjmowała do stada z anielską cierpliwością, nierzadko broniąc go przed alfą Laurą. Stała się w stadzie taką dobrą ciotka dla wszystkich brzdąców, taką, co mozna podeptać, wyszargać za uszy, a ona jeszcze się do zabawy przyłączy.. Na wybiegach zawsze kręciła się pod nogami, zawsze pierwsza przybiegała z Laurą. Czarnulki zawsze były ze sobą zżyte, a dodatkowo były zżyte ze mną. Pamiętam, gdy przyjechały do sklepu, małe, wielkości myszy, karmione mlekiem dla kociąt.. Idzia była szczurem nienarzucajacym się.. Ale mimo to zadomowiła się w naszych sercach i teraz została po niej paskudna pustka..
Jedno z ostatnich zdjęć Idzi...
