Re: Moje panieneczki :)
: śr sty 16, 2013 12:27 am
Dziękujemy! W życiu nie oddam! Maluchy są cudne, przytulaśne, kochane
Wreszcie udało się przysiąść, zrzucić fotki i napisać parę słów
Od niedzieli same atrakcje! W niedzielę maluchy, Tula i Liwia, pierwszy raz poszły na salony (wcześniej oczywiście też nie siedziały w klatce przy ludziach w domu, tylko na nas lub na meblach)– usiadłam na podłodze z dziewczynami na kolanach i zachęciłam do zejścia na podłogę. Pierwsza reakcja – błyskawiczny powrót na kolana i wyrzut: eeej, czemu nas wyganiasz! Ale byłam nieugięta – czas na spacer, a nie tylko paść tyłeczki na fotelu Poszły w końcu, liczyłam na zachłyśnięcie wolnością, ale nie... malce co chwilę wracały do mnie, jakby chciały sprawdzić, czy jestem. Na zawołanie też przybiegały od razu, od pierwszych minut – no co za szczury Później, jak poszłam gotować, wspinały się na mnie po nogach i kradły paprykę ze stołu
I tak sobie ganiały do późnej nocy. Najbardziej oczywiście bałam się, co będzie, jak Kluszon zobaczy panny w ulubionym wielkim pudle z wejściami, szafeczce albo kanapie – kanapę biegiem wysprzątałam do zera, szafki nie zdążyłam. Kluchę oczywiście trafił jasny szlag, jak zobaczyła, że już nawet na wybiegu nie będzie świętego spokoju – i to był krok naprzód: skoro nie da się od smrodów uwolnić, nie ma wyjścia, trzeba się przyzwyczaić... choć ten pierwszy wybieg = Kluska znów wściekła jak pierwszego dnia, przemierzająca biegiem wszystkie kąty. W końcu jednak się nieco uspokoiła.
Czarnuszka zaś – siła spokoju i pełen luz. Dopóki oczywiście ktoś po niej nie skacze, kiedy śpi, lub o ile małe nie tłuką się jej nad głową i nie budzą wrzaskami, bo wtedy wkracza i maluchy dostają ochrzan i bywa, że kopniaka. Poza tym – mogą z nią wszystko
Dzieciaki uparcie zaczepiają Kluchę, chociaż widzę, że Liwia powoli traci cierpliwość – alfa alfą, ale co to za zwyczaje, żeby najpierw lać w mordę, a potem pytać, o co chodzi?! Klucha najpierw wygoniła ją z pudła. Potem przewróciła. Liwka uciekła, Kluszon ją goniła i znów przewróciła. Ale już po pół minucie dziecko się przygotowało, i jak Klucha podeszła, dziecko stanęło na tylnych łapach i zasyczało donośnie Kluska zrobiła oczy jak 5 złotych, znieruchomiała... i odeszła
Tula się niby boi i ucieka, ale też zaczepia. Wtarabania się czasem do starszych do sputnika i mimo lekkich bęcek (dziś) ani myśli wyjść. Piszczy jednak czasem trochę na zapas – sama daje krok w stronę Kluchy, i piska...
Mam nadzieję, że Kluszon wreszcie pokocha maluchy. Po tym, jak łączyłam ją z Czarnulą myślałam, że maleństwa od razu przyjmie życzliwie, ale tak się nie stało. Ciągle podchodzi do nich z rezerwą, raczej się ogania, co jakiś czas pogoni i przewróci. Może tak musi być, może taki jej styl zarządzania stadem. Nic złego się dotąd nie stało, tylko przepychanki i piski, a chciałabym zobaczyć, jak przytula dziewczynki... co jakiś czas je znaczy, więc choć tyle Przed chwilą z szafki doszedł kwik, znalazłam mały kłębuszek futra, maluchy i wkurzoną Kluskę
Z jakiegoś powodu, kiedy jest z nimi sama, robi się wściekła. Przy Czarnuszce toleruje więcej. A wczoraj już tak ładnie biegały wszystkie razem, we wszystkie miejsca i był względny spokój...
Staram się poświęcać Kluseczce więcej czasu, co nie jest takie proste. Klusia nie jest przytulaśnym, spokojnym szczurkiem. Z pieszczochania się wyrosła dość szybko, już nie ma takich widoków, jak na fotkach z pierwszych notek. Jest nerwowa, ruchliwa. Trudno jej nawet usiedzieć w jednym miejscu, choć kontaktu potrzebuje, bo co chwilę przychodzi, biega po nas, zaczepia. Ale odkąd są maluchy, zdarza się jej wtulić się w moją szyję na całe 3 minuty i tam spożywać smakołyki – bo zwykle przychodzi po coś i idzie gdzieś zjeść w spokoju. Włazi też do szlafroka, wystawia łepek rękawem i głaskana po mordce przymyka oczy, albo włazi pod koszulę mężowi i siedzi tam, jak na nią, dość długo – to nieczęste. Jak zawołam ją tuż po tym, jak pogoni maluchy – przybiega i wskakuje na ręce. Chyba chce się upewnić, że dalej ją kochamy, a nie tylko te małe smarki
Wczoraj nasze stadko latało zafascynowane po domu – zabraliśmy się do przystosowania nowej, wielkiej klatki. Najpierw trzeba było przykleić kawałek kuwety, który się odłamał – Klucha musiała wszystkiego osobiście dopilnować, sprawdzić czy aby równo przyklejone, czy klej dobrze trzyma Potem dołączyła Czarnuszka – jutro postaram się zrzucić filmik
Kiedy mąż pracował nad umocnieniem osiatkowania w drugim pokoju, Kluska wariowała i biegusiem próbowała się wedrzeć (zwykle nie wpuszczamy ogonów do dwóch małych pokoi, bo mamy nieustający remont i jest tam... no, bałagan ) - węszyła pod drzwiami tak głośno, jakby była wielkim psiskiem, a nie szczurkiem I tak 2 godziny... Potem wszystkie baby pomagały meblować klatkę i od razu się do niej zapakowały – są zachwycone nowym, wielkim domkiem I tym, że nie trzeba kombinować, jak dostać się z klatki na nasze biurka, gdzie czekają wafelki i czapka, w której Kluska śpi
Wreszcie udało się przysiąść, zrzucić fotki i napisać parę słów
Od niedzieli same atrakcje! W niedzielę maluchy, Tula i Liwia, pierwszy raz poszły na salony (wcześniej oczywiście też nie siedziały w klatce przy ludziach w domu, tylko na nas lub na meblach)– usiadłam na podłodze z dziewczynami na kolanach i zachęciłam do zejścia na podłogę. Pierwsza reakcja – błyskawiczny powrót na kolana i wyrzut: eeej, czemu nas wyganiasz! Ale byłam nieugięta – czas na spacer, a nie tylko paść tyłeczki na fotelu Poszły w końcu, liczyłam na zachłyśnięcie wolnością, ale nie... malce co chwilę wracały do mnie, jakby chciały sprawdzić, czy jestem. Na zawołanie też przybiegały od razu, od pierwszych minut – no co za szczury Później, jak poszłam gotować, wspinały się na mnie po nogach i kradły paprykę ze stołu
I tak sobie ganiały do późnej nocy. Najbardziej oczywiście bałam się, co będzie, jak Kluszon zobaczy panny w ulubionym wielkim pudle z wejściami, szafeczce albo kanapie – kanapę biegiem wysprzątałam do zera, szafki nie zdążyłam. Kluchę oczywiście trafił jasny szlag, jak zobaczyła, że już nawet na wybiegu nie będzie świętego spokoju – i to był krok naprzód: skoro nie da się od smrodów uwolnić, nie ma wyjścia, trzeba się przyzwyczaić... choć ten pierwszy wybieg = Kluska znów wściekła jak pierwszego dnia, przemierzająca biegiem wszystkie kąty. W końcu jednak się nieco uspokoiła.
Czarnuszka zaś – siła spokoju i pełen luz. Dopóki oczywiście ktoś po niej nie skacze, kiedy śpi, lub o ile małe nie tłuką się jej nad głową i nie budzą wrzaskami, bo wtedy wkracza i maluchy dostają ochrzan i bywa, że kopniaka. Poza tym – mogą z nią wszystko
Dzieciaki uparcie zaczepiają Kluchę, chociaż widzę, że Liwia powoli traci cierpliwość – alfa alfą, ale co to za zwyczaje, żeby najpierw lać w mordę, a potem pytać, o co chodzi?! Klucha najpierw wygoniła ją z pudła. Potem przewróciła. Liwka uciekła, Kluszon ją goniła i znów przewróciła. Ale już po pół minucie dziecko się przygotowało, i jak Klucha podeszła, dziecko stanęło na tylnych łapach i zasyczało donośnie Kluska zrobiła oczy jak 5 złotych, znieruchomiała... i odeszła
Tula się niby boi i ucieka, ale też zaczepia. Wtarabania się czasem do starszych do sputnika i mimo lekkich bęcek (dziś) ani myśli wyjść. Piszczy jednak czasem trochę na zapas – sama daje krok w stronę Kluchy, i piska...
Mam nadzieję, że Kluszon wreszcie pokocha maluchy. Po tym, jak łączyłam ją z Czarnulą myślałam, że maleństwa od razu przyjmie życzliwie, ale tak się nie stało. Ciągle podchodzi do nich z rezerwą, raczej się ogania, co jakiś czas pogoni i przewróci. Może tak musi być, może taki jej styl zarządzania stadem. Nic złego się dotąd nie stało, tylko przepychanki i piski, a chciałabym zobaczyć, jak przytula dziewczynki... co jakiś czas je znaczy, więc choć tyle Przed chwilą z szafki doszedł kwik, znalazłam mały kłębuszek futra, maluchy i wkurzoną Kluskę
Z jakiegoś powodu, kiedy jest z nimi sama, robi się wściekła. Przy Czarnuszce toleruje więcej. A wczoraj już tak ładnie biegały wszystkie razem, we wszystkie miejsca i był względny spokój...
Staram się poświęcać Kluseczce więcej czasu, co nie jest takie proste. Klusia nie jest przytulaśnym, spokojnym szczurkiem. Z pieszczochania się wyrosła dość szybko, już nie ma takich widoków, jak na fotkach z pierwszych notek. Jest nerwowa, ruchliwa. Trudno jej nawet usiedzieć w jednym miejscu, choć kontaktu potrzebuje, bo co chwilę przychodzi, biega po nas, zaczepia. Ale odkąd są maluchy, zdarza się jej wtulić się w moją szyję na całe 3 minuty i tam spożywać smakołyki – bo zwykle przychodzi po coś i idzie gdzieś zjeść w spokoju. Włazi też do szlafroka, wystawia łepek rękawem i głaskana po mordce przymyka oczy, albo włazi pod koszulę mężowi i siedzi tam, jak na nią, dość długo – to nieczęste. Jak zawołam ją tuż po tym, jak pogoni maluchy – przybiega i wskakuje na ręce. Chyba chce się upewnić, że dalej ją kochamy, a nie tylko te małe smarki
Wczoraj nasze stadko latało zafascynowane po domu – zabraliśmy się do przystosowania nowej, wielkiej klatki. Najpierw trzeba było przykleić kawałek kuwety, który się odłamał – Klucha musiała wszystkiego osobiście dopilnować, sprawdzić czy aby równo przyklejone, czy klej dobrze trzyma Potem dołączyła Czarnuszka – jutro postaram się zrzucić filmik
Kiedy mąż pracował nad umocnieniem osiatkowania w drugim pokoju, Kluska wariowała i biegusiem próbowała się wedrzeć (zwykle nie wpuszczamy ogonów do dwóch małych pokoi, bo mamy nieustający remont i jest tam... no, bałagan ) - węszyła pod drzwiami tak głośno, jakby była wielkim psiskiem, a nie szczurkiem I tak 2 godziny... Potem wszystkie baby pomagały meblować klatkę i od razu się do niej zapakowały – są zachwycone nowym, wielkim domkiem I tym, że nie trzeba kombinować, jak dostać się z klatki na nasze biurka, gdzie czekają wafelki i czapka, w której Kluska śpi