Koopa -
Zakładasz, że skoro jedna para jest wege i ma problem z płodnością, to należałoby sie przyjrzeć diecie. Napiszę, że nawet 100 par wege ni jest powodem do sądzenia iż w byciu wege coś może być w związku z płodnością. W temacie płodności siedzę od kilku lat, więc odgórnie obalam tę informację.
Co trzecia para ma problem z poczęciem dziecka. Wiele z tych par ma stwierdzoną niepłodność możliwą do wyleczenia. Problem leży fifty fifty - to po stronie kobiety (np policystyczne jajniki, nietypowabudowa narządów, złe wyniki tarczycowe, wrogość śluzu i tak dalej) - to po stronie mężczyzny (złe parametry nasienia).
+/- 10% par przebadanych od stóp do głów cierpi na tak zwaną niepłodność niezdiagnozowaną. Czyli starają się ponad rok, w dni płodne - a dziecka z tego nie ma. Część z tych par zadzie w przeciągu kolejnego roku - ale część - nie.
Nie znaleziono wspólnego mianownika, czyli wykluczono między innymi dietę. Dla nieodpowiednich diet jest osobny odsetek.
Nieodpowiednia dieta to źle zbilansowana dieta - wpływa na cykl kobiety i nie sposób nie zauważyć, że coś jest nie tak (np brak miesiączki przez 3 miesiące).
Nie przeczę - być może były robione badania świadczące o tym, że mięsożercy częściej zachodzą (statystycznie) niż roślinożercy - nie spotkałam ię - ale na pewno nie podciągałabym pod to problemów z płodnością u wege. Najwyżej jedni zajdą zybciej, inni później ale wszyscy zmieszczą się w roku (zdrowej parze daje się pełen rok na zaciążenie a statystycznie udaje się to w 5tym cyklu starań).
ALE - jak pisałam - póki takich badań nie widzę, to nie uwierzę nawet, gdyby przykładem było 100 par wege, bo ta setka to nic w porównaniu do całej populacji.