"O tym jak Cynka nauczyła się co to jest radość.

"
Był piękny grudniowy wieczór, za oknem prószył śnieg, a w xlkowym pałacu panowała wesoła atmosfera - czas oczekiwania na świętego Mikołaja.
Lusia chodziła z kąta do kąta nerwowo. "Kiedy wróci Pani? Co nam przyniesie? Co jeśli przyniesie KOGOŚ?" - mruczała pod noskiem. "Luśku, o co chodzi? Jak to kogoś?" - zapytała przejęta Cynka. "No bo widzisz, nie znasz historii mojego przybycia do Gwiazdkowa..." - odpowiedziała jej Luśka. Wokół usiadły wszystkie Gwiazdki. Bunia z Córeczkami popatrzyły po sobie z uśmiechem. One doskonale znały tę historię. "Chętnie posłuchamy jej jeszcze raz!" - powiedziały Oliwka i Jagódka chórem.
"A więc ja byłam takim prezentem mikołajowym. Tyle, że trochę spóźnionym. O dokładnie... Hmm... Ile to było dni..?" - zastanawiała się Białaska. "Cztery." - podpowiedziała jej Bunia. "Właśnie, cztery dni! Dlatego, że byłam trochę za mała żeby wcześniej wyjechać z domu. Pamiętam dokładnie ten dzień jak Pani Kasia zapakowała mnie do transporterka. Wcześniej pożegnałam się z rodzinką, no i w drogę! W trakcie jazdy trochę się zdrzemnęłam, aby czas szybciej mi zleciał. Potem gdy dotarłyśmy na miejsce na pustym dworcu pojawiła się nasza Emi i zaczęła się mną zachwycać, aż się zawstydziłam... Przepakowała mnie do transporterka i znów w drogę! Gdy przyjechałyśmy na miejsce przywitały mnie cztery czarne pyszczki wyglądające zza prętów klatki. I jeden niebieski..." - przerwała na chwilę by przetrzeć oczka, które nie wiedzieć czemu nagle zrobiły się wilgotne... "Po wielkim mizianku poszłam spać, następnego poranka rozpoczęło się zapoznawanie mnie z Gwiazdkami. Pamiętasz Buniu jak broniłaś mnie przed wygłodniałymi potworzycami?" "Pamiętam, pamiętam! Ale twojej malutkiej miseczki nie uratowałam przed ich zębiskami!" - odpowiedziała Bunia ze śmiechem, po czym dodała: "Byłaś wspaniałym mikołajowym prezentem. No i nadal jesteś!" Gwiazdeczki zaczęły się śmiać. "A teraz Cytryniasta powiem Ci o co mi dokładnie chodziło. Fajnie by było powiększyć stadko, ale teraz w ósemkę jest nam świetnie i myślę, że nie musimy tego zmieniać. Obyśmy jak najdłużej cieszyły się sobą! No dobra dziewczyny, koniec tego dobrego, dość opowiadania na dziś!" - powiedziała rozweselona Lusia.
Panny powróciły do wcześniejszych czynności. Cynka przysiadła obok Buni na hamaczku i zaczęła nad czymś głęboko rozmyślać. "Co cię trapi Mała? Chcesz pogadać?" - zapytała Bunia. Cynka westchnęła. "Buniu, o co chodzi z tym rozdawaniem prezentów? Po co dawać coś komuś, skoro można to zostawić sobie?" - wyrzuciła z siebie. "Tu nie chodzi tylko o prezenty, ale o coś więcej. O radość, którą możemy komuś sprawić. Na przykład gdybyś mi teraz przyniosła najzwyklejsze ziarenko z karmy ucieszyłabym się bardzo." - odpowiedziała Bunia. "Radość?" - zdziwiła się Cynka. "Przecież jej się nie da zapakować do pudełka..." "Może i nie da się jej zapakować, ale dawać ją jak najbardziej można. Choćby przez najdrobniejsze gesty. Zwykły uśmiech wystarczy. I to działa w obie strony. Sprawiając komuś sama cieszysz się jego szczęściem. Bo szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży gdy się ją dzieli, jak to powiedział pewien mądry człowiek. Rozumiesz już?" - zapytała uśmiechnięta Bunia. "Och, rozumiem, Buniu rozumiem! Chodź tu bliżej, niech cię wyiskam kochana!" - wykrzyknęła radośnie Cyniulka. Rozbawiona Bunia rozłożyła się niczym naleśniczek przed Cynką i poddała się iskanku. "I widzisz skarbie, właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Każdy z nas może być takim świętym Mikołajem. Nawet na co dzień, nie tylko od święta. A teraz chodźmy na dół, wydaje mi się, że nasza Pani Mikołajowa coś nam przyniosła! Czujesz to samo co ja?" Cynka poniuchała noskiem kilka razy i wykrzyknęła: "MIĘSKO!" Po czym zbiegły razem z Bunią do "jadalni".
A Pani Mikołajowa przyglądała się wzruszona wszystkim swoim szczęśliwym zwierzakom...
Tak to jest jak człowiek leży chory w łóżku i nagle przychodzi WENA... 