Przybywam z dobrymi wiadomościami!
Stadko nareszcie doszło do porozumienia, walki ustały - zdarzają się tylko niewielkie sprzeczki. Radujemy się ogromnie!
Z kuwetą już prawie stuprocentowy sukces - tylko Najmniejszemu zdarza się narobić tam gdzie nie powinien - reszta już opanowała tę sztukę idealnie i muszę przyznać, że bardzo mnie to cieszy - po pierwsze - ulga dla kieszeni, bo nie muszę już całej kuwety żwirkiem zasypywać - a po drugie - łatwo się zachowuje porządek i ogony są czyściutkie.
Chłopcy bardzo ładnie zareagowali na antybiotyk, przytyło im się trochę, apetyty dopisują, chłopcy są żwawi i co najważniejsze - kichanie ustało!
Dopiero połowa czasu leczenia za nami, a już widać ogromną poprawę. Jestem taka zadowolona!
Gruby przeszedł jakąś emocjonalną przemianę i stał się najbardziej uległym miziakiem, doszło do tego, że rozwala mi się na kolanach i rozpływa podczas pieszczot.
Jest taki przekochany teraz, cieszę się bardzo, że wstrzymałam się z decyzją o jajcięciu.
lubimy sputnik Magdy
Małego stópki
Jakie zdjęcia? My teraz śpimy!
Drapanko
Od dwóch dni mam pod opieką również dwóch przeuroczych chłopców Anguy - pięknego agouta i czarnego rexa. Chłopcy są trochę onieśmieleni - jednak próbuję się zaprzyjaźnić za pomocą gerberków marchewkowych, za którymi przepadają, co zaczyna przynosić efekty.
Mam teraz tyyyyle futerek do miziania a jeszcze dojdzie jedno.
No właśnie. Długo nie wytrwałam w utrzymywaniu GMR na wodzy.
Po rozstaniu z Łysym, przeglądałam różne oferty adopcyjne, w nadziei, że znajdę jej kopię. Mnóstwo uroczych ogonków szukało domu, w większości maluchów, ale jakoś nie mogłam się zdecydować - niby chciałam załatać dziurę, ale z drugiej strony byłam pełna obaw i trochę zdystansowana po tej całej przykrej sytuacji. Jednak stało się - zobaczyłam pyszczek, który pochłonął moje serce w całości. Mój Luby nie popierał pomysłu doszczurzania, trochę tak jak ja zawiedziony ostatnią adopcją i jej finałem. Jednak i on zmiękł, gdy pokazałam mu
TEN PYSZCZEK:
Piąty brakujący element do kompletu. Bardzo futrzasty haszczak, a tego się nie spodziewałam.
Na fuzza przyjdzie jeszcze czas, teraz trzeba pomóc tym, którzy tego potrzebują. Uznałam, że wolę wziąć szczura, który już trochę ma na karku, niż malucha, bo niestety jest tak, że maluchy znajdują domki szybciutko, a wyrośnięte okazy czekają i czekają.
No i stało się. Podekscytowana, ze zgodą mego chłopa słowną, napisałam wiadomość. Czekałam na odpowiedź zniecierpliwona. Dostałam! Po długiej rozmowie uzyskałam akceptację!
Cieszę się ogrooomnie! Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już we wtorek Hasior wpadnie w moje ręce