Dziękuję wszystkim za zainteresowanie. U nas trochę zmian. Mój syn i synowa wyjechali z Polski i pozostawili nam pod opieką swojego psiaka Maksa. Maksio to bardzo kochany schroniskowy pies, który mimo, że jest jeszcze młody to sporo już w swoim życiu przeszedł. Mimo, iż ma powody, by nie lubić ludzi zachowuje się jak jedna wielka przylepka, tylko oczy ma bardzo, bardzo smutne. Maksio uwielbia szczury. Chce się z nimi bawić, nosić je w pysku. Kiedyś, gdy mieszkała z nim Zosią i Kreseczka to właśnie takie zabawy uprawiali. Moje ogonki jednak nie bardzo chcą się z nim bawić i raczej stronią od tego nachalnego "gościa". No może oprócz Czarnej, która już dwa razy dziabnęła go w nochala i Liloo (jeśli tylko dobrze sie czuje), która potrafi wejść mu do pychola.
Co do ogonków to różnie bywa. Musiałam Czarnule oddzielić od reszty stadka bo zaczęła gryźć inne dziewczynki i to bardzo mocno. Ciągle chodziły w strupkach ale miarka się przebrała, gdy rozorała Liloo guza. Teraz mieszka sama a z pozostałymi spotyka się tylko na wspólnych spacerach, gdzie o dziwo żadnej nie gryzie. Widać tak musi być. Co do reszty dziewczynek to niestety nie najlepiej. Guzy u Liloo i Lati znacznie urosły. Lati bardzo się meczy więc na spacerkach niewiele chodzi, więcej przysiada na fotelu albo za nim i coś pałaszuje lub po prostu drzemie. Liloo mimo, że rzadko ma duszności a nawet jeśli to nie są one silne, bardzo wychudła, teraz to po prostu szkielecik. Na dodatek rana jaka ma po ugryzieniu Czarnej, chociaż nie jest głęboka to nie chce sie goić. Ona też niewiele już biega, raczej przesypia w kartoniku lub pod poduchami. Przy czym gdy lepiej sie czuje to rozrabia jak za dawnych lat. Liloo jest tez bardzo zaborcza. Gdy głaskam Krysie albo Lati to ona podchodzi do mnie i szczypie mnie w rękę albo w nogę. W klatce czasem ja coś napada i łapie za futro inna dziewczynkę i wciąga ją do domku. Na nic ich głośne sprzeciwy, musi być tak jak chce Liloo. Obie nadal mają jednak apetyt.
Krysia nie była w ciąży, brzuszek rósł jej chyba z łakomstwa. Niestety i ona nie jest zdrowa. U niej także urósł guzek jaki miała pod przednią łapką już gdy do mnie przybyła. Guzek chociaż nie jest duży (wielkości wisienki) to nieciekawie wygląda, jest mocno zaczerwieniony. Poza tym przyczyną skręcenia główki wcale nie musiał być wylew czy uraz a prozaiczne zapalenie ucha. Na dodatek sama wprowadziłam w błąd mojego weta, bo kiedy on sugerował stan zapalny ucha, ja stwierdziłam, że była badana w Warszawie i to wykluczono. Koniec z wiarą w innych wetów, nawet tych polecanych
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
. Przez to wszystko leczenie zaczęło sie dopiero gdy poczułam paskudny zapach wydobywający się z jej uszka, przy czyszczeniu ropa po prostu sie lała. Teraz leczymy i miejscowo i ogólnie, bo nie wiadomo co ten długotrwały stan zapalny jeszcze zrobił.
Z chłopakami znacznie lepiej.
Gucio i Misiak to dwa nasze przytulaki, przy czym Misiak zdecydowanie większy, bo Gucia nadal ma dużo spraw do załatwienia. Chłopaki są po prostu kochane. Misiak jak było od początku to siła spokoju. Jego serduszko pracuje już miarowo, dobrze. Nie słychać już szmerów ale jak oczywistym jest, że chłopak musi pozostać pod kontrolą. Jeszcze trochę mu sie urosło zarówno na długość jak i wagowo. Teraz waży 720g. Nie specjalnie lubi biegać, raczej spokojnie, z rozwagą sunie do przodu. Myślę, że widzi znacznie gorzej od Gucia, bo jakiś gwałtowniejszy ruch czasem potrafi go przestraszyć. Także gdy jest na mniej znanym terenie to dokładnie, po wacikowemu namierza. Misiak w ostatnim okresie uwielbia przychodzić pod klatkę Qubusia i najpierw niucha do małego a później spokojnie kładzie się obok spać. Gucio, chociaż zdecydowanie mniejszy od brata - 570 g - nadal jak już pisałam jest bardzo aktywny. Zauważyłam jednak, że jest trochę bardziej ostrożny i nie wspina się tak wysoko jak kiedyś. Jego ulubionym zajęciem pozostają bójki z dzikuniami - oczywiście przez kratki.
Dzikunie czyli Czaruś i Cezar też się nie zmieniły. I pomiędzy nimi jest różnica wagowa, chociaż nie tak duża jak Gucia i Misiaka. Czaruś nadal rośnie, ma szanse dogonić Misiaka, bo już dużo mu nie brakuje. Cezarek jest niewiele cięższy od Gucia. Z Czarusiem mamy nie najgorszy kontakt, czasem nawet przybiega żeby zobaczyć co robimy, chętnie tez wchodzi na ręce. Cezarek niestety nadal żyje sam sobie, nie lubi być brany na ręce, nie lubi nawet żeby go obserwować. Obaj jednak najlepiej czują się na półkach z książkami, przy czym Czaruś nad klatką wacików a Cezarek nad klatka dziewczyn. Obaj też omijają klatkę Czarnuli po tym jak kilkakrotnie dziabnęła ich w paluszki.
Qubuś trochę podrósł ale nie tyle ile bym sobie życzyła. Teraz jako czteromiesięczny szczur waży 380-390 g (w zależności czy ogon ma na wadze czy go przesunie). To bardzo przyjazny i kontaktowy ogonek. Reaguje na swoje imię, lubi być głaskany i w centrum zainteresowania. Jak zdrowy szczuras jest bardzo ciekawski, jednak stale stara sie być w pobliżu nas. Przybiega , sprawdza co robimy a ostatnio zaczął nawet dawać całuski. On jeden interesuje sie Czarnulą. Zagląda do niej przez kratki ale gdy ta na niego prycha i fuka odwraca sie i odchodzi. Po jakimś czasie wraca i wszystko zaczyna sie od nowa. Po kilku takich podejściach i odwrotach Czarnula łagodnieje i wtedy sobie "noskują". Widać ma jednak jakiś wpływ na kobiety
Poza tym przez ponad 2 miesiące gościliśmy u siebie kawkę. Najpierw to był nielot bo jeszcze nie była nawet o końca wypierzona. Później to był nielot z wyboru, po prostu nie chciała latać a my nie mieliśmy serca brutalnie jej wyrzucić z "gniazda" czyli okna. Pokazywałam jej, że ma machać skrzydłami, po paru takich "pokazach" Wrzaskun gdy mnie widział intensywnie machał skrzydłami jakby chciał powiedzieć "widzisz, staram się ale nic nie wychodzi". Już szukaliśmy dla niego jakiegoś schroniska dla dzikich zwierząt, gdzie ktoś z większym doświadczeniem przywrócił by ja do naturalnego zachowania. Bo Wrzaskun za nic nie chciał nas opuścić, chodził za mną, wskakiwał mi na ramię, wrzeszczał prosto do ucha a kiedy tylko mógł to kradł błyskotki i znosił na jedno miejsce - a mówią, że to sroki kradną a tu proszę kawka. I tak było do przybycia Maksia, bo nasz nielot bardzo się go wystraszył. Od tego czasu przestał być tak kontaktowy a kiedy starałam się go brać na ręce by chociaż posprzątać klatkę to dość boleśnie dziobał. W końcu cztery dni temu gdy siedział sobie jak zwykle na klatce przy otwartym oknie, usłyszał głosy innych kawek i po prostu sam podjął decyzje o tym, żeby odlecieć. Trochę smutno, bo martwię się czy dal sobie radę. Mam jednak nadzieję, że kawka , która od tego czasu siada na drzewach na wprost naszego okna i głośno sie drze to właśnie Wrzaskun, który daje nam znać, że wszystko z nim ok.
Dzisiaj dam kilka zdjęć aktualnych Qubusia, bo on najbardziej sie zmienił.. W niedzielę lub w poniedziałek będą zdjęcia pozostałych ogonków.
Na koniec dodam, że być może już niedługo dołączy do nas jeden starszy pan, który szuka domku. Ale to już będzie inna historia