Moje pierwsze baby mają już półtora roku... Kluska skończyła 13 stycznia, Czarnuś 1 lutego (daty umowne). Jak ten czas leci... mógłby zwolnić

A wzięłam obie małe jakby wczoraj...
Pączek i Czarnul na enro od poniedziałku... niby osłuchowo w porządku, ale u Pączka od tygodni wlecze się katar, uodparniacze nie pomogły na długo, a i Czarna z 10 dni kichała jak szalona, smarki rozsiewając gęsto. Na szczęście nie ma kłopotów z podawaniem obrzydlistwa, Pączek zawsze wszystko wszamie, nawet jak jest paskudne, a Czarnul też nie robi problemu, tempo w jakim pochłania faszerowany pasztecik raczej nie pozwala jej na rozsmakowanie się i zauważenie, co w nim jest
Za to wizytę u weta odchorowały, choć zastrzyk obie zniosły bez wyrywania się i paniki. Był z nimi Michał - czarna chyba pierwszy raz miała focha na pancia i do wieczora nie chciała z nim siedzieć. Pączek zaś... jak zobaczyła wchodzącą doktor, zaczęła uciekać. Zwykle tylko rozpłaszczała się na rękach.
Tulinka też była u weta. Niby nic, ale co parę dni ma czkawkę, i ciągle coś z tymi oczami. Zawsze miała wystające węgielki, ale od tamtej historii z oczkiem powiększa jej się czasem raz jedno, raz drugie... Pączek zresztą też ma wyłupiaste jak cholera.
Kluska od dłuższego czasu (jeszcze na "wygnaniu") pochłania jedzenie. Ciągle widzę ją przy misce, ciągle coś żre. Tasiemca ma, czy jak...
Jak tylko się wychorowałam z grubsza, panny pokazują rogi. Konkretnie Kluska pokazuje. Nie może ścierpieć Pączkowskiej przy misce i gania ją, podgryza, Pączek najpierw nie daje się sprowokować, próbuje jeść odpychając Kluskę nogą, ale w końcu ma dość, jeży się i jest mordobicie. Które przerywam bez pardonu, bo ileż można. Nie mam ochoty znów kogoś łatać. 2 dni temu takie przepychanki trwały cały wieczór. Myślałam, że z nimi zwariuję. Kluska już nawet zaczęła zwiewać przed wkurzoną Pączkowską do sputnika, bo wie cwaniara, że na pięści i zęby może nie wygrać. Kluszon nie może znieść, że Pączek nie chce się poddać. Przyzwyczaiła się, że wszyscy darzą ją respektem - Czarnuszka wiadomo, jaka jest, maluchy były maluchami, kiedy przyszły, więc naturalnie przyjęły zwierzchnictwo, Liw owszem, nie da sobie wejść na głowę i się buntuje, ale tylko do pewnego stopnia. Swoją drogą z takim charakterkiem to nie chcę wiedzieć co by było jakbym dostała Liw dorosłą... A Pączek ma to wszystko głęboko pod ogonem. O władzę nie walczy, sama nie zaczepia, ale nie widzi powodu, żeby znosić dłużej kluskowe ustawianie.
Zresztą Kluszon ostatnio każdą potrafi pogonić od michy, nie tylko Pączka, wszystkie obrywają. Te dwa dni temu chodziła tak wściekła, że myślałam, że coś ją trafi. Brała w zęby moje palce, nie, żeby mnie gryzła, ale zamiast iskać, rozdziawiała paszczę. Nie wiem, co to było. Jak Pączek sobie gdzieś poszła, to baba się trochę uspokoiła i wylizała mi dłoń, zupełnie jakby przepraszała. Tak rzadko jej się zdarzają takie rzeczy... no, ale jak tylko Pączek wróciła, Kluska zaczęła terror od nowa. Czarnuszkę pogoniła, przewróciła - Czarnul nie lubi takich akcji, broni się rzadko, jest absolutną pacyfistką i odchorowała ostatnie kotłowaniny, zwisając z biurka

Na efekty nie trzeba było długo czekać - od 3 nocy stado nie śpi razem. Jedynie zakochana w Klusce od pierwszego dnia Liw dotrzymuje jej towarzystwa, a reszta śpi sama po kątach. Pączek też - jej nie trzeba dużo, żeby się wypięła na stado. Dziś spała z Czarnuszką. A tak pięknie już wszystkie co noc się przytulały, często w jednym koszu... no nic, nie jest najgorzej.
Kluska próbuje też wychować przedmioty. Uruchamiamy ostatnio ferplastowe poidła - nowe za nic nie chcą działać. Kluska nie będzie tego tolerować, poidło dostało po mordzie. Podobnie jak mój kufer na lakiery - stanął jej na drodze i dostał wciry jak się patrzy
Pączydło dorosła już zupełnie... nie zostało nic z zakochanego w ludziach miziaka. Nie łazi już za mną jak psiak, wyciągając łapki w górę, żeby ją wziąć na ręce. Coraz częściej bryka z dziewczynami. Nawet się ze mną nie wita, jak wracam, często jak chcę ją pogłaskać, to ucieka. Albo coś do mnie ma, a ja nie wiem, co...