Witam! Pomiędzy jednym, a drugim napływem łez chciałabym opisać nasz przypadek... Akurat w tym wątku, bo z tych, które udało mi się przeczytać, to ten kończy się szczęśliwie... Tak też i my byśmy chcieli ... A więc w poniedziałek 9 lipca obmacując mojego stwora, a mam to w zwyczaju, bo jakaś przeczulona zawsze na tym punkcie byłam, ząbki tak samo co jakiś czas Mu sprawdzam, ale do rzeczy, wyczułam na brzuchu pomiędzy prawą tylną łapką, a Jego... hmm narządem rodnym, ciut powyżej, guzek;( Pod moimi palcami, a więc moimi słowami jest on twardy, okrągły i jakby daje się przesuwać... Ciur jest sobą, je, pije, w nocy odpala motorek w dupce i śmiga po klatce, w dzień śpi... Norma. We wtorek więc odrazu pojechałam do wetki, zawsze do tej samej, jakoś tak Jej ufam, bo nie raz, i nie dwa już u Niej z ciurem byłam, może i nigdy wcześniej nic poważnego się nie działo, ale zawsze Jej uwagi, leki i postępowanie przynosiło oczekiwane efekty... Pokazałam Jej brzuszek Snopcia, pomacała i powiedziała, że to nic dobrego:( Spodziewałam się... Powiedziała, że nowotwór. Obmacała wszystkie węzły chłonne, ten w prawym fałdzie kolanowym, a więc po stronie guza, powiększony... Powiedziała również, że wielkości wisienki jest:( Pytanie tylko, czy złośliwy, czy nie? Ale to już wykarze badanie PO. Bezpośrednio powiedziała, że są dwa wyjścia, pierwsze, że można tak zostawić, jeśli zwierzaka nie chcę ratować (???), no i drugie, że kwalifikuje się to do wycięcia... Mamy zgłosić się za tydz. Byłam we wtorek z Nim, ale teraz pójdę w poniedziałek... Tylko w tych emocjach nie zrozumiałam, czy to będzie kontrol, czy... już operacja? Chyba kontrol... Spytałam się, czy guz ten może mieć związek z tym, że Snopek nie jest kastrowany, a zaburzenia z hormonami, chyba jako takie są, bo ma On pomarańczowy łupież... (A całkiem niedawno byłam z Nim w tej sprawie właśnie u Niej i potwierdziła, że pomarańczowy łupież jest faktycznie wywołany zaburzeniami, a raczej nadmiarem testosteronu, i kwalifikuje się On do kastracji...

) Czyżby więc moim ogormnym błędem było nie kastrowanie Go wcześniej, jak był mały?:( Teraz ma rok i około 4 lub 5 mc'y... Ale ja świadomie Go nie kastrowałam, nie chciałam Go narażać... Bałam się poprostu. Teraz boję się postokroć!!! Przy znieczuleniu, będzie miał zrobione zdjęcie... Mam najczarniejsze myśli... O zabieg, o jego przebieg, o to jak będzie się zachowywał PO, czy się obudzi...

(( O wyniki badania wyciętego guza... O to, czy będą przerzuty... O to............................. Nie, nie mogę o tym już nawet myśleć, ale cały czas po głowie chodzi mi, to, jak to będzie jak będę musiała Go................ Nie, to jest okrutne! A już pomyślałam sobie... Że On jest oczkiem w głowie mojej rodziny, każdy bez wyjątku Go tu kocha, rozmawia z Nim, NIKT Mu tu krzywdy NIGDY nie zrobił i nie chce zrobić, jest dopieszczany i jest pieszczochem... Chciałam i chcę nadal by Jego życie było szczęśliwe i do... Samego końca nie pozwole Mu cierpieć!!!... Jeśli wyniki okażą się "złośliwe", jeśli po wycięciu okaże się, że są przerzuty i zauważe zmianę w Jego zachowaniu, nie będzie jadl, pił, chodził... To myślę, że to będzie najelpsze wyjście, ale... ja nie będę potrafiła... Boże, przecież My jeszcze na kolejnej wizycie nie byliśmy, a ja już myślę, że... Boże, pomóż! On nie zasługuje na to... I się poryczałam. ;(((