Dziękuję Wam za wsparcie.
Chciałabym napisać, że idzie świetnie ale...

nie idzie.
Te szczurcie są cudowne osobno ale razem... dziś byliśmy z Gryzkiem u weta...szyć
Smarowanie olejkiem, neutral.. wyglądało, że idzie dobrze, było pranie ale takie jakieś inne, już nie nękanie Łysej przez Gryzillę a takie równoprawne mocowanie się. Pokotłowały się chwilkę i Gryzek odszedł na chwilę. Cały czas jednak wracał do Łysej, patrzył na nią, zgrzytał intensywnie ząbkami i odchodził, tak kilka razy. Po którymś razie usiadł obok Łysej, bardzo blisko, tak jakby napierając na nią i ja wiem? jak to opisać? dla mnie to wyglądało jakby się łasił, podkładał swoją główkę pod główkę Łysej (ta niewzruszona). Nagle patrzę, a Gryzek jakiegoś czerwonego paprocha ma na grzbiecie (ślepawa jestem na odległość a usiadłam dalej żeby ich nie rozpraszać). Podchodzę a tam rozcięta z chirurgiczną precyzją skóra, aż do mięśni. Wyglądało to okropnie, rozeszło się na boki a tam taka dziura! I w ogóle nie krwawiła!
Wydaje mi się, że pazur Łysej niechcąco się omsknął, że nie było to celowe "chlastanie się". I zastanawiam się tylko co by było dalej, gdyby nie ta rana, co może oznaczać to łaszenie się?
Teraz będę miała mnóstwo czasu, żeby przeanalizować post po poście w dziale "łączenie" po raz wtóry, Gryzek będzie miał ściągane szwy za 10 dni, teraz jeszcze zastrzyki z antybiotykiem. Żal na niego patrzeć, jest jeszcze bardzo naćpany, dałam go na swoje łóżko, ma położoną kuwetkę a nad nią lampa, żeby Gryzilla się nie wychłodziła (i nawet się spod niej za bardzo nie rusza). Taki biedny, zataczający się. Założyłam mu skarpetkę, żeby Siwej albo Agrafce nie przyszło do głowy szarpać za szwy (no i ona żeby nie sięgała, bo ranę drapała- pewnie bolało)
Oczywiście poryczałam się jak dziecko, że pewnie to moja wina, że ciągle któryś poharatany, że co się stanie, jak się łączenie nie uda, itd. Już jest dobrze, tzn. dalej jestem przygnębiona ale wierzę, że w końcu się uda, cierpliwość mam, tylko szkoda, że przez ten czas jeden szczurek będzie jednak osobno. Cały dzień chodziłam z telefonem w pracy, TŻ pojechał do weta a ja chowałam się po kątach i wydzwaniałam co rusz..
No i jest coś, co mama zaproponowała i zastanawiam się, czy to dobry pomysł i ma sens. Żeby na czas rekonwalescencji oddzielić Gryzka od reszty (po pierwsze- klatka jest wysoka i na pewno do jutra nie mogę go do niej dać, bo spadnie, po drugie- żeby szwów jej nie ruszały). Spotykałyby się razem w pokoju, poza klatką.
No i może wykorzystam ten czas i postaram się połączyć Łysą tylko z Siwą i Agrafką? Jak się uda trafiłyby do jednej klatki (tej większej). Tylko co potem? Czy taki misz- masz nie będzie nadmierną mechraniną? No bo jak Gryzek wyzdrowieje to co dalej?
Będę szukać odpowiedzi, ale jakby ktoś podoradzał byłoby mi dużo łatwiej..