[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Wszystko inne, czego nie można zakwalifikować do żadnego z podanych działów. Na przykład: kilka objawów, dotyczących ogółu zachowań chorobowych, czy niewydolność kilku organów, obejmujących zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne.
To jest dobry dział, jeśli nie wiesz gdzie możesz umieścić swój post - by najlepiej pasował.

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
Ewqa
Posty: 1354
Rejestracja: wt gru 28, 2004 8:06 pm
Lokalizacja: Wawa

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Ewqa »

[quote="PaskudnyMisiek"]ie moge dokladnie obejrzec szczurka bo piszczy niesamowicie,[/quote][quote="PaskudnyMisiek"]Cały szczur wydaje się "wzdęty" jak balon, no i piszczy przy najmniejszym dotyku.[/quote]

Ja bym się w takim momencie nie wahała i pomogła mu odejść. Zwierzęta cierpiąc zwykle nie wydają żadnych odgłosów, dopiero gdy ból jest tak silny, że ponad siły to dopiero wtedy...

[quote="PaskudnyMisiek"]Nie ma już z nami Dantego - odszedł sam spokojnie. Jednak krwiak.[/quote]

Teraz mu lepiej, nie miał szans na wyzdrowienie przy "wecie od krów" i tylko niepotrzebnie sie męczył.
Dla szczurka aniołka [*]

Zwracajcie może uwagę wetów na możliwość uzyskania informacji z internetu, gdyby ten wet mógł się skontaktować ze specem od gryzonii np. w sprawie dawkowania lekarstw to ten szczurek żyłby jeszcze.
Pod Niebieskim Kocem : Lilka, Luna, Norka, Malinka
Teraz ze mną: Fiona, Cleo, Milka i Mała.
Scandinavia
Posty: 8
Rejestracja: wt cze 13, 2006 10:30 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Scandinavia »

Ja ze swoją pierwszą szczurzycę (Miecię, na któej cześć ma imie moja obecna szczurka) byłam do końca. Strasznie się męczyła pod koniec, nie mogła chodzić prawie w ogóloe, przestałą jeść i troszkę piła i była ciągle skulona z bólu...ale jakoś nie mogłam jej uśpić, za bardzo była mi bliska. Odeszła w dniu mojej matury próbnej z angielkiego, dnia który był dla mnie jednym z pechowych jakie się zdarzają w roku....a jej śmierć była przysłowiowym gwoździem do trumny :sad2:

Dzisiaj tak sobię myślę, że jak moja obecna szczurcia będzie w takim strasznym stanie, to chbya się zdecyduję na eutanazję, nie chcę żeby cierpiała straszne męczarnie, ale póki co na szczęscie jest zdrowa i neich tak pozostanie :zakochany: :zakochany: :zakochany: , zastanawiam się nad kupnem dla niej jakiejś kumpelki bo nei chcę mieć stadka szczurków;) a jej przydało by sie jakies towarzycho;)
Obrazek
Katie
Posty: 170
Rejestracja: sob kwie 08, 2006 7:02 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Katie »

Ja się zastanawiam nad eutanazją...
Niunia trafiła do mnie 3 miesiące temu, miała już 1,5 roku. Wiedziałam o niej tyle, że jest ze sklepu zoologicznego, na 80% z miotu samiczki z własnym ojcem. Nie przypuszczałam, że to może stanowić jakiś większy problem. Koleżanka, która mi ją dała powiedziała, że jest absolutnie zdrowa...
Wystarczyło ją przypilnować i obaciąć jej paznokcie (już kiedy ją dostałam była prawie cała pokryta krwawymi strupkami). Doprowadziłam ją do porządku. Okazała się być bystrą, sprytną i energiczną szczurką.
Po miesiącu pobytu u mnie wydało się, że ma guz sutka. Wet powiedział, że został jej miesiąc życia, a rosnący guz będzie sprawiał jej olbrzymi ból. Poszłam do innego weterynarza, gotowa już na uśpienie. Okazało się, że będzie operował.
Niunia nie chciała zasnąć. Dostała najpierw małą dawkę narkozy, ale to nic nie dało. Lekarz dał jej troszeczkę więcej. Nic z tego. Dopiero za trzecim razem "przysnęła". Nie spała jednak dalej. Kiedy wet oglądał i dotykał guza, rozpaczliwie machała łapkami. Głaskałam ją po główce i powstrzymywałam łzy. Myślałam, że ma w sobie chęć życia. Ale czy miała? Weterynarz zabrał małą na salę operacyjną. Przyniósł ją po pół godzinie. Wyglądała nieźle. Dostała zastrzyk na rozbudzenie. Kiedy wróciłam do domu, zwierzak znowu zasnął.
Nie potrafiła się ruszyć. Załatwiała się pod siebie, nie jadła i nie piła. Zmieniałam jej ligninę pod nią, poiłam strzykawką. Następnego dnia zauważyłam, że rusza łebkiem. Udało mi się wcisnąć w nią starte jabłko-nie mogła jeszcze gryźć. Wieczorkem lekko ruszała łapkami. Zabrałam klatkę ze sobą do sypialni. Rano-cud. Niunia biegała jak nowonarodzona. Popłakałam się ze szczęścia... Ta choroba nas zbliżyła. Wcześniej traktowała mnie jak ozdobę pokoju, a ja-szczerze mówiąc-nie darzyłam jej szczególną sympatią. Kiedy wydobrzała, zrobiła się z niej przytulaska. Chodziła za mną jak pies, prosiła o głaskanie.
Miesiąc później, po powrocie do domu z tygodniowej wycieczki zauważyłam, że cos jest nie tak. Mała miała główkę przechyloną na prawą stronę. Reagowała tylko na mój głos, wpadała na przeszkody. Zaczęła podskakiwać ze strachu, kiedy dotykałam ją, nawet kiedy nie spała. Uspokajała się sopiero po powąchaniu ręki. Jej prawa połowa "działała z opóźnieniem". Miała trudności z utrzymaniem jedzenia w łapkach, nie potrafiła już stać na 2 łapkach. Pobiegłam do weta. Spojrzał na nią i westchnął. Jak się okazało, była niemal zupełnie ślepa. Dał zastrzyki na pobudzenie nerwów, witaminę-bodajże B1-w strzykawce, do podawania 2 razy dziennie. Chodziłam na zastrzyki co 2 dni, dawałam witaminę. Było lepiej. Albo mi się tak wydawało. Po 2 tygodniach Niunia miała lekką poprawę. Po 3 dniach zaczęło być gorzej. Główka bardziej przechylona, łapki po prawej stronie praktycznie nieużyteczne. Zapytałam weta, co z nią w końcu jest. Powiedział, że musiała mieć wylew. Dostawała klejne zastrzyki, kolejne dawki witaminy. Od tygodnia, z dnia na dzień, jest coraz gorzej. Wycieki polfiryny z oczu, kichanie krwią (wieczorami). Nie wstaje już prawie z posłania. Rano i wieczorem biorę ją na ręce i wciskam do pyszczka strzykawkę. Wyrywa się, nie chce już brać lekarstwa, chociaż wcześniej piła je praktycznie sama. Zaczeła przypominać dziecko z porażeniem mózgowym. Reaguje z opóźnieniem, wykonuje nieskoordynowane ruchy, kręci się w kółko, przydeptując własny ogon i obie prawe łapki. Chyba się poddała. Teraz leży na moich kolanach bez ruchu, już od dwóch godzin. Wtula pyszczek w moje ramię. Głaszczę ją, ale ona nie reaguje. Jedynym znakiem, że żyje, jest delikatne unoszenie sie jej boków. Czasem, kiedy przez przypadek dotknę palcami jej uszu, potrząsa głową. Jeszcze je, jedzenie znika z miski, która stoi tuż przy posłaniu. Pije też, poidło ma blisko. A jednak zrezygnowała już. Moja mama twierdzi, że pożyje jeszcze z pół roku. Ale ja w to nie wierzę. Od kilku dni jej sierść zaczęła się puszyć. Tak samo wyglądał Śnieżek, kiedy umierał. On umarł na moich oczach. Miałam wyrzuty umienia, że tak długo cierpiał. Ale czy nie będę miała wyrzutów sumienia, kiedy zaniosę Niunię na śmierć? Nie wiem, co mam zrobić :cry:
Nie ma mnie i raczej nie będzie.
Kontakt proszę przez PW - tak będzie najszybciej.
Ewqa
Posty: 1354
Rejestracja: wt gru 28, 2004 8:06 pm
Lokalizacja: Wawa

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Ewqa »

Katie tego ci nikt na 100% nie powie. Sama mam do podjęcia taka decyzje i wiem że nie jest łatwo. Jeżeli szczurka lezy na twocih kolanach i jakby śpi to według mnie jej życie już się kończy i jedynie co możesz to być przy niej do końca.
Gdyby jednak miała się dłużej męczyć to lepiej nie czekać.

PS-z moja Lilką coraz gorzej, dzisiaj dostała steryd, jak to jej nie pomoże choćby na krótko to trudno, chociaz decyzja bardzo trudna. :|
Pod Niebieskim Kocem : Lilka, Luna, Norka, Malinka
Teraz ze mną: Fiona, Cleo, Milka i Mała.
Awatar użytkownika
Vella
Starszy Moderator na urlopie
Posty: 1706
Rejestracja: wt maja 23, 2006 6:19 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Vella »

Nawet nie wiecie jak bardzo byłam zdziwiona przeczytawszy na forum, że ktoś tak bardzo leczy szczurki, że nawet poddaje je operacji.

Bo tam szczerze mówiąc myslałam, ze to tylko ja jestem taka wariatka. :oops:
Wprawdzie to 10-11 lat temu było, może wtedy realia były troche inne...

Cleo chorowała, ja walczyłam o nią a wszyscy się dziwili i radzili "kup nowego".
Szczur operowany? Nikt o tym nie słyszał. Akurat będac z wizytą u weta w Akademii Medycznej w Lublinie trafiłam na praktyki studenckie. Lekarz zgodził się zoperować małą (i to za jakieś niewielkie pieniądze bo miał dzieki temu lekcję dla studentów. Gdyby nie to nie sądzę by ktoś mi się wtedy podjął leczenia gryzonia.

Objawy Cleo miała podobne jak szczur Pestki. Nie bolało jej to chyba, nie cierpiała, ale guz rósł.
Pierwsza operacja, ta w AM. Uratowała jej zycie, a przynajmniej przedłuzyła je o kilka miesięcy. Dla takiego zwierzaczka to bardzo dużo.
Wprawdzie wyniki badań wycinka wskazywały na to, że guz nie był złośliwy ale po jakimś czasie, niestety, zaczął znowu rosnąć.

Drugą operację Cleopatra zaordynowała sobie sama.
Byliśmy wtedy na wakacjach, na Roztoczu. Może to świeże powietrze i większa niż zwykle ilość witaminek (jagódki i poziomki) jej pomogły. Cleo sama sobie rozdrapała i wygryzła guzek (wielkości ok. 1 cm) a klimat i jej wola życia sprawiły, że wszystko się ładnie zagoiło.

I znów kilka miesięcy odroczenia wyroku.
Jesienią guz zaczął odrastać. Coraz większy i wiekszy. Operacja nie miała juz sensu: po pierwsze nie było studentów i lekarz nie miał zamiaru się "bawić", a po drugie nawet gdyby chciał to byłoby to niemozliwe, guz był umiejscowiony z tyłu, uwikłany w narządy rozrodcze, układ moczowy, etc.
Nie wygladało aby Cleo cierpiała, by guz sprawiał jej ból. Ale był coraz wiekszy, jak kasztan, potem jak piłeczka pingpongowa, utrudniał jej chodzenie...
była taka smutna jak sie nie mogła wspinać...
Podjęłam decyzję. Zaniosłam ją do AM 31 października, w dniu swoich urodzin. :(
To nie było łatwe. Cały czas przy niej byłam. Pomimo choroby była silna, bardzo silna. Jeden zastrzyk jej nie zabił, dostała drugi i chyba zaraz potem i trzeci, "porcja jak na dużego psa, albo i konia by powaliła".
Była tak silna, że do dziś nie wiem czy dobrze zrobiłam, czy nie pospieszyłam się z eutanazją, czy może jakimś cudem nawet tak duży guz mógłby zniknąć, samoistnie się cofnąć. Ale skoro ciagle się odradzał, skoro był już tak duzy... sądziłam, ze może być tylko gorzej. Nie chciałam tego ani dla niej ani dla siebie.



Cleo - pierwotnie Kleofas a gdy się okazało, ze to panna dostała imię Kleopatra, zachowując swoje zdrobnienie - była moim pierwszym, najpiekniejszym, najmądrzejszym i najbardziej kochanym ze szczurów.
Czy znasz różnicę między także, a tak że?
Czy wiesz kiedy napisać zresztą, a kiedy z resztą? Czy znasz język polski?

Obrazek
lenalove
Posty: 557
Rejestracja: wt sty 31, 2006 10:07 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: lenalove »

ten pierwszy szczuras zawsze jest najgłębiej umiejscowiony w serduchu:( Tak jak Moja kochana Natka. Też wydawało mi się że nie cierpiała ale jednak... zdecydowałam się aby ukrucić jej życie. miała kłopoty z poruszaniem się była bardzo smutna i widziałam że miała dosyć... jak jest się bardzo związanym ze szczurkiem lub jakim kolwiek innym zwierzaczkiem to się po prostu wie kiedy nadchodzi ten moment...
kurde, już mi łezki płyną..
moje aniołeczki: Natka ['], Miszel [']- zawsze w moim serduchu
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: merch »

Katie twoja mała ma zaburzenia neurologiczne zlokalizowane po jednej stronie. Niestety nie wiadomo co jest ich przyczyna , moze być to guz , może być udar, przyczyny moga być tez inne. Jeśli mała je i pije to jest nadzieja, w przypadku udaru zmiany pomału moga zaczać sie cofać jeśli nie widzisz ,że cierpi i cały czas jednak coś je i pije , to jak najbardziej warto zaczekać na poprawę/
Vella szczurze samice najczęsciej w wieku powyżej 1,5 roku zapadaja na łagodne rozrosty sutków, takie guzy rosna dość szybki i nalezy je usuwać Lublin to nie takie małe miasto i może nie kazdy się chce zajmować szczurami , ale jest kilku wetów , którzy operują również szczurki . Ja osobiście nie operowalam szczurków w Lublinie ale znam osoby które operowały i wszystko było ok , jak będziesz potrzebowała to daj znać na PW to podam ci adresy telefony i nazwiska , cena takiej operacji to około 50-100 złoty w Lublinie naogól taniej niz gdzie indziej. Guzki te bezwzglednie nalazyusuwać w miarę szybko zwłaszcza te w okolicy ostatniej pary sutków , bo znajduja się bliski odbytu i cewki moczowej, Jeśli nie są usuniete w całosci moga odrastać i wcale nie świadczy to o złośliwośći. I o ile tylko nie zaniedba się zupełnie nie stanowi wskazani ado eutanazji.
Obrazek
*NiuniuśMysiaMałyniaMyszulAllegroKichanioSzarikSzymaGuciaKropkai7rodzRudiPankracy, BrysiaCzapkaCelaCzesiaZdzisiuCezarCzaruśEdiCzejenFeluśZeniaUbocikGryzajkaMała KapturkaOfelkaJajcusWulfikmaluszkiHieronimHefryśmałyeFekDarEstiNosioOliFaramuszkaDafiDorota
Awatar użytkownika
krwiopij
Posty: 5550
Rejestracja: śr lis 19, 2003 11:45 pm
Lokalizacja: Łódź/Lublin
Kontakt:

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: krwiopij »

W Lublinie zabieg usunięcia guza sutka może kosztować 35-45zł. Zależy od jego wielkości i umiejscowienia. Weterynarzowi ufam (prywatna lecznica). Namiary moge podać w razie potrzeby. (Swoją drogą to w klinikach AR praktycznie nie ma weternarzy zajmujących się szczurami. Chociaż mojego Diabła ogólny chirurg zoperował bardzo dobrze.)

Ale temat o eutanazji jest, więc wrócę do niego. Osobiście jestem głęboko przekonana, że najlepszym sposobem na uśpienie szczurka jest wezwanie weterynarza i eutanazja w domu. Chory, cierpiący zwierzak nie będzie musiał w ostatnich chwilach swojego życia stresować się podróżą do lecznicy, nie zostanie wyrwany ze znanego, bezpiecznego otoczenia. Do sameko końca zostanie w miejscu, które zna, tuż obok swojego opiekuna, otoczony troską i miłością. Zabieg odbędzie się pod okiem specjalisty, będzie przeprowadzony fachowo (mam nadzieję) i ostatecznie - bez możliwości, że szczurek jednak przeżyje i wybudzi się (czego obawiałabym się, gdybym miała sama uśpić moje zwierzę). Trzeba jedynie zadbać o to, by sam śmiertelny zastrzyk był możliwie jak najmniej bolesny. Ja jestem zwolenniczką podania najpierw podskórnego znieczulenia, a kiedy szczurek całkowicie straci przytomność - zastrzyku dosercowego. To metoda szybka, możliwie bezbolesna (poza wziewnym anestetykiem, ale w domowych warunkach trudno znieczulić zwierzaka w ten sposób), bo w mocno osłabionego szczurka można wkłuć się w skórę na karku, gdzie najmniej boli i po prostu najbardziej humanitarna. Dodam, że w Lublinie taki zabieg kosztował mnie w sumie 40 złotych - 20 za wizytę domową i 20 za samą eutanazję.
Obrazek
po drugiej stronie tęczy skaven mały-diego eszwa dotka abishai lena nightstar
mefit diabeł sasha nadia simbul katja kida eileen bandita fuka maluszek diablica
fredryk minah 5-minkowych-maluszków juni furia trzy-uszka tchórzliwiec sofra moria
sokrates
Awatar użytkownika
Vella
Starszy Moderator na urlopie
Posty: 1706
Rejestracja: wt maja 23, 2006 6:19 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Vella »

merch, krwiopijka - dziękuję, ale w Lublinie nie mieszkam juz od kilku lat.
Opisywana sytuacja miała miejsce daaawno temu...

I mam nadzieję, że nie będę nigdy potrzebowała namiarów na chirurga... :sad3:
Czy znasz różnicę między także, a tak że?
Czy wiesz kiedy napisać zresztą, a kiedy z resztą? Czy znasz język polski?

Obrazek
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: merch »

No to w Warszawie masz jeszcze większy wybór . Co do niepotrzebowania chirurga, majac jakiekolwiek zwierze wieksze od rybki akwariowej nalęzy liczyc się z tym ,ze pomoc weterynarza ewentualnie operacja bedą potrzebne , mając psa czy kota operacja raz w zyciu jest wrecz zalecana nawet u zdrowego zwierza- mam na mysli sterylizacje psów i kotów.
Obrazek
*NiuniuśMysiaMałyniaMyszulAllegroKichanioSzarikSzymaGuciaKropkai7rodzRudiPankracy, BrysiaCzapkaCelaCzesiaZdzisiuCezarCzaruśEdiCzejenFeluśZeniaUbocikGryzajkaMała KapturkaOfelkaJajcusWulfikmaluszkiHieronimHefryśmałyeFekDarEstiNosioOliFaramuszkaDafiDorota
Katie
Posty: 170
Rejestracja: sob kwie 08, 2006 7:02 pm

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Katie »

Jeśli chodzi o mnie, to Niunia została uśpiona 16.06... Przestała zupełnie jeść i pić, a jej brzuszek był nabrzmiały. Z noska ciekła krew, już się prawie w ogóle nie ruszała. Weterynarz powiedział, że to był najprawdopodobniej kolejny guz, tym razem w okolicy narządów wewnętrznych i to on powodował krwawienie :-(
Nie ma mnie i raczej nie będzie.
Kontakt proszę przez PW - tak będzie najszybciej.
Awatar użytkownika
Shiro4
Posty: 71
Rejestracja: pn mar 27, 2006 10:54 pm
Lokalizacja: Gdynia

[EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: Shiro4 »

Katie,przeszłam już wiele chorób szczurasów,guzy,robaki,ślepotę itd.Sama próbowałam ulżyć szczurasom (teraz mieszkam na wsi i wiezienie ogonka w takim stanie do dobrego weta to męka) podając rozdrobnione z wodą relanium -zawsze skutkowało to tylko ulżeniem im w bólu i długim smacznym snem ale nic więcej,podawałam tez biseptol na wzmocnienie i przeciwbólowe(to w przypadku guzów raczej )powiedziano mi,że nie ma co operować Kryśka miała ponad 3 lata...Myślę ,że w tym stanie twoja szczurka będzie miała cięzko,wiem bo moja tez nie chodziła (bo miała guza )musiałam ją codziennie myć bo była cała w jedzeniu,jadła do samego końca.To ciężka decyzja ale może nie warto skazywać malej na dalsze cierpienia ale ty to widzisz najlepiej -widzisz ją na codzień...powodzenia
Wieloletnia wielbicielka szczurzej populacji:)
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

RE: [EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: merch »

hmmm, po raz kolejny zaglądam do tematu.....
znowu z pytaniem kiedy? czy jesli szczur jest jeszcze w niezłym stanie ale na lekach i raczej nie ma szans na powrót do pelni zdrowia to czekać az będzie w gorszym stanie? odstawic leki zeby sie pogorszyło i dopiero wtedy- jejku jakiś oblęd.,
Obrazek
*NiuniuśMysiaMałyniaMyszulAllegroKichanioSzarikSzymaGuciaKropkai7rodzRudiPankracy, BrysiaCzapkaCelaCzesiaZdzisiuCezarCzaruśEdiCzejenFeluśZeniaUbocikGryzajkaMała KapturkaOfelkaJajcusWulfikmaluszkiHieronimHefryśmałyeFekDarEstiNosioOliFaramuszkaDafiDorota
Awatar użytkownika
yss
Posty: 6442
Rejestracja: pt sty 05, 2007 8:12 pm
Lokalizacja: szczecin

RE: [EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: yss »

wtedy, kiedy będziemy gotowi poświęcić swoją radość z posiadania szczurka dla jego dobra. czasem trzeba być bardzo okrutnym, żeby okazać miłosierdzie... to nie de mello powiedział? :)
ten się nie myli, kto nic nie robi
odmienna
Posty: 3065
Rejestracja: pt gru 15, 2006 4:45 pm
Lokalizacja: kraków

RE: [EUTANAZJA] kiedy nie ma poprawy

Post autor: odmienna »

bardzo się boję, że to właśnie ta chwila. Mój Cholerek! Moje Wielkie Czarne Serce!!!( 19 miesięcy) w ciągu 24 godzin: obrzęk płuc, nie wiem czy to serce, nerki, czy wątroba... w niedzielę wieczorem zrobił się osowiały i jakiś taki słaby. Potem jakby wrócił do normy: pojadł, odzyskał wigor.W poniedziałek po powrocie z pracy do weta szłam już ze słabiutkim, oddychającym płytko, stworzonkiem z paskudnie rozdętym brzuszkiem... dostał furosemid i (o ile dobrze czytam) enroxil. Co kolwiek to jest, nie pozostawia złudzeń. Praktycznie nie było poprawy- Całą noc i dzisiejszy dzień, poję go, karmię, głaskam- i obawiam się,że TYLE naszego. Jedyna pociecha w tym co wcześniej pisała IVA o furosemidzie- ok. siedemnastej zrobię mu jeszcze jeden zastrzyk i liczę, że zaoszczędzi mu to duszenia się... no a jutro- to najtrudniejsze. Ale ja sama tak bardzo boję się duszenia, że nie narażę go na to. O Matko!! a może jest jeszcze jakaś szansa...ale ten brzuszek jest taki rozdęty- i wet mówiła, że powinna być radykalna poprawa a tu guzik.
Ostatnio zmieniony wt maja 01, 2007 4:03 pm przez odmienna, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Inne / ogół objawów”