Dziękuję wszystkim za wyrazy współczucia. Takie wsparcie było i jest mi bardzo potrzebne.
Zastanawiam się, co teraz zrobić z Blondyśką. Byłyśmy dzisiaj na kontroli - nie miałam czasu tutaj napisać, ale w tym samym czasie, kiedy odeszła Cookie, guz na szyi Blondyśki pękł i zaczął się paskudnie sączyć ropą. Było czyszczenie, przemywanie, antybiotyk (mąż okazał się niezastąpiony, ja leżałam plackiem z nadwyrężonym kręgosłupem, a on dbał o wszystkie swoje baby), teraz chyba sytuacja jest opanowana, chociaż antybiotyk dalej podajemy, a wstrętne guzisko nadal tam jest. Dzisiaj potwierdziły się też moje obserwacje sprzed kilku dni: Blondyś ma przerzuty. Kiedy stan Blondysi wydawał się stabilizować, niespodziewanie odeszła Gadzinka. Blondyś została w klatce sama, jeszcze pełna wigoru, ale z wyrokiem.
Łączyć ją ze stadkiem czy dać spokój? Jej największy wróg, Cookie, już nie żyje. Miśka też nie lubi, ale mam nadzieję, że da się to zmienić. Gdyby była zdrowa, nie miałabym wątpliwości, a tak, być może, szykuję jej stres łączenia na, znowu być może, ostatnie tygodnie życia.

Na razie kupiłam jej Kalm Aid, dam przez kilka dni, a potem sprawdzę, jak reaguje na stadko.
Beziuta tradycyjnie na antybiotyku, bo z oka nadal leci porfiryna i zaczęła smarkać. Poza tym, Karsivan i wit. B na problemy z lekkim niedowładem łapeczek. Właśnie widzę, jak radośnie kica po kanapie. Dla takich widoków warto męczyć siebie i ją wtykaniem gorzkich leków.
Młodziaki, odpukać, na razie trzymają się wzorowo. Misiek nadal trzpiotowaty, a Palmyra z Bagietką kochają się jak siostry i mogą cały dzień galopować i rozrabiać wspólnie.