jejku... bardzo, bardzo wam dziekuje...

to chyba dzieki wam wszystko poszlo dobrze...

:lol:
streszcze wszystko, co sie dzialo... w lecznicy bylysmy o 12... czekalysmy poltorej godziny na nasza kolej (choc bylysmy dokladnie umowione)... prawde mowiac - nie jestem zachwycona obsuga... ze nie mowili nic o glodowce przez narkoza, to nic - sama wiedzialam (podobno powinna byc glownie dlatego, ze podczas zabiegu pelny zoladek uciska przepone i powoduje problemy przy oddychaniu)... wspomnialam, ze nadia pokichuje jeszcze, ale nie wywolalo to zadnej reakcji... temperatury jej nie zmierzyli, bo nie mieli czym... nie zwazyli, bo nie maja wagi (na szczescie wiedzialam, ze nadia ok. 330g wazy)... narkoza w zatrzyku (mniej bezpieczna)... mala dawka, wiec jeszcze w porzadku... ale niestety dr jachman mial powazny przypadek i inna pani operowala nadie... :? myslalam nawet, zeby zrezygnowac, jednak nie chcialam zwlekac z ta operacja... poczekalam, za nadia usnie i oddalam ja pani...
czekalam na mala ponad godzine chyba... pani zawolal mnie, kiedy nadia zaczela odzyskiwac przytomnosc... siedzialam przy niej nastepna godzine... poprosilam o butelke z ciepla woda, zeby dogrzac nadyjke i dostalam ja po chwili... nad-nad wyglada jak maly potworek dra frankensteina...

ma wieksza ranke, niz sie spodziewalam... podobno 'byly male nacieki' (czyli pewnie guz nie byl zupelnie jednolity

) i dlatego musiala wyciac go wiecej... chcialam, zeby przy okazji wysterylizowala nadie, ale guz byl w takim miejscu, ze potem trudno by bylo obydwie ranki zszyc - wiec trzeba bylo zrezygnowac...
po zabiegu miala welfron w udzie... dziwne - myslalam, ze szczury nie maja na tyle duzych zyl, zeby wbic w nie igle... ktos to wytlumaczy? wesze szczury tez tak mialy?
kiedy nad-nad pelzala juz zywo po probie i wyraznie zaczela odzyskiwac sily, moglam zabrac ja do domu... za operacje i badanie wycietegu guza zaplacilam 50 zlotych... jutro idziemy na kontrole... dowiem sie, kiedy wyniki badania...
musze jeszcze dopytac sie o leki przeciwbolowe po operacji... podobno dzisiaj dostala... jutro tez powinna...
generalnie wszystko wyglada dobrze, ale chyba wiecej razy nie oddam tam szczurka na zabieg pod narkoza... moim zdaniem to nie jest poziom opieki, jaki powinny otrzymac moje zwierzaki... lecznica ma mnostwo pacjentow, lekarze sa zabiegani, caly czas panuje tam okropne zamieszanie... nie ma czasu zeby usiasc i porozmawiac, bo kazdy wet obsluguje kilka zwierzat naraz... :? poza tym brakuje im sprzetu... no i nie moge jakos w pelni zaufac dziewczynie, ktora na moje oko nie ma nawet 30 lat... :roll:
w kazdym razie mam goraca nadzieje, ze jakos to bedzie... to niestety wyglada mi na taki nieprzyjemny rodzaj guza, ktory czasto powoduje liczne przerzuty... ale moze jednak sie myle i nadia bedzie juz zdrowa... teraz mysza siedzi w plastikowej klatce (dunie) wylozonej papierowymi recznikami i dochodzi do siebie... zjadla troche sojowej kaszki z glukoza i nie wyglada zle... oby nie dobuerala sie do szwow, bo nie chce jej katowac kolnierzem... :roll:
aha, wkleje zdjecia szwow, jak tylko wgram je na kompa...
