Strona 31 z 293

Re: moje szczupaki kochane

: wt sty 12, 2010 9:29 pm
autor: ol.
Dziękuję Wam.


Przygotowałam transporter i klatkę, zaopatrzyłam apteczkę i spiżarnię w rzeczy potrzebne dla rekonwalescenta, wszystko sobie ułożyłam krok po kroku. Gdyby było można przez dopilnowanie i zrobienie wszystkiego jak należy zapewnić sobie powodzenie od losu. Ale nie można. I świadomość tego czyni każdy najzwykejszy gest Hermana jakby jeszcze droższy...

Jutro, godz. 11.

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 5:36 am
autor: odmienna
..nie mam jak pisać na Eorum, ale wiedzcie, że dziś macie moje myśli, kciuki i łapki kwarków, na wyłączność :-*

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 8:11 am
autor: Nue
Wszystko będzie dobrze, ol. Strach ma wielkie oczy, dziś sama to wiem.
A Herman tak szybko odzyska siły po operacji, że sama w to nie uwierzysz :) I pozbędzie się paskudztwa raz a dobrze, będziecie już mogli spać spokojnie.
Trzymam mocno kciuki!

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 11:07 am
autor: unipaks
I my też trzymamy za dobry przebieg zabiegu i rekonwalescencji Hermanka! :)

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 12:20 pm
autor: Cyklotymia
Mocno kciukam! Będzie dobrze :)

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 1:48 pm
autor: sssouzie
czy to już? Ol. co u Hermaniątka?

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 5:51 pm
autor: ol.
Jest dobrze. Herman się wybudził, wykonał umówione gesty, które potwierdziły, że to on - we własnej osobie - jedyny i niepowtarzalny, a teraz dalej odpoczywa w szmatkach. Można już chyba przyjąć, że najtrudniejsze chwile już za nim.
Kciuki zadziałały i dziękuję Wam za nie i wszystkie życzliwe słowa ;)

O 11 dotarliśmy do weterynarza. W karcie w rubryce personalia pacjenta wpisano: Hermanka, bo lekarzowi imię Herman wydało się dziwaczne (kiedy poszłam na ustępstwo mówiąc, że może sobie napisać Hermana jeśli go to uspokoi, to on jeszcze od siebie "k" dorzucił i ze szczura zrobił mi Hermankę ! ).
Asystentka zmierzyła HERMANOWI ( :P ) temperaturę, miał 37 z czymś – mało, mimo butelki z wodą musiał wyziębić się przez drogę (ta zajęła nam ponad 3 godz.). Lekarz go osłuchał, ale wiele ponad wystraszone jego serce chyba nie usłyszał, bo powiedział tylko, że jest bardzo zdenerwowany (ba!). I podano zastrzyk. Pozwolono mi jeszcze położyć Hermana do transportera i zabrano transporter.

Miałam wrócić po 2 godz., byłam po 1,5, bo przecież nie mogłam wytrzymać. Lekarza operującego już nie było, ale dwoje innych pozostających na dyżurze było na bieżąco.
Herman jeszcze w narkozie, lekarz stwierdził z zadowoleniem, że „zaczął już ruszać wąsikami”, stan stabilny, ale był pod obserwacją, ponieważ podczas zabiegu pojawiły się jakieś problemy oddechowe (przestał im oddychać !).
Nie było akurat innych pacjentów więc obserwowaliśmy jeszcze jakiś czas wyciągnięte Hermaństwo. Wyglądało żałośnie, oczy wytrzeszczone, nieruchome (przydały się moje krople do oczu), boczek - jak to boczek po operacji. Pierwsze wrażenie - umrzyk, ale lekarz wskazał mi z uśmiechem na unoszące się bardzo lekko boki.
Poinstruowano mnie żeby co 20 min. podnosić Hermana zanim się całkiem nie wybudzi, poruszać nim, nie dać leżeć w letargu. Wysępiłam też strzykawki insulinówki, bo tutejsi lekarze ostatnio Dżuma kłuli mi takimi grubymi jak dla psów. (Przy tej okazji wypłynął temat Dżuma, z którym ostatnio znów są przeboje, ale to temat na odrębną opowieść.)
W końcu wyposażonych w butelkę nowej, ciepłej wody wypuszczono nas do domu. Zdążyliśmy na pociąg 13.30 i po 15 byliśmy na miejscu. W pociągu Herman się nie ruszał, nawet kiedy go podnosiłam jak przykazano (choć inaczej niż w zaleceniu – przecież nie będę go łapać za skórę na karku, kiedy tuż poniżej na boku jest świeża rana !, nawet zdrowego nigdy tak nie łapię) był nadal bezwładny. Kiedy miałam wątpliwości czy oddycha, zakraplałam mu oczy, wtedy nieomylnie mrugał powiekami. Poza tym był nieobecny. Pod koniec drogi kilka razy wierzgnął nogą.

Za to, kiedy tylko znaleźliśmy się za progiem domu, zaczął już wierzgać całkiem energicznie, aż wybudził się na tyle, że usiadł … i zaczął myć pyszczek ! Elegancik mój niepowtarzalny :-* . Potem zlizywał z apetytem nutri z palca, a wymościwszy sobie jamę w szmatkach znów zniknął mi z pola widzenia. Jeszcze przez chwilę szmatki się ruszały, więc pewnie dalej się mył ( ::) ), a potem opadł z sił i zasnął.

Jakiś czas potem wylazł sam napić się wody (chodzi już całkiem dobrze) i zjeść jeszcze trochę nutri ze spodka i znowu się zakopał po uszy.

Tak się cieszyłam, że miałam ochotę iść wytarzać się w śniegu ! Ale nie, trzeba go nadal doglądać, no i zaspokoić roszczenia pozostałej piątki szczupaków. Pod naszą nieobecnść w klatce utworzyły się bojówki wolnościowe :D

Jeszcze tylko jednej rzeczy chciałoby się na zwięczenie dnia – aby Herman dał pokój szwom i pozwolił sobie spokojnie wydobrzeć.
Ale i tak jestem z niego dumna. I szczęśliwa.

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 7:24 pm
autor: Nue
I tu zakrzyknę z satysfakcją: A WIDZISZ! ;D
Ale doskonale pamiętam swój strach i niepokój przed operacją Nesi i tuż po... Na szczęście i u nas wszystko dobrze się skończyło.
To teraz kciukamy za szwy i szybką rekonwalescencję :)

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 7:35 pm
autor: sssouzie
Hermanka ;D dzielna..ja wiedziałam! wiedziałam, że wsio dobrze będzie!no bo to w końcu Herman ;)

Re: moje szczupaki kochane

: śr sty 13, 2010 11:14 pm
autor: unipaks
bardzo , bardzo się cieszę! :) dzielne Hermańskie serce :)
niech teraz dochodzi do siebie i nabiera siły.
już widzę , jak go teraz rozpuścisz... :D to nieuniknione :)
szczupakowe pyszczki ucałować od nas, a hermański po wielokroć :-* :-*

Re: moje szczupaki kochane

: czw sty 14, 2010 5:55 pm
autor: alken
dużo zdrowia dla Hermana rekonwalescenta :-*
(Hermanka, phi, też mi coś, może jeszcze furmanka :P zero szacunku dla szczurzego wojownika ::) )

Re: moje szczupaki kochane

: czw sty 14, 2010 6:11 pm
autor: ol.
Szwy trzymają się mocno, ale tych weterynarzy dziś miałam ochotę roznieść >:(
Herman miał dostać jeszcze dziś i jutro osłonę antybiotykową min. gentamecynę. Dzwonię to jednej wetki w mieście: nie ma bo nie stosuje, drugi - nie ma bo się skończyła, trzeci - ma ! - przyjeżdżać.
Jesteśmy. Nie dość że lekarz podał zastrzyki w obie nogi domięśniowo (kiedy można podskórnie, jak przed chwilą doczytałam) to jeszcze tak, że szczur się dosłownie darł, a odstawiony do transportera jeszcze popiskiwał z bólu ! Ja z tego wszystkiego zapomniałam, że całkiem niedawno Herman miał jedną z tych nóg kontuzjowaną. A i bez tego wet mógł trafić w jakiś nerw czy coś. Kiedy wróciłam z pracy Herman kręcił się po klatce, teraz leży skulony, zakopany w szmatkach udaje, że go nie ma. Psiakrew >:(

Druga rzecz, poprosiłam o enroxil dla Ulriki, bo się dziwczę rozpsikało i rozkatarzyło, dał mi synulox jakiś. Zapytałam czy to na pewno lek dla szczura - "tak, jest dla wszystkich zwierząt"....
Na forum pisze o nim mało i bez specjalnych zachwytów. Zastanawiam się czy podać, czy idąc jutro wymienić na enroxil, który znamy.

Nie mam słów na takich lekarzy. Wiadomo, że wybierając się z wizytą nie jestem przygotowana na każdą ewentualność, dokształacm się dopiero po powrocie i wtedy dowiaduję co i jak powinno być. Ale choć z synuloxem można się jeszcze wstrzymać, to Herman biedny ucierpiał :( . Nie schodzi mi z myśli. Czasami gorszy lekarz niż lekarstwo !

Mam nadzieję, że do wieczra jeszcze się ożywi i będzie chciał trochę pochodzić.

Re: moje szczupaki kochane

: czw sty 14, 2010 6:12 pm
autor: ol.
alken pisze: (Hermanka, phi, też mi coś, może jeszcze furmanka :P zero szacunku dla szczurzego wojownika ::) )
właśnie !
cieszę się, że ktoś rozumie i popiera

::)

Re: moje szczupaki kochane

: czw sty 14, 2010 6:16 pm
autor: unipaks
Biedny Hermanek, brak słów na takie brak kompetencji u weta :-X
Ucałuj go od nas :)

Re: moje szczupaki kochane

: czw sty 14, 2010 6:16 pm
autor: susurrement
bez sensu dał domięśniowo. domięśniowo podaje się te, których inaczej nie można i wtedy, kiedy potrzebne jest szybkie działanie. w tym przypadku spokojnie można było zrobić podskórnie. mniejszy stres, ból, etc. ech.
a co do synuloxu.. ja bym nie podawała. wiem, że stosuje się go z powodzeniem u fretek, ale nie jestem pewna czy szczurkowi też można podać. (edit: z tego co teraz czytam synulox to penicylina, której szczurkowi się podawać nie powinno. o ile dobrze pamiętam może wywołać biegunkę, która w skutkach jest śmiertelna.) lepiej enroxil, przynajmniej mamy pewność, że nie zrobi krzywdy.