Re: Enciakowy zwierzyniec
: sob lip 28, 2012 12:22 pm
Wtedy, po 15 lutego, wiele slow cisnelo mi sie pod palce.
Tak wiele, ze powstawaly cale epitafia. A kazde mowilo za malo o tym, jak wyjatkowy byl Wirus. Taki niby - szczur. Ale kady szczur to jednoczesnie Szczur. Wirus odszedl, zostawiajac moje serce rozdarte i krwawiace w bardzo trudnym dla mnie czasie. Pisalam nawet, nie balam sie przyszlosci, trzymalam sie dzielnie, mimo iz wiele osob twierdzilo, ze by sie zalamalo... dopoki nie odszedl maly, czarny szczurek.
I tak duzo chcialam wtedy napisac... O tym, jak chronil sie przed bratem na moim karku, jak na wybiegu uwielbial polozyc sie w najdziwniejszych miejscach, o tym, jak patrzyl na mnie tymi czarnymi koralikami, jak siadywal w swoich "katkach", jak...
Od natloku mysli i wspomnien nie napisalam nic.
Zostawil tez we mnie okropny strach, niepewnosc.
Zdecydowalam sie pozno, wiem, powinnam byla to zrobic dla dobra nie tylko mojego, nie tylko jego samego, ale calego stada. Wskazania byly wiecej niz liczne.
Z tego wszystkiego nawet nie chcialam pisac tutaj, kiedy w koncu podjelam ostateczna decyzje. Balam sie.
Waglik pozbawiony "tego i owego", przytomny, wypoczywa po operacji
.
Oczywiscie pierwsze co zrobil, jak mnie zobaczyl po wszystkim, to wlazl mi na rece z mina "nie wiem, co mi zrobili, kreci mi sie w glowie, ale ja cie bardzo kocham, wez mnie stad, dobrze?", teraz tez jakos chetnie pozwala sie glaskac
.
Tak wiele, ze powstawaly cale epitafia. A kazde mowilo za malo o tym, jak wyjatkowy byl Wirus. Taki niby - szczur. Ale kady szczur to jednoczesnie Szczur. Wirus odszedl, zostawiajac moje serce rozdarte i krwawiace w bardzo trudnym dla mnie czasie. Pisalam nawet, nie balam sie przyszlosci, trzymalam sie dzielnie, mimo iz wiele osob twierdzilo, ze by sie zalamalo... dopoki nie odszedl maly, czarny szczurek.
I tak duzo chcialam wtedy napisac... O tym, jak chronil sie przed bratem na moim karku, jak na wybiegu uwielbial polozyc sie w najdziwniejszych miejscach, o tym, jak patrzyl na mnie tymi czarnymi koralikami, jak siadywal w swoich "katkach", jak...
Od natloku mysli i wspomnien nie napisalam nic.
Zostawil tez we mnie okropny strach, niepewnosc.
Zdecydowalam sie pozno, wiem, powinnam byla to zrobic dla dobra nie tylko mojego, nie tylko jego samego, ale calego stada. Wskazania byly wiecej niz liczne.
Z tego wszystkiego nawet nie chcialam pisac tutaj, kiedy w koncu podjelam ostateczna decyzje. Balam sie.
Waglik pozbawiony "tego i owego", przytomny, wypoczywa po operacji

Oczywiscie pierwsze co zrobil, jak mnie zobaczyl po wszystkim, to wlazl mi na rece z mina "nie wiem, co mi zrobili, kreci mi sie w glowie, ale ja cie bardzo kocham, wez mnie stad, dobrze?", teraz tez jakos chetnie pozwala sie glaskac
