Po weselu... jak to po weselu
Nogi bolą. Głowa nie, bo jakoś alkohol mi nie wchodził, więc piłam malutko, za to najadłam się strasznie
Wróciliśmy dość wcześnie, bo już nam się oczy zamykały. Nie jestem chyba typem imprezowiczki
A po powrocie zastaliśmy ręczniki papierowe w strzępach i Froda, który wreszcie odważył się na nie zejść. Napił się też z nowego poidełka, co dla Czmysia nie było problemem, a dla Froda tak, bo on zmian takich nie lubi. On może wyjeżdżać i poznawać świat, ale nie chce zmian we własnej klatce
Jaki podobny do mnie z charakteru...
W każdym razie, to nowe poidełko jeszcze nie cieszy się naszym zaufaniem (zawsze się obawiam, czy się nie zatnie), więc mąż postanowił...
wyparzyć stare... no i lekko zmieniło kształt
szczurki natomiast szaleją z darciem na strzępy papierowych ręczników
Klatka wygląda więc jak półtora nieszczęścia, ale chociaż nie ma już w niej siedliska wszołów.
A wracając do wyjazdu - było fajnie
Wyjechaliśmy z Warszawy przed 11 rano, pusto na drogach było, tylko w dwóch małych miejscowościach po drodze natknęliśmy się na procesje
Ale dało radę objechać. Na dworzec PKS jechaliśmy tramwajem, na szczęście bez przesiadek, i tam szczury jeszcze się bały, ale wzięliśmy do transporterka ich domek z klatki i tam się schowały. Na dworcu już zaczęły wystawiać łebki, Frodo nawet poszedł coś zjeść i się napić. Wbrew moim obawom ludzie reagowali na szczurki raczej z zaciekawieniem i nikt nie powiedział na nie złego słowa
W podróży już zachowały się wzorowo - wychodziły z domku, węszyły, jadły i piły. Trochę chyba udało im się odprężyć.
Na miejscu od razu postanowiliśmy je wypuścić - w ogóle, z racji że nie mogliśmy wziąć klatki, szczury miały prawie non stop wybieg, bo trzymać takich małych odkrywców w transporterze to tortura... i tutaj już zaskoczyli mnie, bo to Frodo pierwszy wyszedł, odkrywał, zwiedzał... a Czmyś nieufny. Ale potem Frodo go chyba namówił, bo też wyszedł i biegali razem. Jak porównuję, ile świnka morska adaptowała się do nowego otoczenia, a ile szczurki, to naprawdę różnica kolosalna. U szczurów ciekawość bardzo szybko bierze górę nad jakimkolwiek strachem
A transporter okazał się super i naprawdę polecam, jeśli ktoś się zastanawia nad takim większym. Oczywiście nie zastąpi klatki... ale tym razem naprawdę nie mieliśmy wyboru, bo z samochodem nie wypaliło. Na kolejne wyjazdy (które już na pewno będą samochodowe - nigdy więcej PKS) bierzemy rzecz jasna klatkę
W piątek zauważyliśmy niestety te wszoły, dobrze, że w lecznicy odebrała pani wet znająca już dobrze naszych chłopców i znająca się na szczurkach. Uspokoiła nas trochę, a następnego dnia pojechaliśmy tam z nimi, prawie zaraz po powrocie. Oczywiście było trochę tak, jak z komputerem odniesionym do serwisu, który pod okiem fachowca nagle zaczyna działać
i tak jak w domu mogliśmy odnaleźć te wszoły na szczurach, tak u lekarza dłuższą chwilę szukaliśmy, bo nie mają ich dużo. W końcu jednak znaleźliśmy, więc nie mieliśmy jednak omamów. W sumie to wcześnie zauważyliśmy, pewnie nawet byśmy nie znaleźli, gdyby mnie nie tknęło wtedy w piątek, żeby obejrzeć im skórę, bo coś się za bardzo drapią...
Przy okazji chłopcy zostali zważeni:
Frodo - 453g
Czmych - 490g
Ładne pulpeciki
Dziś tylko część fotek - wybaczcie, ale mam teraz dużo na głowie, bo dziś zaprosiłam rodziców i teściów na ciasta z okazji niedawnych urodzin
I cały dzień piekę, bo wczoraj nie miałam kiedy
Czmyś-pijaczek
Frodo-odkrywca
Czmyś - zaciekawiony, ale jeszcze nieśmiały. Chciałam wywabić go na chrupka...
...ale porwał chrupka i do domku
Moje ukochane Frodziątko
Wtulił się w mojego męża i totalnie rozpłaszczył