(valhalla - dowiem się w dniu porodu

chociaż najprawdopodobniej dziewuszka)
Tak doszłam do wniosku, że wspomnę o hierarchowych perypetiach "na szczycie", bo wygląda to teraz dosyć zabawnie...
Generalnie Speedy uważa, że to ON rządzi. Na wybieg wychodzi chętnie, ale siada w miejscu "strategicznym" (na środku fotela, mojej torbie albo z boku łóżka - to faworyci) - od czasu do czasu przechodząc się krokiem władcy po pokoju, czasem nieco się pusząc i trąc podwoziem o to, co uznał za stosowne

Problem polega na tym, że reszta szczurów tak chyba nie uważa

Speedy jest ogólnie rzecz biorąc ignorowany - kompletnie - przez pozostałych, prócz oczywiście poczciwego Mikroba. On to jeden czasem go poiska, czasem się przewróci przed nim, a czasem przewróci jego. Pozostałe zdają się w ogóle haskulca nie zauważać...
Wąglik (tak cudownie miękki po kastracji, że zanurzam palce w jego futerko z rozkoszą, a że myszak się naprawdę uspokoił, to pozwala na to grzecznie... nie wspominając o tych szeroko otwartych paciorkach, tak charakterystycznych dla niego jeszcze sprzed hormonalnych burz, tego ciekawskiego spojrzenia i... to była naprawdę dobra decyzja, chociaż nerwami ją srodze opłaciłam) z kolei zdaje się mieć wszystko w poważaniu. Póki dostaje smakołyki, porcję pieszczot ludzkich i szczurzych oraz sam nimi może obdarzyć - jest szczęśliwym czarnuszkiem.
Kto więc wydaje się rządzić?
I tu kompletne zaskoczenie, bo... Limfocyt!
Limfocyt w ogóle zrobił się zadziorny. Piksel nie jest nastawiony bojowo, więc na stójki Limfocyta reaguje krótkim "pi!" i ucieczką. Mikrob daje się tarmosić

A jak jest z pozostałą dwójką już pisałam, więc Limfocyt, krótko mówiąc, rządzi. Zrobił się śmielszy - nawet wobec mnie (zawsze cechowała go pewna nieśmiałość) - chociaż nadal jest grzeczny i najładniej (chociaż Wąglik jest tuż-tuż za nim) reagując na każde moje słowo czy upomnienie (wystarczy raz zawołać "Limfocyt!", żeby odpuścił to, co robi). I ma nowe hobby - łapie moją prawą (koniecznie!) rękę i każdy palec z osobna, grzbiet dłoni oraz jej wnętrze dokładnie z pomocą paszczy czyści. Robi to czasem mało delikatnie - bo pomaga sobie ząbkami - ale bawi mnie to

.
No i w efekcie jeśli kucnę na podłodze, chłopcy zlatują się jak szarańcza (a jak po pokoju chodzę, to biega za mną taka gromadka, zwykle przynajmniej trzyszczura

), Piksel liże mi dłoń lewą, Limfocyt zajmuje się prawą, Wąglik próbuje skraść buziaka albo chociaż polizać w nos, a Mikrob siada mi na ramieniu i przekopuje (bo iskaniem tego nazwać się powoli nie da

) mi się przez włosy. I jeno Speedy kręci się mi po kolanach bez innych interakcji.
(ich bieganie za mną wynika podejrzewam z dwóch rzeczy - może oznaczać to, że dostaną się w miejsce "nowe" - wysoko na tyle, że zwykle tam nie potrafią się wdrapać, a po ramieniu... a druga - cóż, kończę wybieg wołając chłopców i nasypując jedzonka do miski

)