Nasze panienki czują się pewnie z lekka porzucone , bo lgną do nas z takim jakimś żalem wyczuwalnym w postawie i spojrzeniu – ale my je zapewniamy solennie , że nic a nic nie są mniej kochane niż przedtem.

Czarnulka jedynie boczyła się na mnie i unikała dotknięć przez dwa dni - być może jednak to nie ona przelała krew niebieściaczka i zebrała ochrzan niezasłużenie.
W ramach sesji integracyjnej ponownie wytaszczyłam przysposobione do zabaw kartony i wpuściłam tam oba duety. Największą uciechę jak zwykle miał niebieściak , Czarnulka ulegając moim subtelnym sugestiom pobieżnie spenetrowała ruiny , a następnie swoim zwyczajem oraz sobie tylko znanymi sposobami raz za razem lądowała na łóżku i kamuflując się za przyciągniętą zasłonką zawzięcie udawała , że nie ma jej w domu , Finlandia zaś rytualnie podjęła gonitwę za Moaning Plague.
Kiedy Dżumie odechciało się jęczenia , skrzeczenia i straszenia natrętów, skorzystała ze zmiany w położeniu tekturowych fortyfikacji , po czym zajęła jej zdaniem korzystne strategicznie miejsce w bastionie, ale i tam dopadł ją oblężyciel niestrudzony a obmierzły wielce
„nigdzie nie dadzą spokoju nooo!”
Mnogość sytuacji obfitujących w okazje do nawiązania poprawnych stosunków interpersonalnych i prowokujących nie zawsze zamierzone interakcje spowodowała , że wszystkie ogony zrobiły się nad wyraz nerwowe i płochliwe niczym paranoiczki, reagując niewspółmiernie do pojawiającego się bodźca , niemającego znamion nijakiego zagrożenia. Oczywiście my rozczulamy się najbardziej nad Dżumą bo niezdrowa , i nad Martinką , bo niebieściak to takie wyrośnięte z lekka dziecko. Wczoraj Czarnulka zamiast próbować ją capnąć ( tak , tak…), przysunęła się i leżącą na półeczce poczęła iskać za uchem; z uniesioną w powietrzu lewą łapeczką , nieporuszone niczym niebieski kameleon , dziecko zastygło przerażone w oczekiwaniu dziaba , a kiedy ten nie nastąpił , rozluźniło się i zamknęło oczy. Wielka czarna kapturzyca odeszła jakiś czas później do swoich spraw, a Martini wciąż trwała w bezruchu , z przymkniętymi oczkami….Zasnęła podczas pieszczot ! Czy to nie dzieciaczek?
Idąc w ślady upiornych koleżanek , Fini także posmakowała Lavazzy i teraz mogę się przekonać , jak jest uroczo całuśna! A jeszcze bardziej , kiedy wyczuje ode mnie torta…
Niestety chyba czeka ją turnus sanatorium odchudzającego , bo zaczyna niebezpiecznie przypominać lśniącą słodką foczkę…
W nocy ona i Moaning Plague pobiły się nie na żarty i Fini wylądowała w misce z wodą; nie mam pojęcia która zebrała większe baty ( czy w ogóle któraś zebrała bo bijatyka nie pozostawiła śladów dających się odnotować podczas obdukcji) , ale pisk i wrzask był tak przerażający , że złamałam się i w obawie o czekoladową foczkę i niebieściaka przeniosłam je do drugiego pokoju.
Rano nie było tak strasznie , ale też nie było poprawnie…
