Dziękujemy za wszystkie pochwały dziewczyny 
 
   Nakasha
 
Nakasha - wszystko robiliśmy "po Bożemu", a jednak łączenie przynosiło opłakane efekty... dziękuję Ci za zainteresowanie (jak zawsze)  
 
 
No cóż - nie pisałam ostatnio nie tylko z powodu braku czasu, ale również z powodu spektakularnej porażki. W końcu - kto lubi się nimi chwalić?
Zanim zaczęliśmy być razem, oboje z Szałasem mieliśmy już stadka - myślę, że do tej pory łącznie przewinęło się przez nasze domy przewinęło się grubo ponad 100 ogonków - w naszych stadkach, tymczasowiczów, transportowanych dla innych, porzuconych, oddanych przez wyjazd za granicę, samic, samców, w tym bezjajecznych panów, dużych i małych, miłych i mniej, był też szczurek głuchy jak pień i półdzikus. Nigdy żadne z nas nie odniosło porażki podczas łączenia, choć bywało trudno. Do czasu, dopóki w naszym domu nie pojawiła się Bańka...
1,5 miesiąca łączenia, wypuszczania razem, rozkładania całej klatki, mozolnego szorowania tego, co i tak przecież było czyste... ale mieliśmy już lekką paranoję - czy to nie nasza wina? Co robimy nie tak? Może za krótko były na wybiegu? Może za długo były oddzielone? Czy wszystko jest wyszorowane? Może przesunąć jeszcze ten koszyk, żeby nie czuły się zbyt pewnie? Może jednak źle oceniamy nasze stado i wpuściliśmy je w złej kolejności? Reagować czy nie? Czy to pisk bez powodu?... Ugryziona noga - krew - koniec łączenia. Kolejny raz - znowu noga - koniec łączenia. Plecki, tyłek, krew, krew, krew... i koniec łączenia.
I tak przez 1,5 miesiąca, przy każdym łączeniu. Nie wiedzieliśmy już co robić - dokupić małej koleżankę? Zostawić je we dwie w osobnej klatce? Dołączyć za jakiś czas? Już naprawdę opadaliśmy z sił.
W sylwestra, zamiast iść na imprezę, choć znajomi wzywali ze wszystkich stron, postanowiliśmy zostać w domu i spróbować ponownie, korzystając z okazji, że na drugi dzień oboje będziemy w domu i będziemy mogli reagować w razie potrzeby. Scenariusz taki sam jak zwykle, około 18 wrzucamy po kolei ogony do klatki... i znowu kończy się ugryzieniem do krwi. I to był dla nas kres cierpliwości.
Pięć dużych samic wylądowało w małej klatce, w której wszystko pachniało małym intruzem. Mała została w furrecie. I pojechaliśmy na imprezę, mając nadzieję, że kara będzie jak najdotkliwsza. Wróciliśmy na drugi dzień, mała Bańka wyraźnie zadomowiła się w dużej klatce, która nie miała już przed nią tajemnic. Każdy szczur po kolei był miziany na kolanach, żeby nie poczuł się ignorowany. Tylko współlokatorka śmiała się ze szczurów z waniliowymi tyłkami - ale znalazła aromat, którym smarowaliśmy je w nadziei na ratunek. I tak godzina za godziną, w końcu wszystkie znalazły się razem w klatce! Jak nigdy!
Dziś minęła ich druga noc 

 Niestety, mała nie chce dać się dominować, zaczepia wszystkich i ucieka - a jest dużo szybsza 

 Nie drze już japy w takim stopniu, ale często zastaje ją przy próbach dominacji reszty -  z Kofolą już się udało... mały otwarty pyszczek, stójka, boksowanie, przewrócenie na plecy. Choć pozycja Chrupki - naszej alfy, wydaje mi się niezagrożona... nigdy nie wiadomo co zrobi mały, niebieski pisklak (tak mi się kojarzy sierść velveteen - z mięciutkim pisklaczkiem:D)
Nie mam zdjęć z ostatnich łączeń, bo mieliśmy już naprawdę dość (poza tym niedawno pozbyłam się szramy nad okiem, którą zrobiła mi Obalka, skacząc na moje oko i aparat z wielkim impetem) (po szczurzemu - na najbliższa rzecz, która umożliwi dostanie się na podłogę 

 ). Najbardziej aktualne - z 10.12 

  Mam nadzieję, że modelki się spodobają 
 Panterkowe ciury
 
Panterkowe ciury
 
  
  
  
  Dżuma
Dżuma
 
  
  Chrupka
Chrupka
 
  
  
  
  Obalka
Obalka
 
  
  Kofola
Kofola
 
  
  Sepsa
Sepsa
 
  
  
  
  Baniuś
Baniuś
 
  
  
  
  
  
  Różne
Różne  
 
  
  
  
  
  
  
  Tyłki:)
Tyłki:)
 
  
  Bonus
Bonus  
 serduszko <3
 serduszko <3 
 prawie jak Pink Floyd
 prawie jak Pink Floyd 