Po odstaniu popołudnia w kolejce, udało mi się dostać i w gabinecie spędziłam ponad półtorej godziny...

Była jakaś pani dr, której nie znam (tam zawsze chodziłam do dr. Kuby). Nero miał zrobione USG, na którym wyszło, że jego nerki są bardzo zmienione i muszą już być takie od dawna, prawdopodobnie od niezauważonej infekcji. Mówiła, że wyglądają na niewydolne albo nie bardzo wydolne, ale jednak pracują, skoro siusia. Moczu w pęcherzu miał niewiele, bo faktycznie w domu się wysiusiał, tak jak mówiłam. U Pani na stole też się wysikał.

Powiększone miał także nadnercze. Pobrano mu krew (za pół godziny mam dzwonić po wyniki, bo jeszcze nie ma) w celu zrobienia morfologii i zbadania stężenia mocznika i kreatyniny (?) oraz czegoś tam jeszcze we krwi. Pani kuła go w obie nogi, Nero syczał jak opętany z bólu, ale daliśmy radę. (Jego jedyną oznaką agresji jest wypuszczanie powietrza ze świstem, nawet nie próbuje ugryźć czy się wyrwać.) Zapomniałam też Wam napisać, że odkryłam na jego stopie dziwną ranę, strup. Pani powiedziała, iż prawdopodobnie to odcisk i zrobił się mu, bo jest za gruby.

Łapkę ma obandażowaną (Nero jest tak fantastyczny, że opatrunki mu nie przeszkadzają, nie interesują, nie ściąga ich).
Pani dr dała mu też żółtego sera, na który rzucił się jak opętany.

Zdrajca, w domu nic nie chciał jeść, a tam wyglądał, jakbym go głodziła. (Pani dała mi do zrozumienia, że tak uważa.

Patrząc na jego wagę i wygląd, to wręcz komiczne.

) Kazała go dokarmiać serem żółtym, pasztetem i jogurtem. Powiedziała, że w tej chwili ważne, by jadł po prostu cokolwiek. Jogurt jest jednak be, gerberki be, arbuz be, pomidor be, wcina pasztet i kaszkę malinową na wodzie. Do tego daję mu dalej nutridrink i wodę z vibovitem strzykawką, chętnie je i pije, nie robimy już tego na siłę.
Dostał kroplówkę podskórną (tą taką szybką, bo której szczur wygląda jak wielbłąd) i trzy zastrzyki z antybiotykami. Do domu dostaliśmy receptę na dwa różne rodzaje kropli do oczu, bo Pani była zaniepokojona jego porfirynką przy oczach, choć niczego się szczególnie nie dopatrzyła. Dostaliśmy też antybiotyk i dwa inne proszki, które są mega wielkie i żeby je podać, to musiałam wziąć łyżkę masła sporą, a i tak było takie stężenie, że musiałam mu na siłę wpychać wczoraj.

Mam nadzieję, że skoro dziś ma lepszy apetyt, to sam wsunie wieczorem bez zmuszania.
Siusia też w porządku, wyjęłam go godzinę temu z transportera (mamy ten duży z zooplusa, wolałam go w nim trzymać przez noc niż w chorobówce, bo w nim go ani nie przewieje w razie co, ani nie będzie uskuteczniał wspinaczki), cały dół, który wyściełałam całą rolką papieru, jest zasiusiany.
Aha, no i pani obejrzała jego zęby, język, gardło i stwierdziła, że wszystko ok i nie ma pojęcia, czemu on nie chce jeść i jaki problem ma z językiem, że wyciąga go prawą stroną pyska, mijając całkiem zęby.
Oczywiście za całą imprezę zapłaciłam 200 zł. A jeszcze muszę dziś krople wykupić, bo nie miałam jak wczoraj (w dodatku dostałam grypy żołądkowej, żeby było zabawnie).
Jeśli ktoś to przeczytał, to podziwiam.

Bardzo dziękujemy za kciuki, pewnie jeszcze się przydadzą...