Chłopcy wrócili do mnie.U Klimejszyn nie dogadali się ze stadem,źle się czuli w towarzystwie myszy i psa w jednym pokoju,źle reagowali na kastrata.U mnie poprzednim razem bardzo ładnie wpasowali się w stado,ale to pewnie dlatego,że u mnie jest bardzo silne stado,mocne osobowości i nikt nie dawał sobie łomotu spuścić,to oni potulnieli w zetknięciu z moimi szczurami.
Połączyli się na nowo z moim stadem bez większych problemów.Odnajdują się po raz kolejny w nowym miejscu,przypominają sobie relacje w dużym stadzie.
Na chwilę obecną wygląda to tak,że chłopaki albo zostają u mnie na stałe,bo ja sama nie mam już sumienia katować ich kolejnymi zmianami,albo znajdują konkretny docelowy dom,już na stałe.Dom,który da im spokój i odpoczynek od ciągłych zmian,gdzie albo będą jedynymi szczurami,albo zamieszkają z samicami.
U mnie mają i będą miały wszystko,czego tylko potrzebują,ale nie ukrywam,że 9 szczurów mnie przerasta,czasowo,finansowo ciut też,bo jestem niepracującą matką dwójki dzieci i jedyne moje dochody,to szycie polarkowych mebelków dla szczurów.
W dodatku mam córę alergiczkę,źle reaguje na szczury,leki na alergię to kolejny wydatek,a dodawanie jej kolejnych alergenów to nie jest szczyt matczynej troski...
Już teraz całkowicie musiałam ją od szczurów odizolować.
Chłopaki trafiły do mnie z ogłoszenia z mojego miasta.Wzięłam ich do siebie jako nabuzowanych hormonami,wykastrowałam u specjalisty we Wrocławiu.Sama widzę kolosalną zmianę w ich charakterach.Wcześniej krew się lała - moja,córy i moich szczurów.Teraz miśki z nich kochane,łagodne,jeszcze niedawno nie dało rady ręki wsadzić do klatki,szczególnie w przypadku Rambo.
Nauczyły się chodzić po polarkowych hamakach,wcześniej miały zardzewiałą klatkę i drewniane półki,na hamakach tracili grunt pod łapkami i panikowali.Teraz uwielbiają tunele polarowe - tam można się schować przed złym światem...
Domku szukają w parze,nie wyobrażam sobie ich rozdzielania.Osoba adoptująca musi mieć doświadczenie ze szczurami,bo potrzebują pewnej,dominującej ręki.Na Klimę fukali,pewnie przez zapachy tylu zwierząt

U mnie to się nie zdarzyło,byli od samego początku brani na ręce bez krępacji,bez chwili na zastanowienie się,czy by ludzia nie zdominować.
Jak pisałam wcześniej,u mnie mają dom,jeśli trzeba.Ale wolałabym dla nich i dla mojej córy innego rozwiązania.